sobota, 25 lipca 2015

12. Twoje zdjęcie.

Ten rozdział jest pełen emocji, jeśli nie lubisz płakać i masz słabe serduszko..nie czytaj tego!!
Pff do kogo ja pisze!! I tak przeczytacie! :P


Moje popołudnie szło idealnie.
Justin miał dzień wolny od treningu, teraz pakuje w siebie węglowodany i napełnia swoje mięśnie energią tak samo jak talerz. Odmówił jedzenia posiłków Diane i zamiast tego przyprowadził nas wszystkich do hotelowej restauracji. Mężczyźni jedzą osobno dyskutując o rzeczach związanych z 'walką', a ja spędzam miło czas z Diane. Próbujemy odgadnąć składniki tego, co jemy. Smak… pomarańczy? Nutka kardamonu?
A potem mój telefon pika. Jestem podekscytowana widząc, że to wiadomość od Mel.
Melanie: Niechętnie chcę to przyznać temu dupkowi Riley’owi, ale miał rację. W internecie pojawiło się zdjęcie jak całujesz tamtej nocy tą Ohydność w ludzkiej postaci! I poszło to dalej!
Mój świat zatrzymuje się.
Wracam do tamtej nocy, gdy stałam na palcach i całowałam Ohydność w ludzkiej postaci. Nagle wszystko nabiera sensu. Jego kolesie zrobili zdjęcie? Oczywiście.
Jeśli ktoś spędził cztery minuty na nagrywaniu mnie podczas prób do Olimpiady, w najbardziej upokarzającej chwili mojego życia, to znajdzie się też ktoś gotowy do uwiecznienia drugiej najbardziej upokarzającej chwili mojego życia. Oczywiście, że zrobili zdjęcie. Może nie za pierwszym razem, gdy nawet go nie dotknęłam, ale co z tym drugim, kiedy musiałam wytrzymać pięć sekund?
Mój tyłek robi się ciężki i czuję jakbym tonęła jeszcze przed początkiem sztormu, wystarcza sam widok nadciągającej chmury. Ze sparaliżowanymi płucami wkładam telefon z powrotem do torebki. Czuję jakby wszystko co robię odbywało się w zwolnionym tempie. Zerkam na stolik, przy którym mężczyźni omawiają strategię na jutrzejszą walkę i widzę, że Justin słucha ich. W jednej chwili jest normalny, zrelaksowany i oparty na siedzeniu z nogami wyciągniętymi na różowym krześle hotelowej restauracji, a w następnej widzę jak patrzy w skupieniu na swój wibrujący telefon.
Moje serce spada do stóp, ale sekundy mijają i nic się nie dzieje. Nie potrafię odczytać jego profilu, ale kompletnie znieruchomiał. Potem wszystko dzieje się błyskawicznie. Przewraca cały stolik z gigantycznym hukiem a trener ląduje na ziemi obrzucony tysiącami talerzy i jedzenia.
W tym samym ruchu Justin rzuca się na nogi, ciska telefonem przez pomieszczenie, który rozbija się o ścianę i zaczyna maszerować w moim kierunku. Pete wstaje i sięga do tylnej kieszeni.
- Nie, Pete, nie!- Krzyczę nie mogąc znieść myśli, że mogliby uśpić Justina.
Próbuję zachować spokój, ale moje serce wali tysiąc razy na minutę. Odkąd jesteśmy razem nigdy nie miałam do czynienia ze wściekłym na mnie Justinem i nagle trochę się go boję, ale nie chcę, by o tym wiedział. Siedzę zupełnie nieruchomo trzęsąc się na krześle, gdy staje przede mną. Dyszy jak byk, jego nozdrza drżą, oczy płoną czernią, pięści trzęsą się przy jego bokach. Ale to ta wielka bolsność w jego wzroku wysyła okropne drgawki po moich ramionach.Muszę wykonać wysiłek mnożony razy dziesięć, by się odezwać.
- Justin chcesz ze mną porozmawiać?- Pytam twardym głosem.
- Chcę zrobić więcej niż z tobą porozmawiać. -Włoski na moim karku unoszą się w alarmie.
- W porządku, porozmawiajmy. Przepraszam, Diane. - Mówię pozornie spokojnie i odsuwam krzesło, aby wstać. Trzęsą się mi nogi. Wygląda na większego niż normalnie i cała restauracja patrzy na niego.
Diane odchodzi do przewróconego stolika, żeby pomóc Trenerowi się pozbierać.
Ręce Justina prostują się i skupiają w pięści przy jego bokach, gdy patrzy na mnie gniewnie. Jego szczęka rusza się, kiedy oddycha szybko i nierówno. Widzę, że Riley właśnie zaszedł go od tyłu i stoi obok Pete’a. W oczach Justina rozgrywa się zaciekła bitwa. Walczy jakby wiedział, że musi się
kontrolować, ale nie może. Tak jakby gniew był poza nim.

Próbuję uspokoić mój puls równocześnie płonąc potrzebą uspokojenia go. Wiem, że kiedy położę ręce na jakiejkolwiek części jego ciała, zrelaksuje się pod moim dotykiem.
Wiem także , że czasami potrzebuje mojego dotyku tak bardzo jak ja potrzebuję mu go dać. Tylko, że nigdy nie był taki i boję się, że po raz pierwszy w moim życiu, mój dotyk nie będzie u niego mile widziany. Myśl, że jedyny mężczyzna jakiego kiedykolwiek kochałam czuje się zdradzony przez
mnie... zabija mnie. Nawet jeszcze się nie odezwał a i tak czuję jak jego emocje otaczają mnie. Cokolwiek ma mi do powiedzenia to już boli gdzieś w głębokiej i większej części mnie. Zraniłam go.
Zraniłam go i nienawidzę siebie za to. Moja tchawica zaciska się z bólu.
- Ja tylko poszłam zobaczyć się z moją siostrą. - Wymuszam z udręką, studnia żalu i niepokoju kłębi się we mnie. Wyciąga rękę z mocno trzęsącym się palcem wskazującym i dotyka moich ust...tych, które pocałowały ohydny policzek Skorpiona. Potem pochyla się i gryzie mnie. Głośno nabieram powietrza z szoku i pożądania, gdy czuję jego zęby na mojej skórze.
- Negocjujesz z takim śmieciem jak on? Bez mojej wiedzy?- Pyta niskim, drżącym głosem, gdy jego policzek przesuwa się z trudem po moich ustach.
- Justin, poszłam zobaczyć się z moją siostrą. Nic mnie nie obchodzi ten śmieć. -Dotyka moich włosów i ten dotyk jest tak niespodziewanie delikatny, że chcę umrzeć przez sposób w jaki odróżnia się z szaleństwem w jego oczach i sposobie w jaki jego kciuk zaczyna desperacko pocierać moje usta.
- A mimo to całujesz tego pieprzonego dupka tymi samymi ustami, którymi całujesz mnie.
- Proszę, po prostu policz do dziesięciu.- Dotykam bezsilnie jego rękawa.
Mruży oczy, a potem mówi na jednym wydechu.
- Jeden,dwa,trzy,cztery,pięć,sześć,siedem,osiem,dziewięć,DZIESIĘĆ. -Pochyla się i łapie w pięść kołnierzyk mojej koszuli przysuwając mnie bliżej siebie. Zdenerwowane spojrzenie jego oczu przecina mnie jak szpony.
- Całujesz tego skurwysyna tymi samymi ustami, za które bym zabił? -Jego oczy są dzikie, kiedy ponownie dotyka moich ust. Tym razem robi mocno trzęsącymi się dwoma palcami i nagle widzę już tylko jego niezdecydowanie. Jego oczy są czarne. Mroczne i nawiedzone. Nie mogę znieść tego, że to ja włożyłam tam tą ciemność i czuję jego ból. Czuję go w każdej części mojego ciała.
- Moje usta ledwo dotknęły tatuażu. - Mój głos jest cichym szeptem, bo tchawica zaczyna się zamykać.
- Ja tylko zrobiłam to, co ty robisz, kiedy pozwalasz się uderzyć i dajesz im fałszywą pewność siebie, żeby zobaczyć się z siostrą. - Uderza się pierś z głośnym hukiem.
- Jesteś moją cholerną dziewczyną! Nie masz prawa dawać nikomu fałszywej pewności siebie!
- Proszę pana, musi pan natychmiast opuścić lokal. -Głowa Justina obraca się, gdy menadżer idzie w naszą stronę. Nagle Pete i Riley powstrzymują biedaka przed zbliżeniem się. Pete wprawnie wyciąga książeczkę czekową i termin 'koszt wyrządzonych szkód' odbija się w pomieszczeniu. Zmrużone oczy Justina wracają do mnie, jest taki wściekły, piękny i cholernie trudny, że po prostu nie wiem co mam
z nim zrobić. Przysuwa się i sunie palcem po mojej szczęce. Odpowiadam na to, moje przestraszone ciało jest przygotowane na seks z tą ilością hormonów, którymi strzelił do mnie jego nastrój.
- Obiję mordę temu gnojowi.- Szepta. Ta aksamitna obietnica jest naznaczona groźbą, gdy pochyla się i wsuwa język w moje usta.
- A potem złamię ciebie, żebyś zaczęła mi ulegać.
- Justin, uspokój się. - Mówi Riley.
- Wszystko w porządku, Riley. Nie łamię się tak łatwo, a on może spróbować, jeśli chce. - Mówię ostro w końcu patrząc spode łba na Justina. Błaga o to.
Patrzy na mnie wrogo i opuszcza swoją ciemną głowę oddychając głośno w moja twarz. Chwyta moje włosy w pięści i miażdży moje usta brutalną zaborczością biczując je każącymi liźnięciami swojego języka.
- Kiedy zabiorę cię do łóżka, wyliżę cię do krwi moim cholernym językiem aż nigdzie nie będzie już czegokolwiek od niego. Tylko ja. Tylko ja. -Jego erekcja wbija się w mój brzuch i dociera do mnie, że całkowicie przeszedł w tryb terytorialny. Odbiło mu na punkcie 'utrzymania mojej partnerki', 'udowodnienia jej, że jest moją własnością'. Moje uda rozpętują się, nabieram powietrza i przysuwam się do niego.
- W porządku, zabierz mnie tam. - Proszę wyczerpana potrzebą poluzowania nas obojga. Odrywa się i mruży oczy.
- Nie mam kurwa czasu, żeby się tobą zająć. - Mówi ostro i zaczyna iść w kierunku drzwi, a ja krzyczę panicznie.
- Justin, wróć. Nie wpakuj się w kłopoty! -Obraca się i mój żołądek ściska się, kiedy widzę na jego twarzy minę zdeterminowanego mordercy. Jego pięści trzęsą się przy jego bokach, kiedy podnosi palec do góry i wskazuje nim na mnie.
- Chronienie ciebie jest moim przywilejem. Będę cię chronił i wszystko, co jest ci drogie tak jakby było moje. -Przestaję oddychać, gdy widzę jak na mnie patrzy.
- Ten chory dupek właśnie ubłagał mnie, bym zakończył jego marne życie i cieszę się mogąc spełnić tą prośbę. - Warczy, jego oczy wbijają się we mnie z drzwi.
- Właśnie zabrał mi coś świętego i naszczał na to!- Wraca do mnie szybkim krokiem i wbija palec pomiędzy moje piersi.
- Zrozum mnie. Jesteś. Moja!
- Justin, ona jest moją siostrą.
- I Skorpion nigdy jej nie puści. Trzyma swoje kobiety odurzone narkotykami i zależne od niego. Ich umysły są pocięte na tak małe kawałki, że nawet nie potrafią myśleć. Nigdy jej nie odda dopóki nie zachce czegoś większego od niej. Czy to ty? Chce ciebie, Brooke? Mógł cię odurzyć. Rozebrać cię. Zerżnąć cię. Niech będzie przeklęte moje życie, mógł cię zerżnąć!
- Nie!
- Dotknął cię?
- Nie! Robią to, żeby cię sprowokować, nie pozwól im! Zachowaj to na jutrzejszy ring. Proszę. Chcę być z tobą dzisiaj wieczorem.
- Byłem z nią przez cały czas, stary, nic się nie wydarzyło. - Interweniuje Riley klepiąc go po ramieniu i próbując go trochę wycofać. Widzę jak poczucie zdrady zasiada w jego oczach, gdy słyszy słowa Riley’ego. Zanim mogę go powstrzymać, robi zamach i chwyta koszulę Riley’ego w pięść.
- Ty mały gnojku, pozwoliłeś mojej dziewczynie zbliżyć się do tej kanalii?! -Ściska mnie panika, kiedy podnosi Riley’ego z podłogi.
- Justin, nie!- Podchodzę do jego boku i ciągnę bezskutecznie za jego ramię. Potrząsa nim w powietrzu i Riley robi się fioletowy.
- Pozwoliłeś jej pocałować tatuaż tej plugawej kanalii? Pete spogląda na mnie.
- Przepraszam.- Mówi bezdźwięcznie, a potem odzywa się do  Justina.
- W porządku, kolego, teraz położymy Niszczyciela do łóżka, co?- I wbija strzykawkę w jego szyję. Justin upuszcza Riley’ego na podłogę i wyrywając pustą strzykawkę ze swojej szyi, a potem rzuca ją na bok. Wstrzymuję oddech, gdy podchodzi i chwyta mnie. Patrzy na mnie ciskającymi gromy oczami i otwiera usta wahając się. Potem wydaje z siebie niski, zbolały dźwięk, gdy miażdży moje usta. Pocałunek zarówno pochłania mnie jak i każe, a potem Justin puszcza moje ramię i kroczy ciężko w stronę drzwi zostawiając moje otarte, spuchnięte usta.
Riley kaszle podnosząc się na nogi i pociera gardło, kiedy dociera do nas, że Justina już nie ma.
-Co do diabła?- Mruga Pete w całkowitym niedowierzaniu gapiąc się na otwarte drzwi, przez które właśnie wyszedł Justin.
- To miało uśpić słonia, no nie? - Riley pyta ponuro Pete’a.
- Gdzie 'powinno' jest słowem kluczowym. -Riley kręcąc głową strzepuje szkło z jeansów.
- To pewnie przez tą całą adrenalinę. Cholera.
- Pete, zbierz się do kupy! Właśnie wstrzyknąłeś mu środek uspokajający! Z tego co wiemy to może upaść w alejce, mogą go okraść albo… o Boże.- Zakrywam twarz, kiedy myślę o tych wszystkich rzeczach, które może źle zrobić, i które mogą mu się przydarzyć.
- Brooke, uspokój się, my się tym zajmiemy. Riley, idź wziąć jeszcze dwa te środki uspakajające. Spotkamy się w samochodzie. - Mówi Pete, potem obraca się do menadżera i wskazuje na czek, który nadal trzyma.
- Więc jeśli mógłby pan przesłać rachunek do apartamentu prezydenckiego? Gwarantuję, że rano się wyniesiemy.
- Chcę pomóc!
- Do cholery, już wystarczająco pomogłaś, Brooke. - Mówi do mnie Riley patrząc tak jakbym właśnie uwolniła apokalipsę.- Po prostu idź na górę i czekaj na niego. Wiesz co cię
czeka, kiedy wróci.

~~~~
Krążę po pokoju jak wariatka czekając na jakieś wieści. Na cokolwiek. Widzę jego wszystkie rzeczy leżące w naszym apartamencie: jego iPada, laptopa, jego szczoteczkę do zębów w umywalce, jego ubrania nadal w walizce, niektóre wiszące w szafie, i okropny niepokój przesuwa się od moich zakończeń nerwowych. Justin po prostu tam poszedł i może porzucić wszystko dla mnie. Moje usta są obolałe od tortur jakie sprawiłam sobie moimi zębami, gdy tak rozmyślam o przeszłości.
Zastanawiam się co mogłoby się wydarzyć gdybym powiedziała, że nie pocałuję tego głupiego tatuażu. Mogłabym w ogóle nie porozmawiać z Norą. Mogłaby nigdy nie dostać szansy uwolnienia, którą jej zaproponowałam. Wtedy wydawało się to stosunkowo nieszkodliwe, czułam też że nie miałam wyboru,
ale tak bardzo chciałabym, by Justin nigdy się o tym nie dowiedział. Nawet, kiedy był zły, potrafiłam wyczuć jaki czuje się skrzywdzony i teraz martwię się tym. Nawet jeśli teraz okłada pięściami szczękę Skorpiona, jego Podziemne zwycięstwo szlag trafi. A już w ogóle nie chcę myśleć o tym, co ten ohydny, jaszczurzy, chory fiut może zrobić Norze w odwecie, jeśli Justin dzisiaj zrobi mu krzywdę.
O Boże.
Myśl o zniszczeniu nie tylko mojej kariery, ale też Justina niszczy mnie. Mój żołądek jest tak niespokojny, że czuję jakbym zaraz miała wyrzucić z siebie wnętrzności. Chcę, by Nora była bezpieczna, ale desperacko pragnę, aby Justin wrócił do hotelu, gdzie z pewnością mogę spróbować zaspokoić go seksem. Jeśli chce mnie złamać, bym była mu uległa to jak mi Bóg miły pozwolę temu mężczyźnie wierzyć w co tylko zechce.
Wszystko, żeby znowu był spokojny i łagodny. Nie boję się go. Nie będę. Nadal jest moim Justinem, tylko w cholernie złym nastroju. Ale o piątej nad ranem nadal go nie ma. Sprawdzam internet jak wariatka i mam włączone lokalne wiadomości w telewizji. Boję się najgorszego. Słyszę drzwi i unoszę głowę, moje serce pulsuje w gardle, gdy widzę Riley’a. Natychmiast wyskakuję z kanapy.
- Justin? Gdzie on jest? Co zrobił? -Riley nie chce spojrzeć mi w twarz, po prostu wchodzi od razu do głównej sypialni i przeszukuje szafę.
- Jest na ostrym dyżurze. - Okropne napięcie rozciąga się od jednego końca mojego kręgosłupa do drugiego. Nagle czuję jakbym dostała w tyłek i ruszam za nim z determinacją.
- Co zrobił? Pozwól, że wezmę moje rzeczy. Muszę się z nim zobaczyć. -Riley chwyta jego szczoteczkę do zębów, maszynkę do golenia i wrzuca wszystko do małej, skórzanej torby.
- Będzie lepiej, jeśli zaczekasz tutaj. To tylko kilka szwów.- Potem zabiera jego buty do boksowania i strój do walki.
- Nie są zdyskwalifikowani. Żaden z nich nic nie powie. Walka odbędzie się dzisiaj wieczorem, a raczej będzie wznowiona dzisiaj wieczorem. -Żółć w moim żołądku zaczynają nieprzyjemnie bulgotać. Naprawdę brakuje mi testosteronu na to wszystko. W filmach to jest seksowne, kiedy facet walczy o dziewczynę, ale to jest mój facet, który walczy przeze mnie. Czuję się z tym tak okropnie jak to możliwe i jestem bardziej niż trochę zdesperowana, by pójść tam, ochronić go i nakarmić.
- Na którym ostrym dyżurze jest?- Idąc za nim przez sypialnię, porywam parę jeansów i wsuwam je na siebie pod czarny t-shirt Justina... ten, w którym czasami śpię.
Riley obracając się na pięcie przy drzwiach unosi obie ręce, by mnie zatrzymać.
- Proszę, nie rób tego. Na miłość boską, B, nie pokazuj się tam. Ani Pete, ani ja nie chcemy, żebyś się z nim zobaczyła. Proszę, Brooke. Po prostu mnie posłuchaj.
- Ale jak on się czuje…- Mrugam do niego, moje oczy zamazują się, a głos łamie.
- Tylko powiedz mi jak on się czuje.
- Jest wkurzony. W szpitalu podali mu środki uspokajające. Szczerze? Nie wiem jak możemy się spodziewać, że będzie dzisiaj walczył. Ale przynajmniej jest zły. -Patrzę spode łba na zatrzaskujące się drzwi i stoję gapiąc się. Też jestem zła, ale czuję również jakby coś zżerało mnie od środka.
Chęć zobaczenia się z nim jest przenikająca, ale nie wiem czy pomogłabym mu lub zaszkodziła, po prostu nic o tym nie wiem. Używając jego laptopa googluję 'dwubiegunowość' i wyskakują mi tony artykułów opisujących epizod maniakalny, gdzie osoba jest albo ekstremalnie szczęśliwa albo ekstremalnie poirytowana...zatraca się w nadmiarze zajęć przynoszących rozkosz: seksie, hazardzie, alkoholu i czasami doświadcza halucynacji. Czuje się wypoczęta po krótkim śnie albo jego braku, zachowuje się lekkomyślnie lub brutalnie i często taki epizod kończy się epizodem depresyjnym, kiedy osobie ledwo udaje się wstać z łóżka. Jestem pewna, że Justin jest teraz w manii już widziałam, że był pobudzony przez te wszystkie noce ostrego seksu. Pamiętam jak powiedział mi tej nocy, gdy wyjawił mi, że jest dwubiegunowy, iż odejdę, kiedy zrobi się stromo. Mam podwójne postanowienie, żeby nie stchórzyć i wytrzymać z nim. Ale zastanawiam się jak sobie teraz radzi po bójce z tym przeklętym gadem. Boże, proszę, proszę, nie pozwól mi zrujnować mu tej dzisiejszej walki.
Tylko o tym myślę, kiedy chwytam moje adidasy, opaskę na kolano i kieruję się do hotelowej siłowni, wchodzę na bieżnię i biegam przez dwie godziny. Skupiam się na planowaniu, co zrobię kiedy go zobaczę. Chcę powiedzieć, że go przepraszam za to, że czułam potrzebę nie mówienia mu o odwiedzinach u siostry, ale musiałam z nią porozmawiać i nie chciałam go martwić. Chcę go pocałować i zapomnieć, że to w ogóle się wydarzyło. Niestety, poranek mija i nie widzę go w południe, ani nawet o pierwszej, drugiej czy trzeciej. Nie widzę go aż do walki.
Do tego czasu jestem już kupką trzęsących się nerwów. Przez cały czas nie widziałam też Pete’a, tylko Trenera i Riley’ego, którzy zapędzili mnie na moje miejsce, kiedy próbowałam przedostać się za kulisy i zobaczyć z nim.
- Proszę, po prostu daj mu się skupić. - Mówi Riley.
Mogę tylko przytaknąć. Atakuje mnie chora tęsknota, kiedy siadam i czekam, czekam w nieskończoność. Dzisiaj odbędzie się tylko jedna walka. Tylko Justin i Skorpion staną ze sobą w walce i ta pojedyncza walka będzie trwała godzinami. Już wydawało mi się wiecznością czekanie aż usłyszę jego imię wydzierające się poprzez głośniki. Moje serce podnosi się w piersi w tym samym czasie, gdy widzowie podnoszą się i wiwatują mu.
- A teeeeraaz, panie i panowie, chwila na którą wszyscy czekaliśmy. Nasz panujący mistrz, obrońca, jeden jedyny Justin RIPTIDE Bieber! -Tłum szaleje, a moje oczy nagle rozpływają się, gdy widzę mignięcie czerwieni na początku tunelu. Wychodzi truchtając na ring i motylki eksplodują we mnie. Moje oczy płoną chęcią zobaczenia go z bliska. Wskakuje na ring i wyciąga ramiona, a Riley ściąga jego czerwoną pelerynę i odkłada ją na bok.
Pożeram wzrokiem jego ciało i zimny, mocny szok trzyma mnie w miejscu na kilka długich, pełnych niedowierzania bić serca. Fioletowe sińce ciągną się w górę jego torsu. Ma rozcięte usta i kilka szwów na prawej brwi.
Zmuszam się, by usiąść i czekam na zwyczajowy obrót Justina. Nie robi go.
Tłum wykrzykuje jego imię jak mantrę i widzę, że podziemie jest napakowane większą ilością jego
fanów niż Skorpiona. Ale dzisiaj Justin nie jest zarozumiały, nie obraca się i nie uśmiecha do nich.
Nie obraca się i nie uśmiecha do mnie.
Mój nastrój siada i nagle dociera do mnie, że nigdy, przenigdy nie pragnęłam tak zobaczyć czyjegoś uśmiechu jak teraz. Nigdy nie czułam się tak boleśnie niewidzialna dopóki nie poczułam braku jego oczu na mnie dzisiejszego wieczoru.Kiedy prezenter woła.
- A teeeeraz, panie i panowie, koszmar w żywej postaci, którego wszyscy się obawiacie. Uważajcie na Benniego Czaaaaarnego Skorpiona! - Uderza mnie mdlące uczucie rozpaczy, gdy Justin nadal nie chce odwrócić na mnie swoich karmelowo-czarnych oczu. Obserwuje jak Skorpion powoli zbliża się tunelem z podniesionymi środkowymi palcami w śmiałym oczywistym geście mówiącym 'Taa, pieprzyć Justina Biebera i pieprzyć publiczność!'
Chłodne przerażenie rozchodzi się po moim żołądku, gdy studiuję dumny, twardy profil Justina, który czeka w swoim narożniku. Brak jego zarozumiałej odpowiedzi na jawną bezczelność Skorpiona staje się dla mnie boleśnie oczywisty. Nagle zaczynam się zastanawiać czy nie jest za bardzo dumny, by mi wybaczyć. Czy już nigdy mnie nie pocałuje? Nie będzie się ze mną kochał? Nie będzie mnie kochał tak jak ja jego? Dlatego, że pocałowałam jego wroga? Skręcam się w środku z potrzeby porozmawiania z nim, wytłumaczenia, życzenia powodzenia i uśmiechnięcia się do niego.
Ale nie patrzy w moim kierunku i wypełnia mnie podejrzenie, że swoje najbardziej tonące spojrzenie kieruje wszędzie byle nie na mnie, gdy Skorpion wskakuje na ring.
Obserwuję jak zdejmują Skorpionowi czarny szlafrok i widzę, że on też źle wygląda.
Jego twarz jest fioletowa dokładnie w tym miejscu, gdzie kiedyś był jego tatuaż. Teraz jest tam pełno blizn z przynajmniej dwunastoma szwami w miejscu jego pełzającego insekta.
Żółte oczy Skorpiona od razu lądują na Justina i znajomy, szatański uśmiech rozciąga jego wąskie usta. Uśmiech, który już wydaje się być zwycięski w porównaniu do posępnej, cichej intensywności na twarzy Justina. Z sercem opasanym strachem, szukam Nory pośród tłumu i próbuję zlokalizować ją
pośród świty Skorpiona, ale nigdzie jej nie widzę. Moja zgroza podwaja się, kiedy zastanawiam się czy wszystko to, co spowodowałam, czy to wszystko… było na nic?
 Gong dzwoni i wszystkie atomy mojego ciała skupiają się na Justinie, gdy obaj zawodnicy podchodzą na środek ringu. Cios Skorpiona ląduje w żebrach Justina. Potem szybko wali go w szczękę okropnym podwójnym uderzeniem i słyszę zdzieloną skórę oraz kości. Justin zostaje na swoim miejscu, ale trzęsie się biorąc w garść i dalej stoi stopa w stopę ze Skorpionem. Jego ramiona są zgięte przy bokach. Mój brwi marszczą się w zamieszaniu. W każdej walce z jego udziałem w jakiej go widziałam, i wtedy gdy biłam się z nim na ringu i nauczyłam się kilku ruchów bokserskich, Justin nigdy nie miał tak nisko opuszczonej gardy. Okropne złe przeczucie zatapia swoje okropne szpony w moim żołądku i zerkam w górę próbując odczytać zmarszczone miny na twarzach Riley’a i Trenera. W ich rysach odznaczone są ponure linie, które tylko potwierdzają moje podejrzenia.
Garda Justina jest kompletnie opuszczona. Jego grube, umięśnione ramiona wiszą zrelaksowane przy jego bokach i teraz tylko buja się na piętach jakby czekał na kolejny cios. Jego brwi są zmarszczone, oczy mocno zmrużone, ale wygląda prawie jakby… był na to gotowy, we wściekły, lekkomyślny sposób.
Skorpion wbija cios w jego brzuch, potem kontynuuje hakiem w szczękę Justina, którą ten przyjmuje zbyt łatwo. Prawie od razu się prostuje i patrzy wściekle na Skorpiona jakby błagał go o kolejny.
Wydaje się prawie… samobójczy.
Justin przyjmuje na swoje ciało kolejne trzy ciosy, dwa w klatkę piersiową, jeden w żebra. Nadal ani razu nie uderzył Skorpiona. Jego garda nie podnosi się, a całego ducha Justina widać w jego oczach. Spalają się ogniem w oczy Skorpiona, kiedy szybko zbiera się po każdym ciosie i odsuwa o krok jak gdyby wyzywał go do oddania kolejnego ciosu. Jestem oniemiała.
Nie ma sposobu, by uspokoić mój chaotyczny puls ani umysł od wariowania. Nie mogę przestać martwić się o to czy jego żebra zniosą kolejne ciosy i dziko próbuję określić jakich innych urazów doznał podczas ich prywatnej walki. Co jeśli nie uderza, bo nie jest w stanie wyprostować ramion do ciosu? On. W ogóle. Nie. Uderza.
Bicie mojego serca nie chce się uspokoić i to alarmujące przeczucie, że stanie się coś strasznego łapie mnie w swój uścisk. Chcę pójść tam, przytulić mojego faceta i wyciągnąć go stamtąd!
Skorpion robi zamach lewą ręką i trafia go w szczękę, potem wymierza proste
uderzenie w twarz, które zwala Justina na kolana. Boli mnie gardło od głośnych krzyków i protestów, gdy publika zaczyna robić 'buu'.
- Buuuu! Buuuu!
- Zabij tego drania, Riptide! ZABIJ GO! - Walka trwa nadal, jest niekończąca się i szara jak noc.
Podczas wszystkich walk Justina, czułam zarówno różnego rodzaju nerwy jak i podekscytowanie, ale teraz buzuje we mnie ból, gdy Justina przyjmuje cios za ciosem.
Każde uderzenie łamie mnie w środku. Czuję ból w moich kościach, jak gdyby jego kości były moimi. Przy szóstej rundzie jestem tak ranna, że muszę zabrać go stąd w mojej głowie. Tam, gdzie będzie puszczał mi piosenkę. Muszę zabrać go na bieganie, gdzie będzie patrzył na mnie i uśmiechał się tymi błyszczącymi, niebieskimi oczami. Muszę zabrać go do naszego łóżka, gdzie jest nam ciepło, gdziekolwiek, gdzie może mi powiedzieć co…jest kurwa…nie tak!

Siedzę tutaj i obserwuję jak mężczyzna, którego kocham jest bity na śmierć. Kiedy upada na kolana po kolejnej serii okropnych ciosów w mięśnie brzucha, nadal się nie poddaje. Dyszy, kiedy próbuje oddychać, z czołem i ustami z których kapie krew, zachwyca publiczność wstając na nogi. Gniewnie pluje krwią w twarz Skorpiona, buntowniczy, gdy staje jeszcze raz w pozycji.
-Justin, walcz z nim!- Słyszę jak krzyczę i to krzyczę z całych sił jak nigdy w życiu.
-JUSTIN, WALCZ Z NIM! DLA MNIE! DLA MNIE! - Nadal na mnie nie patrzy. Następuje kolejna seria szybkich ciosów, które Justin znowu przyjmuje. Słyszę Uuuf, uuuf, gdy brakuje mu powietrza.
'Walka albo ucieczka', właśnie to oblewa całe moje ciało i bezlitośnie pożera moje naczynia krwionośne, zakończenia nerwowe, moje płuca. Po raz pierwszy w życiu czuję taki strach, że odpowiedź nadnerczy jest tak obezwładniająca, że chcę uciekać jak nigdy wcześniej. Chcę pobiec po niego, chwycić go i zabrać go daleko, z daleka od Skorpiona, od niego samego, od tego guzika samo-destrukcji, który wcisnął mój ukochany mężczyzna. Skorpion wymierza mu kilka prostych ciosów w głowę, a potem krach! Justin upada twarzą na podłogę.
Smuga krwi, która należy do niego rozpływa się wokół jego leżącego ciała. Ciemny, prymitywny gniew obezwładnia mnie, a czarny wąż strachu zaczyna boleśnie wgryzać się w najgrubsze arterie mojego serca. Twarz Justina jest opuchnięta, dyszy i drży z każdym oddechem, gdy kładzie jedną rękę na podłodze, a potem drugą. Chłodna, mroczna cisza otacza pomieszczenie, kiedy zaczyna się odliczanie, a Justin próbuje się podnieść.
Jego postać staje się wielką rozmazaną plamą przez łzy w moich oczach i muszę przełknąć prośbę, która buduje się w moim gardle. Chcę go błagać, żeby na miłość boską, skończył z tym gównem i po prostu został na ziemi!
Ja złamałam kolano przez przypadek, ale myśl o tym, że można samemu łamać się wielokrotnie i wstawać po więcej sprawia, że moje oczy zachodzą łzami w przerażającej rozpaczy.
Ale Justin podpiera się i wypluwa jeszcze więcej krwi na ziemię, używa ramion by podnieść się na nogi tylko po to, żeby przyjąć na siebie potężny prawy hak w skroń, który obraca jego głowę.
Riley i Trener głośno krzyczą do niego.
- Twoja pieprzona garda! Co się kurwa z tobą dzieje?- Powtarzają w kółko. Ich krzyki są głośne i boleśnie zrozpaczone. Widzowie wrzeszczą, żaden z nich nie chce zwątpić w Justina dopóki ten stoi.
-ZABIJ GO, RIPTIDE!!! ZABIJ GO!- Krzyczą.
I kiedy patrzę jak przyjmuje kolejny cios, który rozbryzguje krew na podłodze ringu, chcę krzyknąć do publiczności, żeby proszę zamknęli się do cholery! Chcę prosić, żeby na miłość boską, po prostu kurwa pozwolili mu leżeć i skończyć ten pieprzony koszmar! Nie kontroluję mojego spazmatycznego drżenia. Ludzie skandują.
- JU-STIN! JU-STIN!!
Widzę, że Justin cierpi. Jedno ramię zwisa bezwładnie u jego boku. Cierpi, ale dalej daje z siebie wszystko, tak jak podczas każdej walki, jak podczas każdego treningu. Będzie to kontynuował dopóki nie będzie mógł wstać. Kiedy ta informacja w końcu dociera do mojej oszołomionej głowy, rozbijam się na milion kawałeczków. Gorąca łza spływa po moim policzku, kiedy hałas roznosi się po pomieszczeniu. Ciało Justina otrzymało kolejną serię  uderzeń, a ich okropna siła powoduje, że cofa się na liny.
- Justin, Justin, Justin! - Dalej krzyczą ludzie.
Kiedy to skandowanie rozbrzmiewa w pomieszczeniu z równą siłą, twarz Skorpiona wykrzywia się w furii. Justin pluje dokładnie w miejsce, gdzie powinien być jego tatuaż szepcząc coś kpiącego. To wydaje się tak rozzłościć drugiego mężczyznę, że robi zamach z ogłuszającym rykiem i ląduje hakiem, po którym Justin pada na podłogę jak słomka trawy. Moje serce zatrzymuje się. Zapada cisza.

Mrugam w niemym horrorze na widok leżącej na boku nieruchomej postaci Justina.
Patrzę na te idealne ramiona, które znam na pamięć, na jego piękne kości, które pewnie są popękane, na jego pięknie wytrenowane i pięknie stworzone ciało całe posiniaczone na fioletowo i krwawiące na podłogę ringu. Jego oczy są zamknięte, co jest przerażające. Chcę umrzeć.
- Zwycięzca dzisiejszego wieczoru, Benny Czarny Skoooorpion! Panie i panowie, nowy mistrz Podziemia! Skooorpiooon!
Słowa docierają  jakoś do mojego mózgu, ale nawet ich nie rejestruję, kiedy siedzę nieruchomo na moim krześle. Bardzo mocno staram się trzymać się, gdy obserwuję jak sanitariusze...sanitariusze!...otaczają Justina.
Nigdy nie myślałam, że cokolwiek w moim życiu zaboli mnie równie mocno jak złamanie nogi i kuśtykanie z terenu eliminacji do Olimpiady ze złamanym duchem. Ale nie.
Teraz najgorszym dniem mojego życia był ten. Kiedy patrzyłam jak mężczyzna, którego kocham łamie własne ciało do nieprzytomności. Każdy milimetr każdej ćwiartki mojego serca jest złamany.
Przez palące oczy obserwuję jak sanitariusze kładą jego ciało na noszach i realność tej sytuacji uderza mnie niczym kula armatnia. Skaczę na nogi i biegnę jak szalona poprzez tłum ludzi, gdy lekarze zaczynają go wynosić. Przeciskam się pomiędzy dwoma, sięgam po zakrwawioną rękę i ściskam dwa zakrwawione palce.
- Justin! -Silne ramiona odciągają mnie i odzywa się znajomy głos.
- Pozwól im go obejrzeć, B. - Prosi Riley poszarpanym głosem ciągnąc mnie w tył, gdy próbuję się uwolnić. Obracam się chcąc go uderzyć, by mnie puścił. Widzę, że jego oczy są czerwone, kiedy
próbuje utrzymać moją szamoczącą się osobę i nagle załamuję się. Głębokie, kompulsywne szlochanie niszczy moje ciało i łapię go za koszulę, ale zamiast uderzyć, po prostu trzymam się go. Potrzebuję czegoś, czego mogę się trzymać, a moje duże, silne drzewo leży połamane na noszach, zbite na miazgę.
- Przepraszam. - Paczę, każdy centymetr mojego ciała trzęsie się i szarpie, a łzy wypływają ze mnie tak samo jak wtedy kiedyś, sześć lat temu.
- O Boże, tak mi przykro, tak mi przykro! - Też pociąga nosem, potem odsuwa się i wyciera swoje policzki.
- Wiem B, nie wiem co się kurwa…To po prostu…Do cholery, nie wiem co tu się wydarzyło. Jezu!
- Trener podchodzi do nas z posępną miną, jego oczy także połyskują łzami i  rozczarowaniem.
- Podejrzewają wstrząs mózgu. Jego źrenice nie reagują prawidłowo. - Nowa nagląca mokrość wyskakuje z moich oczu, a supeł w moim gardle zaciska się, kiedy Riley idzie za Trenerem. Nora. O rzesz kuuurwaa, muszę jeszcze zaczekać na Norę! Łapię plecy Riley’ego, grozi mi jeszcze więcej łez, gdy dociera do mnie, że nie będę mogła z nim pójść.
- Riley, moja siostra! Powiedziałam jej, że spotkamy się tutaj. -Potakuje w zrozumieniu.
- Wyślę ci sms'em nazwę szpitala. - Potakuję słabo i obserwuję jak wychodzi. Wycieram łzy i nawet nie wiem co zrobić z tornadem emocji we mnie. Desperacko chcę jechać z Justinem, ale nie mogę prosić
Riley’a, żeby zamienił się ze mną miejscami. Nora go nie zna, może zmienić zdanie, jeśli zobaczy go zamiast mnie. Przysięgam, że patrzenie jak go zabierają całego zakrwawionego i nie móc pobiec za nim to najtrudniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Opieram się o drzwi damskiej łazienki i czekam, czekam zmartwiona i prześladowana przez to, co właśnie zobaczyłam. Mój umysł nadal wariuje i czuję, że niedługo się obudzę i zdam sobie sprawę, że to był tylko zły sen, a Justin właśnie nie popełnił na tym ringu najbardziej bolesnej próby samobójczej.
Ale zrobił to. Zrobił. Mój Justin. Mężczyzna, który grał mi 'Iris'.
Mężczyzna, który śmieje się ze mną, biega ze mną i mówi mi, że jestem jego petardką.
Najsilniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek znałam i który był dla mnie tak delikatny jak to możliwe.
Ten, który jest trochę zły, trochę szalony i trochę za trudny dla mnie do radzenia sobie.
Mijają trzy godziny, skończyły mi się łzy i skończyła się też nadzieja. Nora nie przyjdzie. Justina właśnie dał się załatwić we wstrząs mózgu i powiedzieli mi, gdzie go przyjęli.Kiedy idę złapać taksówkę, to czuję jakby to, co złamało się we mnie już nigdy, przenigdy nie miało się zagoić.

~~~~
W szpitalu leży w prywatnym pokoju.
Przez pierwszy tydzień siedzę na krześle i patrzę na jego piękną twarz z rurką, która pomaga mu oddychać. Płaczę z gniewu, frustracji i bezsilności. Czasami zakładam słuchawki na jego piękną głowę i puszczam mu każdą piosenkę, którymi się wymienialiśmy, czekając czy jego oczy zadrżą albo pojawi się w nich jakiś cień myśli. Innym razem, chodzę po korytarzu tylko po to, żeby obudzić nogi i ramiona, które zasnęły. Nie widziałam Pete’a i nikt nie chce mi powiedzieć, gdzie jest. Dzisiaj Riley zagląda do poczekalni, gdzie patrzę bez życia na moją torebkę orzeszków. Po prostu nie wiedziałam co wybrać, żeby było umiarkowane zdrowe, a już skończyła mi się granola. Chyba schudłam, bo jeansy zwisają mi z bioder, ale żołądek jest zaciśnięty niczym pięść. Kiedy kilka razy rozluźnił się na tyle bym mogła coś zjeść, moje gardło nie chce niczego przepuścić.
- Obudził się. - Mówi Riley.
Mrugając, nagle od razu staję na nogi. Rzucam nieruszoną paczkę orzeszków na puste krzesło obok, a potem biegnę korytarzem tylko po to, by zatrzyma się przed drzwiami jego pokoju i gapić. Boję się go zobaczyć. Boję się tego, co powiem. Dużo myślałam w tych ostatnich dniach.
Właściwie tylko to robiłam. Ale mój umysł robi się pusty, kiedy wchodzę do środka, nie ma żadnych myśli. Głęboki, ciemny ból obezwładnia mnie, kiedy idę do jego łóżka. Myślałam, że już robię się odrętwiała, ale dociera do mnie, że nie jestem. Idę powoli do przodu i skupiam wzrok na miejscu, wokół którego wydaje się obracać mój świat. I widzę go. Jego oczy są otwarte. Nie obchodzi mnie jaki mają kolor. Nadal jest Justinem Bieberem, mężczyzną, którego kocham.
Jemu nic nie będzie, ale mi tak. Już nigdy nie będzie mi dobrze.
Wybucham łzami i nagle wszystkie moje myśli wracają ciągiem. Mam mu tyle rzeczy do powiedzenia, tylko stoję na środku pokoju i rozrywam sobie wnętrzności. Moje słowa są pełne złości, ale są prawie niezrozumiałe przeze mój szloch.
- Jak ś-śmiesz kazać mi patrzeć j-jak…jak mogłeś stać tam i kazać mi patrzeć jak o-on cię niszczy! Twoje kości! Twoją twarz! Ty…byłeś…mój! Mój…do…do…trzymania… Jak śmiesz sam siebie niszczyć! Jak śmiesz niszczyć mnie! - Jego oczy też robią się czerwone i wiem, że powinnam przestać, bo nawet nie może mi odpowiedzieć, ale ta tama została przerwana i nie mogę przestać. Po prostu nie mogę.
Kazał mi patrzeć i teraz musi wysłuchać, co jego głupie pojebane gówno mi zrobiło!
- J-ja tylko chciałam pomóc siostrze i nie w-w-wpakować cię w kłopoty. Chciałem też chronić ciebie, troszczyć się o ciebie, być z tobą. Chciałam z-z-zostać z tobą dopóki nie miałbyś mnie dość i już byś mnie nie potrzebował. Chciałam, żebyś mnie kochał, bo ja…ja…O Boże, ale ty…ja…nie mogę. Już nie mogę tego robić. Ciężko jest patrzeć jak walczysz, ale patrzeć jak popełniasz samobójstwo to…Justin, nie będę tego robiła! -Wydaje z siebie pełen cierpienia dźwięk i próbuje się poruszyć, chociaż ma jedno
ramię w gipsie. Jego oczy są czerwone i rozrywają mnie.
Nie mogę znieść sposobu w jaki na mnie patrzy. Sposobu w jaki jego oczy wbijają się w moje. Niszczą mnie.Gorące łzy dalej spływają po moich policzkach, kiedy poddaję się lekkomyślnemu impulsowi i idę do niego. Dotykam jego wolnej ręki i kładę głowę na jego piersi podnosząc jego palce i poruszona całuję jego kostki. Jestem świadoma, że moczę je łzami, ale nie mogę przestać, bo to jest ostatni raz, kiedy całuję jego rękę i to boli.
Pojękuje, kiedy w dziwny sposób kładzie rękę w gipsie na tyle mojej głowy i głaszcze moje włosy ciężkim ruchem. Ma rurkę w gardle, ale kiedy wycieram oczy i spoglądam na niego, jego oczy krzyczą do mnie rzeczy, których nie dam rady słuchać. Wstaję zachowując się tak tchórzliwie jak mówi Mel, a on łapie mnie za rękę i nie chce puścić. Też nie chcę, żeby mnie puścił, ale musi to zrobić. Zabieram rękę siłą, chwytam jego czoło i zostawiam pocałunek na samym środku. Pocałunek, który mam nadzieję, że poczuje w swojej duszy, bo właśnie on pochodzi ze mnie stamtąd . Robi wzburzony dźwięk i zaczyna ciągnąć za tubkę w swoim gardle. Maszyna zaczyna pikać, gdy udaje mu się poodczepiać przyczepionego do niego kabelki.
- Justin, nie, nie rób tego! - Proszę, a kiedy jego wysiłki jedynie się zwiększają i warczy w gniewie, otwieram drzwi i krzyczę po pielęgniarkę.
- Siostro! Proszę! -Pielęgniarka wbiega do pokoju, a ja czuję taki ból, kiedy wstrzykuje jakiś środek
uspokajający do kroplówki jakbym nie mogła już czuć niczego innego oprócz tego filaru cierpienia. Nie wierzę, że mu to zrobię, że jestem tak tchórzliwa, tak nic nie warta jak wszyscy inni. Ale kiedy pielęgniarka kładzie go i poprawia respirator, patrzę na niego z drzwi.
Jest teraz spokojniejszy, gdy wraca wzrokiem do mnie, a ja uśmiecham się. Uśmiech, który strasznie drży na mojej twarzy i wychodzę.
Nienawidzę myśli, że znowu się obudzi ze swoimi pięknymi, karmelowymi oczami i może nie będzie nawet pamiętał co powiedziałam, gdzie jestem albo co mi się stało. Ale ja po prostu nie mogę zostać.
Znajduję Riley’a w kawiarence i pokazuję mu kopertę, którą dostałam od pielęgniarek kilka dni temu.
- Odchodzę, Riley. Moja umowa skończyła się kilka dni temu. Po prostu…pożegnaj
ode mnie Pete’a i proszę…- Podaję mu kopertę z imieniem Justina patrząc jak trzęsie się w powietrzu.
- Daj mu to, kiedy jego oczy znowu będą karmelowe.

Tej nocy lecę do Seattle zapadnięta w fotelu. Czuję się tak ciężka i pusta jak opuszczony budynek i wyglądając nieobecnym wzrokiem za okno zastanawiam się czy już wrócił do karmelowego i czy już czyta mój list. Przeczytałam go tysiąc razy w mojej głowie i przeczytałam go tysiąc razy, kiedy pisałam go trzeciej nocy w szpitalu. Wiedziałam już, że nie zostanę.

Drogi Justinie,
Kiedy po raz pierwszy na Ciebie spojrzałam, myślę, że już
mnie miałeś. I myślę, że o tym wiedziałeś. Jak mógłbyś nie wiedzieć?
Że podłoga trzęsła się pod moimi stopami. Tak było.
Sprawiłeś, że się poruszyła. Na nowo pokolorowałeś moje życie.
I kiedy poszedłeś za mną i mnie pocałowałeś, po prostu
wiedziałam gdzieś głęboko we sobie, że moje życie na zawsze
zostanie dotknięte i zmienione przez Ciebie. Tak się stało.
Przeżyłam z Tobą najbardziej niesamowite, niewiarygodne, piękne
chwile w moim życiu. Ty i Twoja drużyna staliście się moją
nową rodziną, i nigdy, ani przez sekundę nie planowałam odejść.
Od nich, ale przede wszystkim, od Ciebie. Każdy dzień, który z
Tobą spędziłam sprawia, że jeszcze bardziej Cię pragnę.
Wszystko, czego chciałam przez tyle dni to być bliżej.
Bycie blisko Ciebie i nie dotykanie Cię boli i chciałam spędzić z
Tobą każdą minutę czuwania i każdą śpiącą w Twoich ramionach.
Już tyle razy chciałam powiedzieć Ci o tych różnych
rzeczach, które przez Ciebie czuję, ale chciałam usłyszeć jak
mówisz je pierwszy. Teraz już nie mam dumy. Nie mam na
nią miejsca i nie chcę żałować, że Ci nie powiedziałam.
Kocham Cię, Justin. Całym sercem. Jesteś najpiękniej
skomplikowanym, delikatnym wojownikiem jakiego znam.
Sprawiłeś, że byłam szalona ze szczęścia. Stawiasz mi
wyzwania i zachwycasz mnie. Sprawiasz, że czuję się w środku
jak dziecko, które ma przed sobą tyle wspaniałych rzeczy
godnych czekania. Dlatego, że patrzyłam na przyszłość i
myślałam o dzieleniu jej całej z Tobą. Nigdy nie czułam się
tak bezpiecznie jak przy Tobie i chcę, byś wiedział, że jestem
totalnie zakochana w każdej części Ciebie, nawet w tej, która
właśnie złamała mi serce. Ale nie mogę dłużej zostać, Justin.
Nie mogę patrzeć jak robisz sobie krzywdę, bo kiedy to robisz,
ranisz mnie w sposób, w który myślałam, że nikt nie jest w stanie.
Boję się, że złamię się i już nigdy nie wydobrzeję.
Proszę, nigdy, przenigdy, nie pozwól nikomu tak Cię ranić.
Jesteś wojownikiem, którym każdy chce być i to dlatego wszyscy
na świecie Cię kochają. Nawet kiedy nawalasz, wracasz i
znowu walczysz. Justin, dziękuję Ci, że otworzyłeś przede mną swój świat.
 Że podzieliłeś się sobą ze mną. Za moją pracę i
za każdy uśmiech, którym mnie obdarowałeś.
Chcę Ci powiedzieć, żebyś szybko wyzdrowiał, ale wiem, że to zrobisz.
Wiem, że znowu będziesz karmelowooki, zarozumiały i waleczny, a
ja będę w Twojej przeszłości, tak jak wszystkie rzeczy, które
przezwyciężyłeś przede mną. Tylko proszę, wiedz, że już nigdy
nie będę słuchała 'Iris' bez myślenia o Tobie.
Zawsze Twoja,
Brooke


__________________________________________________________________________________

Nigdy nie lubiłam czytać tego rozdziału :(
Brooke zostawiła Justina *szloch*
Dlaczego Justin to zrobił?  *jeszcze większy szloch*


Do następnego Miśki!!
xx

23 komentarze:

  1. Jezu płacze. Nie wiem co mam napisać. Powinnam byc zła, że go zostawiła, ale szczerze jest zupełnie inaczej. Wiem, ze przez to druga cześć bedzie bardziej interesująca. Mam nadzieje, ze nie będziesz nas długo trzymała z ostatnim rozdziałem bo nie wytrzymam. Te ff stało sie moim porządkiem dziennym. Wiem, ze to brzmi dziwnie, ale nie umiem codziennie nie sprawdzać czy dodałas rozdział. Zakochałam sie w końcówce. Czekam z niecierpliwoscią na następny 😂

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego płaczę ;(
    Jak zawsze super :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge tego czytać ... Ale się porobiło, musze sobie to wszytko ułożyć w głowie. Czekam na następny mam nadzieje że już nie bedzie tak smutny.

    OdpowiedzUsuń
  4. To arcydzieło, płacze :'( czekam na kolejny / o

    OdpowiedzUsuń
  5. Placze. Naprawdę mnie to wzruszyło. Nie wiem co myśleć! Zostawiła go. Co bedzie teraz? Czy Justin przeczytał ten list? Jeju juz chce sie tego dowiedzieć! Bede przeżywała to do następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże ja się chyba KURWA MAĆ CHYBA ZABIJE! Napisałam taki dłuuuugi rozdział a się nie dodał ! ONI MUSZĄ KURWA WRÓCIC DO SIEBIE BO JA KURWA DZIEWICZA MAĆ PO PADNE W DEPRESJE ! I mam takie pytanie gdzie dorwałaś ksiażke bo ja nigdzie nie mogę znaleźć :( DODAWAJ KURWA MAC SZYBKO NASTEPNY ! :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg! płacze! chce juz koleny rodział. jestem ciekawa jak Justin zaraguję na ten list. kocham to ff <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg! płacze! chce juz koleny rodział. jestem ciekawa jak Justin zaraguję na ten list. kocham to ff <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudo nad cudami *~* błagam dodaj szybko kolejny ��

    OdpowiedzUsuń
  10. O BOŻE !!! Nie moge w to uwierzyć, brak mi słów. Justin czemu sie mu tak dałeś skatować? Nie moge sie doczekać następnego rozdziału, mam nadzieje ze wszystko sie wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest 3 w nocy a ja placze jak bobr! Matko najświętsza �� Już za nimi tęsknię ��Mam nadzieję, ze niedługo nie będę już musiała płakać �� Czekam na następny ��

    OdpowiedzUsuń
  12. Najlepsze tłumaczenie jakie czytałam!! Płacze jak głupia :'( Mam nadzieje ze sie zejdą ��

    OdpowiedzUsuń
  13. Błagam dodaj dzis rozdział bo ja nie wytrzymam :'(

    OdpowiedzUsuń
  14. Nieeee!!! Boże ...co tu się dzieję!? Ryczę jak głupia...
    Chcę jak najszybciej następny a potem szybko 2 część!!! Te opowiadanie to ŻYCIE!!!!!
    Kocham i czekam z niecierpliwością <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Proszę proszę proszę zrób nam niespodziankę i dodaj dzis ostatni rozdział :( ������������ Cudowny rozdział. Tak bardzo płacze. Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Płaczę, dodawaj szybko następny!! Kocham

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham kocham kocham kocham ten rozdział awhsbunqiznauab

    OdpowiedzUsuń
  18. Załamałam się czytając ten rozdział, To nie było coś prostego i łatwego do zrozumienia. Tu jest ukryte drugie dno. Kocham to jak jest to napisane. Szczerze nigdy bym nie wpadła na to, żeby przełożyć książkę na Justin'a. Jest mi teraz ciężko, nie wierzę, że mogło mnie to tak poruszyć. Czuję, że za bardzo wczułam się w "rolę".
    Ten rozdział był piękny♥

    OdpowiedzUsuń
  19. To starszne. Niech Justin o nią walczy. Ona sama powiedziała, że Justin jest wojownikiem. Nie... Dlaczego... No kurwa. Właśnie płaczę. Ja chcę już kolejny. Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  20. Błagam dodaj dzis rozdział :'(((((

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja pierdole! Płaczę. Jak on mógł to zrobić?! Jak ona mogła go zostawić?! Kurwa, nich on szybko zdrowieje i za nią leci do tego Seattle. Oni muszą być razem do cholery. Boże, piękny rozdział. Kocham to!!!

    OdpowiedzUsuń