niedziela, 28 czerwca 2015

5. Taniec do muzyki.


Pete, Trener i Riley chcieli, żebym wyszła z szatni.
- Musi się wyciszyć, więc idź usiąść. Cholernie go rozpraszasz.- Mówi do mnie Pete i choć uważam, że jest najbardziej delikatny z ekipy, to dzisiaj naprawdę brzmi na niezadowolonego. Może dlatego, że są jego trzydzieste drugie urodziny i wolałaby być wszędzie tylko nie tu.
- Masz. Weź ten bilet i idź spotkać się z dziewczynami, które siedzą obok ciebie. To miłe osobniki i są z nami. Później pójdziemy na imprezę.

Kilka minut później odkrywam, że obie dziewczyny wyglądają jak uczestniczki wyborów Miss Świata, które chadzają w bikini przy takich okazjach. Ale ich uśmiechy są szczere, kiedy się do nich obracam. Nie mogę nie zauważyć jak patrzą z aprobatą na moją krótką, czarną
spódniczkę i cekinową bluzkę z krótkim rękawem.
- Cześć. Jestem Friday, a to Debbie. - Odzywa się ruda, która nie tak dawno tańczyła na stole
Justina i wskazuje na blondynkę, Debbie.
- Cześć. Jestem Brooke.
- Och! To ty jesteś tą dziewczyną,która przyszła wtedy wieczorem do apartamentu.- Mówi Friday.
- Nigdzie nie przyszłam. - Mówię obrażona faktem, że o tym wiedzą. Więc Riley powiedział im, że to byłam ja w drzwiach?
Jakie to żenujące. Friday pochyla się i szepcze mi do ucha.
- Myślę, że Justin chce cię przelecieć. -Czuję jakby ktoś uderzył mnie tak, że braknie mi tchu. Przesuwam się na siedzeniu, a potem ta druga dziewczyna, Debbie, też się nachyla.
- Justin naprawdę chce cię przelecieć. Zrobił się taki twardy, kiedy przyszłaś do pokoju i rozmawiałaś z Riley’im. Czułam to, bo siedziałam mu na kolanach. Tylko usłyszał twój głos i bum, był gotowy.
- Za dużo informacji! Poważnie! - Krzyczę kręcąc głową z nerwowym śmiechem. Jestem teraz cała czerwona i próbuję poradzić sobie z tysiącem emocji na raz.
- Nawet zaproponowałam mu, że się tym zajmę. - Dodaje Debbie.
- Ale zrobił się cały 'odpuść sobie, nic mi nie jest'. Powiedział, że mamy zająć się jego kolegami, a potem wyszedł i zamknął się w swoim pokoju. Pete chce mieć pewność, że dzisiejszego wieczoru się to nie powtórzy. - Patrzę na moje kolana i przepełnia mnie przytłaczająca fala zaborczości, o którą nigdy bym się nie podejrzewała.
- Dlaczego każdej nocy musi coś zaliczyć?- Pytam je nie będąc w stanie ukryć mojej irytacji.
- Żartujesz sobie? To Justin. Jest jakby to powiedzieć... przyzwyczajony do dużych ilości.
Codziennie.

Macham ręką odburkując i obracam się spojrzeć na pusty ring. Naprawdę nie chcę myśleć do jakich ilości 'tego' Justin jest przyzwyczajony. Jednak obraz jego pięknego ciała splecionego z kimś innym niż ja tak ściska mnie w żołądku, że gdybym coś niedawno zjadła, to teraz istniałoby zagrożenie, że to stracę.

Dziesięć minut później słyszę jego imię wdzierające się przez głośniki.
- A teeeeraz panie i panowie, przyyywitajcie się z jednym JEDYNYM Justinem
Bieberem, RIIPPPTIDEEEEEM! - Masa emocji przeszywa moje ciało, gdy zbliża się truchtając. Momentalnie czuję gorącą wilgoć wdzierającą się na moje majtki. Boże, nienawidzę tego, że za każdym razem kiedy na niego patrzę, chcę żeby był mój. Chcę go dotknąć, poznać.

Wspina się na ring w tym połyskującym szlafroku, który kontrastuje z jego dogłębną męskością. W chwili, kiedy się rozbiera, wszyscy zaczynają krzyczeć. Tak jak moje serce, gdy wizualnie wciągam go w siebie tak jakbym potrzebowała działki. Jego ciemne włosy są dzisiaj idealnie nastroszone, te opalone bicepsy rozluźniają się kiedy wyciąga ramiona i robi swoje małe okrążenie. A oto ja, powietrze utknęło pomiędzy moimi płucami, a ustami gdy obraca się i przeszukuje wzrokiem tłum. Kiedy tylko mnie spostrzega, jego oczy budzą się do życia tak samo jak ja, gdy uśmiecha się do mnie. Podtrzymuje mój wzrok, pojawiają się jego dołeczki i przysięgam, że patrzy na mnie tak jakbym była tutaj jedyną kobietą. Za każdym razem kiedy jest na ringu, całkowicie wchodzi w swoją rolę. A jego oczy po prostu… pieprzą mnie. Wiem, że to nieprawda. Wiem, że widzę tylko to, co chcę.

Ale przez krótką chwilę chcę po prostu siedzieć na tym głupim krześle i wierzyć, że istnieje taka magia pomiędzy dwojgiem ludzi. Że mogę być cenna dla tak seksownego, prymitywnego mężczyzny, który jest taki silny, tajemniczy i zabawny. Czaruje mnie jak nic w moim życiu.
Nie mogę przestać myśleć o tym, że nie uprawiał seksu z dziewczynami, które przyprowadzili mu Pete i Riley.Tylko o tym mogę myśleć, gdy obserwuję jak pokonuje pierwszego przeciwnika z siłą i wdziękiem swojego wytrenowanego ciała, zadowalając tym nie tylko mnie, ale również setki innych kobiet.
Obserwuję zdyszana jak pokonuje drugiego i trzeciego. Czuję przypływ dumy za każdym razem kiedy słowo 'zwycięzca' łączy się z jego imieniem. Pracuje tak ciężko, trenuje tak ciężko, teraz już znam bokserskie terminy i dokładnie wiem, co robi. Widzę jego podwójne ciosy. Jego lewe proste. Jego sierpowe. Nagle blokuje silny prawy cios lewym ramieniem, robi krok w przód i lewym sierpowym uderza w żebra przeciwnika. Poprawia prawym prostym w szczękę i to kompletnie zwala jego przeciwnika z nóg. Facet próbuje wstać i ponownie upada cały zakrwawiony i wyczerpany. Publika wrzeszczy, jego imię wypełnia całe pomieszczenie.
- RRRRIIIIIPTIIDEEEEEEEEEEE!

Mój Boże. Walczy jak prawdziwy mistrz i zasługuje, żeby zostać mistrzem tych zawodów. Z gwałtownie bijącym sercem obserwuję jak sędzia podchodzi do niego, żeby unieść jego rękę. Czekam z dziwną mieszanką niepokoju i oczekiwania na chwilę, w której ogłosi go zwycięzcą. Wiem, że w tej chwili jego wzrok skieruje się na mnie tak jak za każdym razem od pierwszej walki jaką widziałam.
- Panie i panowie, nasz zwycięzca, Riptiiide!
Czuję drganie serca w moich skroniach, gdy te elektryczne karmelowe oczy szukają mnie.
Kiedy mnie znajdują, moje wnętrzności wrzą z emocji. Patrzy prosto na mnie, a jego oczy należą tylko do mnie, jego uśmiech należy tylko do mnie i przez ułamek sekundy nie liczy się nic prócz nas.

Dzisiejszego wieczoru naprawdę tęsknię za Melanie. Melanie, która krzyczałaby do niego przy moim boku. Mówiłaby mu te wszystkie rzeczy, które ja chciałabym powiedzieć, ale jestem takim tchórzem, że nie zrobię tego na głos. W mojej głowie słyszę ją i chciałabym, żeby mnie odwiedziła, żebym mogła krzyczeć do niego tak jak ona i powiedzieć Justinowi Bieberowi, że jest tak cholernie gorący, że nie mogę tego znieść.
Godzinę później wsiadamy do samochodu i zdaje się, że Riley i Pete będą podróżowali osobnym samochodem z Friday i Debbie. Justin i ja jesteśmy odwożeni czarnym Lincolnem przez hotelowego szofera.
Nie wiem kto to tak zaplanował, ale kazano czekać mi w czarnym samochodzie i nagle Justin siada obok mnie na tylnym siedzeniu. Moja klatka piersiowa zaciska się z nerwów i
podekscytowania. Wziął prysznic po walce i przebrał w czarne jeansy i czarną koszulę z guzikami, której rękawy podwinął do łokci. Zapach jego mydła momentalnie sprawia ból w moich płucach. Ślinię się.

Siedzenie jest duże, ale kiedy przedzieramy się przez miasto, dostrzegam, że Justin siedzi blisko mnie. Zbyt blisko.
Czuję wierzch jego ręki przy mojej dłoni. Pewnie powinnam się odsunąć, ale nie robię tego. Zamiast tego wyglądam przez okno na nocne światła, oświetlające ciemność miasta, gdy zbliżamy się do klubu. Tak naprawdę to niczego nie widzę. Moje ciało jest skupione na miejscu, w którym nasze ciała dotykają się. Dlaczego on mnie dotyka?
Myślę, że mnie obserwuje, bada moją reakcję, kiedy przesuwa kciukiem po mojej ręce.
Chcę drgnąć. Zamknąć oczy. Po prostu chłonąć go. Nie mogę zapomnieć o tym, co powiedziały mi dziewczyny, o tej małej świeczce nadziei, którą zapaliły we mnie. Muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć czy mnie pragnie. Pragnie mnie?
Wygląda tak niesamowicie przystojnie, że moje wnętrze powiewa z odnowioną intensywnością.
- Podobała ci się walka?- Pyta mnie niskim i ostrym głosem, gdy studiuje mój profil w cieniu samochodu. Jego oczy połyskują w skupieniu. Zawsze zadaje mi to pytanie po walkach w Podziemiu. Tak jakby moja opinia była dla niego ważna.
- Nie. Nie podobała mi się. - Mówię obracając się do niego twarzą i szczerzę się kiedy widzę jak patrzy pochmurnie
- Byłeś niesamowity! Strasznie mi się podobała! -Śmieje się. Jest to bogaty w męskość dźwięk. Potem niepokoi mnie, kiedy łapie moją rękę w swój ciepły uścisk i podnosi ją. Mój oddech zatrzymuje się, gdy powoli przesuwa ustami po moich kostkach. Czuję wypukłą gładkość jego ust razem z przepyszną blizną na jego dolnej wardze. Przez moją krew przepływa lekki prąd, kiedy jego oczy zniewalają mnie przez cały czas, gdy mnie dotyka. Przez sposób w jaki patrzy spod tych ciężkich, ciemnych rzęs, pulsują mi sutki.
- To dobrze. - Jego pomruk jest gorący i mokry na mojej skórze. Gdy opuszcza moją rękę z powrotem na siedzenie i powoli rozplątuje swoje palce z moich, muszę położyć ją na kolanie przytrzymując drugą, dlatego, że nagle zrobiła się taka opuszczona.

Klub, który na dzisiaj wybrali jest po brzegi wypełniony ludźmi, na zewnątrz stoją długie kolejki do wejścia. W chwili kiedy Justin wysiada z samochodu, holuje mnie w stronę bramkarza, który od razu wpuszcza nas do środka. Riley i Pete już czekają na nas w prywatnym pokoju na tyłach.
- Pete właśnie ogląda striptiz.- Mówi Riley do Justina.
- Nie masz nic przeciwko, że mu zafundowaliśmy skoro ma urodziny, prawda? -Przez otwarte drzwi obserwujemy jak kobieta w cekinowym, srebrnym bikini zbliża się do Pete’a, a on siedzi na kanapie i uśmiecha się do niej. Czuję się tak niekomfortowo, że chyba właśnie się zgorszyłam, bo Riley patrzy na mnie z uniesionymi do linii włosów brwiami.
- Brooke, zawstydza cię to?- Pyta rozbawiony. Moje serce zatrzymuje się, kiedy widzę że Justin także mi się przygląda. Patrzy znacząco w moje oczy, potem opuszcza wzrok na moje usta i znowu wraca do oczu. Nagle chwyta mnie za rękę i szepta.
- Chcesz pooglądać? -Kręcę przecząco głową, więc wyprowadza mnie do baru i na parkiet. Panuje tu nierealny hałas, cały parkiet pulsuje muzyką i ciepłem tańczących ciał.
- Och, kocham tą piosenkę!- Krzyczę kiedy widzę jak Debbie skacze na środku parkietu. Widzi mnie i podchodzi, żeby zaciągnąć mnie do tańca.
- Justin!- Friday pcha go w tłum w tej samej chwili kiedy Debbie piszczy i przyciąga mnie blisko do swojego ciała. Potem chwyta mnie za biodra i zaczyna się ode mnie odbijać seksownymi, kobiecymi ruchami. Śmieję się i obracam z rękami w powietrzu, a 'Scream' Ushera wypełnia pomieszczenie. Wtedy ponad tłumem kilka metrów dalej widzę Justina. Nie tańczy.
W zasadzie to w ogóle się nie rusza.
Obserwuje mnie z uśmiechem na ustach i błyszczącymi oczami. Nagle chwyta mnie od tyłu i przyciska do siebie zanurzając głowę w mojej szyi. Przesuwa moje włosy na bok i przyciska swoje ciało do mojego kręgosłupa wdychając mnie intensywnie... mogę poczuć jak głęboko wdycha powietrze. Mój brzuch zaciska się w odpowiedzi i czuję jak jego usta rozchylają się na moim karku. Podgryza moją skórę, a potem liże ją.

Moje ciało drży. Sięgam do góry i za siebie, chwytam jego głowę i przysuwam bliżej siebie. Podążam za jego biodrami, ludzie tańczą wokół nas, temperatura w pomieszczeniu rośnie. Jego ręce łapią mnie za biodra ściskając je, gdy mocno przysuwa mnie do swojego przodu. Moje pośladki czują jaki jest twardy. Chce, bym wiedziała jak bardzo mnie pragnie. Jego język przesuwa się w górę mojej szyi do ucha. Przebiega mnie dreszcz kiedy rozkłada rękę na moim brzuchu i obraca mnie twarzą do siebie.Nasze oczy spotykają się.
Nie odwracamy wzroku. Muzyka pulsuje przeze mnie, pożądanie rozpoczyna się i wywraca w moim wnętrzu. Oplatam go ramionami, przyciskam się do niego i przechylam głowę na bok, do jego ust.Muszę wiedzieć jak smakuje. Poczuć go.
Nie spał z tymi dziwkami. Wzwód, który miał tamtego dnia należał do mnie. Nie spojrzał na żadną inną kobietę przez cały wieczór. Ani podczas walki, ani tutaj. Nie patrzył na nikogo poza mną. A ja nie patrzę na nikogo, zero, tylko na tego pięknego mężczyznę przede mną, który
puszcza mi piosenki, biega ze mną, trenuje ze mną, okłada moje kontuzje lodem. Karmelowe
oczy zamglone pożądaniem, ciemne rzęsy patrzące w moje oczy, na moje usta. Chwyta moją twarz jedną ręką, zbliża usta do mojego ucha i znowu mnie wdycha. Jego oczy zamykają się kiedy pociera moją twarz swoja.
- Wiesz, o co prosisz?- Pyta ochryple. Jego oddech jest ciężki i szybki.
- Wiesz, Brooke? -Nie mogę odpowiedzieć, a on łapie mnie za tyłek i przyciąga jeszcze bliżej siebie. Jego usta prawie, dotykają moich. Doprowadza mnie do szaleństwa. Do szaleństwa. Chcę go mieć. Chcę pozwolić sobie go mieć. Przesuwam palce w górę jego piersi, w jego tak
jedwabiste włosy.
- Tak. - Serce wali mi w uszach, gdy staję na palcach i przyciągam jego głowę w dół. Wtedy ktoś wpada na mnie od tyłu i lecę do przodu. Justin łapie mnie jedną ręką i przysuwa do swojego boku.
- Czy to nie Riptide i jego nowa cipka? -Obracam głowę i dociera do mnie, że ktokolwiek na mnie wpadł, nie zrobił tego przypadkowo. Okrążają nas czterej ogromni mężczyźni. Jeden z nich, większy niż pozostali, ma okropnego czarnego skorpiona wytatuowanego na prawej kości policzkowej.
Justin spogląda na nich jakby byli równie nędzni co kilka much. Potem obejmuje mnie ramieniem i wyprowadza z parkietu.
- Jak ma na imię twoja dziewczyna? Kogo imię woła, kiedy ją pieprzysz, co? -Justin pozostaje milczący i prowadzi mnie w stronę baru, ale jego palce zaciskają się w pięść na moich plecach, gdy popycha mnie do przodu. Mężczyźni idą za nami, ale Justin nadal ich ignoruje. Odwraca mnie od nich i zakrywa mi widok swoją piersią.
- Idź do Riley’a i poproś żeby zabrał cię z powrotem do hotelu.- Szepcze.
W mojej głowie rozlega się dzwonek alarmowy, kiedy dociera do mnie, że to podstęp, by wpędzić Justina w kłopoty. Jestem w drużynie wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że za walkę poza ringiem Justin może wylądować w więzieniu i zostać usunięty z zawodów.
- Justin, nie możesz wdać się w bójkę.- Ostrzegam, kiedy nagle największy z czterech
mężczyzn odzywa się. Podnosi głos wystarczająco by idealnie słyszano go ponad muzyką.
- Mówimy do ciebie, idioto.
- Słyszałem cię, dupku. Po prostu gówno mnie obchodzi, co masz do powiedzenia- Odwarkuje Justin. Jego kolega próbuje uderzyć Justina, ale ten robi szybki unik i popycha go tak mocno, że facet potyka się i upada. Nagle uprzytamniam sobie, że to taka taktyka. Koledzy faceta z tatuażem skorpiona będę bili Justina tak długo aż nie będzie miał innego wyboru jak odpowiedzieć tym samym. Zleje ich na amen, wykopią go z ligi i możliwe, że wrzucą do więzienia, a facet skorpion przecież 'nic' nie zrobił. A jeśli to jest facet, którego Justin musi pokonać w finale, to pewnie bardzo mu zależy, żeby zająć się nim zawczasu. Co za śmieć!

Justin robi się poważnie zły. Chwyta jednego za koszulkę i syczy.
- Wypad stąd albo odetnę ci jaja i nakarmię nimi twoją matkę!- Popycha go, potem łapie pozostałą dwójkę i popycha ich w tym samym czasie, każdego jedną ręką. Wygląda na tak wkurzonego, że zaczynam naprawdę się martwić. Na jego rękach, ramionach i szyi pojawiają się żyły. Kiedy trzeci mężczyzna zachodzi go od tyłu, łokcie Justina cofają się mocno i idealnie trafiają w twarz biedaka.
- Sorry stary, moja wina.- Przeprasza. Mężczyzna przeklina pod nosem i zakrywa zakrwawiony nos. W międzyczasie widzę, że facet z tatuażem skorpiona obserwuje całą sytuację z szerokim uśmiechem.O nie, nie ma mowy, gnoju!
Moje ciało jest ustawione na walkę. Szumi mi w głowie, a przez system mknie gorąca krew. Już czuję jak karmi moje mięśnie, a serce szaleńczo pompuje krew. Podbiegam do baru, chwytam dwie butelki, wracam i uderzam nimi w głowy dwóch dupków. Rozbijają się a szkło rozpryskuje się dookoła.
Idę po kolejną butelkę i wracam biegiem mając na celowniku trzeciego faceta. Wtedy widzę Justina, który patrzy na mnie z przerażeniem, a jego twarz robi się coraz bardziej szkarłatna. Zabiera butelkę z mojej ręki, z hukiem stawia ją z powrotem na barze, a potem przerzuca mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków i przemierza tłum w poszukiwaniu Pete’a.

- Justin. - Zrzędzę, uderzając jego plecy pięściami próbując się oswobodzić. Moje hormony szaleją, gdy dociera do mnie, że trzyma jedną rękę na moim tyłku. Słyszę jak szepcze coś do Pete’a i w końcu moja krew znowu zaczyna płynąć we właściwych kierunkach, kiedy wrzuca mnie na tył samochodu. Ogarnia mnie adrenalina. Nigdy nie brałam udziału w bójce.
To niesamowite uczucie. Niesamowite.
Nasz hotelowy szofer siada za kółkiem i wjeżdżamy na ulicę. Widzę, że Justin oddycha ciężko i szybko. Tak jak ja.
Nasze oczy spotykają się w zaciemnionym samochodzie. Jego są całkowicie czarne, a  twarz oznakowana rozgorzałą furią.
- Co ci do diabła strzeliło do głowy?- Wybucha.
Jego zaciśnięte w pięści ręce spoczywają na udach i przez chwilę wydaje mi się, że zaraz wbije je w siedzenie. Spojrzenie jego oczu jest niemiłosiernie surowe i dziwne. Prawie zwierzęce.
Pewnego rodzaju… zaborcze. Powoduje, że przemywa mnie dziwna, malutka iskierka podekscytowania.Byłam gotowa go pocałować.
Moje ręce są zaciśnięte na kolanach, próbuję je uspokoić. Ale Boże, jestem tak napalona, że nie mogę trzeźwo myśleć kiedy na niego patrzę. Nie mogę myśleć i jestem zdewastowana tą bolesną tęsknotą pragnienia by był ze mną. Jego palce trzęsą się, chcę chwycić jego rękę i położyć ją sobie na piersi. Błagać go, żeby mnie dotykał.
- Właśnie uratowałam ci tyłek i było niesamowicie.- Mówię i wypełnia mnie nowy zastrzyk adrenaliny. Justin wydaje się wisieć na włosku, kiedy pociera twarz dłońmi i kładzie łokcie na
kolanach. Pochyla głowę i pociera potylicę rękami, które jak teraz widzę, mocno się trzęsą.
Jego oddech też nie jest prawidłowy.
- Na miłość kurwa boską, nigdy, nigdy więcej tego nie rób. NIGDY. Jeśli któryś z nich położy na tobie łapę, to ich kurwa pozabijam i będę miał w dupie kto mnie zobaczy! -Moje ciało napełnia się podnieceniem kiedy pochyla się i patrzy na mnie z  pożądaniem, które nie mieści się w głowie. Łapie mnie za nadgarstek i ściska tak mocno, że tracę oddech. Spogląda w dół i puszcza mnie.
- Mówię poważnie. Kurwa, nigdy więcej tego nie rób.
- Oczywiście, że znowu to zrobię. Nie pozwolę ci wpaść w kłopoty.
- Jezu, czy ty jesteś poważna?- Nigdy nie widziałam go tak wstrząśniętego. Pociera twarz rękami, a potem ponuro patrzy przez szybę. Jego ciało trzęsie się.
- Jesteś jak laska dynamitu, wiesz o tym? -Wzruszam ramionami, a potem potakuję lekko czując się tak poruszona jak on.

Kiedy jedziemy windą jesteśmy sami, ale stoimy po jej przeciwnych stronach. Jest nakręcony. Pobudzony. Patrzy wszędzie byle nie na mnie. Strzela kostkami, potem szyją.
- Wszystko w porządku. - Mówię delikatnie dotykając jego ramienia, a on sztywnieje jakbym raziła go prądem. Spogląda na moją rękę na swoim ramieniu. Wracam do swojego kąta i patrzymy sobie w oczy. Powietrze między nami rozbrzmiewa prawie jak burza. Wygląda jakby
chciał się na mnie rzucić i równocześnie uciec ode mnie. Rozprostowuje ręce przy bokach i
mówi już łagodniej kiedy idziemy korytarzem do naszych pokoi, ale nadal słychać w nim emocje.
- Przykro mi, że musiałaś oglądać tych dupków. - Mamrocze. Widać, że próbuje się uspokoić, gdy przebiega ręką przez nastroszone włosy.
- Kurwa, połamię Skorpionowi wszystkie kości i wyłupię mu te przeklęte oczka kiedy będę miał okazję. -Potakuję, żeby go uspokoić. Myślę, że naprawdę pragnie zrobić im krzywdę. Jestem
tak nakręcona, że nie wiem co ze sobą zrobię sama w pokoju. Nie wiem co zrobić z rękami, z
myślami. Całe to szaleństwo kotłuje się we mnie i zmierza donikąd.
- Mogę pobyć w twoim pokoju do czasu aż chłopaki wrócą?- Pytam. Waha się, potem potakuje i idę za nim do jego drzwi. Siadamy na kanapie w salonie. Włącza telewizor i zostawia na pierwszym kanale jaki się pojawia.
- Chcesz coś do picia?
- Nie.- Mówię.- Nigdy nie piję dzień przed lotem, bo inaczej podwójnie się odwodniam.
Potakuje i przynosi z baru dwie butelki wody.Siada obok mnie.
Jego udo znajduje się tak blisko, że czuję jego mięsień czterogłowy. Moje serce nadal bije jak szalone. Pamiętam sposób w jaki tańczyliśmy i moja skóra znowu robi się gorąca.
- Dlaczego wpadłeś w tarapaty kiedy byłeś zawodowcem?- Pytam go.
- Przez taką bójkę jak ta, której zapobiegłaś. -Patrzy na ekran ruszając szczęką, a ja obserwuję oczarowana grę świateł na jego twarzy.
Rozciąga prawe ramię na oparciu za mną z mylną spokojnością. Czuję napięcie emanujące z jego ciała i nagle moje serce przyspiesza w oczekiwaniu. Do mojego umysłu wkradają się dźwięki z telewizora i dociera do mnie, że para na ekranie całuje się. Mój brzuch zaciska się. Nigdy wcześniej nie widziałam tego filmu, ale kiedy w tle pojawia się muzyka, wiem, że zaraz nastąpi gorąca scena seksu.
W jego wzroku przez chwilę widzę wahanie, chwyta pilota i wyłącza telewizor. Potem rzuca pilot na bok i opuszcza rękę na mój kark.Delikatnie oplata palcami moją szyję.Ciepłe i niewiarygodnie silne cztery palce znajdują się po jednej stronie, a jego kciuk po drugiej. Zakreśla nim kółeczka na mojej skórze, gdy obraca mnie do siebie.
Jego dotyk podnieca mnie tak bardzo, że czuję się pijana, naćpana i niemożliwie roztrzęsiona.
- Dlaczego to dla mnie zrobiłaś?- Jego głos jest nie do zniesienia intymny, gdy spogląda do mnie w przytłumionym świetle.
- Bo tak. -Oboje patrzymy na siebie bacznie, jak jeszcze nigdy. Jestem super świadoma każdego miejsca, w którym nasze ciała się stykają. Jego udo przy moim. Jego ręka na moim karku.
- Dlaczego? Ktoś ci powiedział, że nie umiem się sobą zająć?
- Nie. -Patrzy na moje usta, potem na oczy. Następnie zamyka swoje i opiera czoło o moje.
Mogę tylko wdychać jego zapach jak ćpunka. Moje wnętrze jest odurzone pojedynczym wdechem. Nic w moim życiu nie pachniało tak dobrze jak on. Niedawno wykąpany. Spocony.
Tylko on.
Jego wdech sięga mojego ucha i odkrywam, że dotykam jego ust pojedynczym o puszkiem palca. Jego wargi są tak pełne i silne, ale w tym samym czasie gładkie i jedwabiste. Czuję szybki, mokry dotyk, kiedy lekko wysuwa język i liże mnie. Dreszcz przebiega po moim kręgosłupie. Pomrukuje, zamyka oczy, wkłada mój cały palec w swoje usta i ssie go.
- Justin…- Dyszę.
- Kochanie, wróciłem!
Odskakujemy od siebie na dźwięk trzaskających drzwi i sarkastycznego głosu Pete’a.
- Chciałem tylko sprawdzić czy dotarliście cali i zdrowi. Skorpionowi najwyraźniej staje na myśl o wpakowaniu twojego tyłka z powrotem do paki. - Światła zapalają się i Justin puszcza mój palec jakby był naładowaną bronią.
Wstaje i podchodzi do okna. Oddycha ciężko, słychać to. Tak ciężko jak ja.Momentalnie staję na nogach.
- Lepiej pójdę. -Pete patrzy na tą scenę z beznamiętną miną i nie mówi ani słowa kiedy pędzę do drzwi.
- To ja zaczekam tu na ciebie, Justin. - Mówi spokojnie Pete.
Justin nie odpowiada tylko idzie za mną do mojego pokoju. Czuję ciepło jego ciała na moich plecach, gdy wkładam kartę w drzwi do pokoju. Słyszę jak oddycha za mną w moje włosy, nadal trochę nierówno. Pragnę go, ale widzę przez uchylone pierwsze łóżko, a w nim stopy Diane.
Moje sutki są dwoma twardymi punkcikami wpychającymi się na mój stanik. Moje majtki są przemoczone od całej nocy desperackiego pożądania go. Pragnę go tak bardzo, że czuję w gardle podwójny supeł potrzeby i frustracji, bo nie mogę go mieć. Jak bardzo się pozmienia, jeśli coś zrobimy? To nie może zadziałać. To nie może się stać. Jestem jego pracownikiem i to tylko chwilowym, a przygoda na jedną noc już teraz nie wchodzi w grę.
Prawda? Za bardzo go lubię. O Boże. Lubię go. Za. Bardzo.
- Dobranoc. - Szepczę zmuszając się, by spojrzeć na jego przystojną twarz.
Bezlitosna czułość w jego oczach wchodzi w każdy por mojego ciała. Chwyta mnie i zostawia na moich ustach szybki i suchy pocałunek. To przerywa we mnie zaporę tęsknoty, tak samo jak tej pierwszej nocy kiedy pocałował mnie w Seattle.
- Pięknie wyglądasz.- Szepcze. Z desperacją przesuwa kciukiem po mojej szczęce, chwyta moją brodę i odchyla głowę do tyłu. Po raz kolejny całuje moje usta szybko i sucho.
-Tak cholernie pięknie, że przez cały wieczór nie mogłem oderwać od ciebie oczu. -Potem znika. Gdy już jestem w swoim pokoju, jeszcze raz słyszę jak mówi, że jestem piękna, taka piękna. Trzęsę się jakbym była naga i zdana na siebie podczas huraganu.
Przykrywam się wszystkimi kocami na moim łóżku i przykładam pięść do ust, jakby to
mogło zatrzymać jego pocałunek. Wieki później nie mogę znieść tego, że nadal nie śpię i nadal się trzęsę. Nie wiem, co zrobię, ale chcę by był mój bardziej niż chciałam czegokolwiek w życiu.
Nawet bardziej niż Olimpiady.

__________________________________________________________________________________

Co słychać u was? Jakieś plany na wakacje?

Do następnego Miski !!
xx

wtorek, 23 czerwca 2015

4. Bieg. Part II

Musi być rozgrzany od biegu i zmęczony po walce, a ja pragnę kontaktu z jego ciałem jak narkomanka. Zanim orientuję się, co robię, zakładam welurowy kombinezon. Idę do jego apartamentu i pukam do drzwi.
Nie wiem, co powiem. Nie wiem niczego poza tym, że prawdopodobnie w ogóle nie zmrużę oka dopóki go nie zobaczę. Zaoferuję jedynie, że ochłodzę jego kontuzje piersiowe albo że posmaruję go maścią przeciwzapalną albo nie wiem. Dlaczego poprosił mnie, żebym z nim pobiegała?
Dlaczego Pete myślał, że celowo pozwala sobie robić krzywdę, żebym go dotykała?
Czy tak bardzo pragnął mojego dotyku?
Riley energicznie otwiera drzwi. Przez jego ramię widzę kobietę w prześwitującej bieliźnie, która tańczy seksownie na stoliku do kawy w salonie. Słyszę też inny kobiecy głos.
-… mały ptaszek powiedział nam, że chcesz się z nami pobawić, Justin…
- Taa?- Pyta mnie Riley, a ja tylko gapię się jak idiotka. Mój żołądek robi się ciężki, bo oczywiście to są te dziwki, które… Opuszczam głowę i szybko próbuję wymyślić, co powiedzieć.
- Czy zostawiłam tutaj mój tel… o cholera, mam go. - Spoglądam na komórkę w mojej ręce i przewracam oczami, jakbym była głupia. I jestem.
Cholera, naprawdę, naprawdę jestem.
- Nie ważne. Dobranoc, Riley. - Słyszę głęboki głos Justina.
- Kto to? -Biegnę do mojego pokoju i zamykam drzwi. Czuję się odrętwiała. Tym razem, kiedy
kładę się do łóżka, wiem, że każdy milimetr pożądania jaki czułam, zniknął z mojego
organizmu. Nadal nie mogę zasnąć, ponieważ teraz kobieta, którą Justin całuje w mojej
głowie tak żarłocznie tymi swoimi pełnymi, pięknymi ustami; kobieta, która może polizać
jego rozciętą wargę, którą posmarowałam maścią, to niestety nie ja.

~~~~
Justin jest w trakcie sparingu i walczy tak jak według Trenera powinien był walczyć wczoraj.
Mimo, że położył na łopatki dwóch ze swoich czterech partnerów, to Trener jest teraz jeszcze bardziej wkurzony.
- To partnerzy do sparingu, Bieber. Jeśli mógłbyś przestać ich nokautować i po prostu na luźno popracować nad swoimi ruchami, to nadal miałbyś z kim dzisiaj trenować… A tak to już nie mam ci kogo dać.
- Więc proszę mi przestać dawać cioty, Trenerze.- Pluje z ringu.
- Przyślij mi Riley’a.
- Ha. Nie zrobiłbym tego nawet gdyby miał myśli samobójcze. Potrzebuję go jutro przytomnego.
- Hej, ja wiem na czym polega sparing.- Mówię do Riley’a z miejsca, w którym obserwujemy walkę, czyli przy zewnętrznym rogu ringu.
Jego blond głowa obraca się do mnie i nagle wygląda jakby był pod wrażeniem.
- Ty chyba właśnie nie zaproponowałaś, że wejdziesz na ring z tym facetem?
- A właśnie, że tak. Mogę pokazać temu facetowi ruchy, których jeszcze nigdy nie widział.
- Przechwalam się. Szczerze mówiąc, chcę tylko mieć okazję skopać dupę Justinowi Bieber’owi za to, że jest takim kobiecym magnesem, przez którego fantazjuję w dzień i w nocy. I za to, że lizał torebkę elektrolitową zaraz po tym jak ja to zrobiłam. Co za flirtujący kutas.

- W porządku, Justin, mam coś dla ciebie.- Woła Riley klaszcząc, by zwrócić na siebie uwagę.
- Jestem pewien, że tego partnera nie znokautuje, Trenerze.- Woła do Lupe stojącego w drugim rogu i śmiejąc się pokazuje na mnie.
Justin widzi mnie i rzuca swój kask na podłogę obserwując jak wskakuję na ring w moim obcisłym, jednoczęściowym dresie. Pożera mnie wzrokiem tak jak zawsze. Jest takim facetem, nie może powstrzymać się przed lustrowaniem mnie za każdym razem, gdy do niego podchodzę. Kiedy się teraz zbliżam, jego oczy połyskują rozbawieniem i pojawia się jego powolny uśmiech, który jeszcze bardziej podjudza moją irytację.
Dzisiaj był humorzasty, z tego co ja i jego pokonani partnerzy widzieli. Moja upierdliwość też już osiągnęła solidny dziesiąty stopień. Nawet poranna kawa nie poprawiła mi nastroju, ale wiem, że to poprawi. Nawet, jeśli przegram, to cholernie chcę się z kimś zmierzyć.
- Nie uśmiechaj się tak. Mogę posłać cię na łopatki moimi nogami. - Ostrzegam go.
- To nie kickboxing. Będziesz też gryzła? -Podnoszę nogę do góry i wymierzam kopniaka kick-boxera. Bardzo łatwo go unika i unosi brew.

Próbuję jeszcze raz, a on znowu robi unik. Wtedy zauważam, że stoi na samym środku ringu, a ja właściwie krążę wokół niego. Wiem, że nie mam szans, jeśli chodzi o siłę, ale mój plan to otumanić go i wtedy spróbować posłać na podłogę. Riley nazywa to, co chcę zrobić
'falowaniem'. Oznacza to obracanie się i krążenie wokół przeciwnika aż tamten spudłuje.
Więc faluję lekko, a on najwyraźniej dobrze bawi się moim kosztem, więc próbuję uderzyć go
pięścią. Bez trudu łapie ją w swoją rękę, a potem opuszcza moje ramię.
- Nie. - Upomina łagodnie i owija swoją rękę wokół mojej, by nauczyć mnie jak prawidłowo układać palce do pięści.
- Kiedy uderzasz, musisz zrównać twoje dwie niższe kości ramienne, łokciową i promieniową z twoim nadgarstkiem. Twój nadgarstek nie może być luźny, więc trzymaj go w idealnej linii prostej. Teraz zacznij od przybliżenia ramienia do twarzy, zaciśnij kostki i kiedy będziesz wymierzała cios, obróć ramię tak, że twoja kość łokciowa, promieniowa i nadgarstek będą wydawały się być jedną kością. Spróbuj. -Próbuję, a on potakuje.
- Teraz użyj drugiego ramienia do gardy. -Unoszę jedną rękę zakrywając twarz, a potem znowu atakuję i znowu. Widzę, że on tylko się chroni, nie oddaje ciosów.
Adrenalina już krąży w moim ciele i nie wiem czy to przez to udawaną walkę czy te skupione na mnie karmelowe oczy, ale czuję nagłe wyładowania elektryczne.
- Pokaż mi ruch, którego nie znam. - Mówię bez tchu. To podoba mi się bardziej niż podejrzewałam. Sięga po moje obie ręce i ustawia je tak, by pilnowały mojej twarzy.
- W porządku. Teraz spróbujmy podwójnego ciosu. Zawsze osłaniaj twarz rękami, a tors ramionami. Nawet kiedy zadajesz cios. Najpierw zamachnij się lewą.- Przyciąga moje ramię w stronę swojej szczęki.
- Potem przesuń równowagę na nogach w taki sposób, żebyś mogła od razu wykonać mocny cios prawą. Tutaj jest potrzebna dobra praca nóg. Czerp siłę z uderzenia stąd. - Przykłada palec do mojego brzucha, a potem przesuwa rękę w górę mojego
nagiego ramienia do zaciśniętej pięści.
- I wyślij całą tą siłę do kostek u rąk.

Robi w powietrzu podwójny cios, który jest płynny, idealny i sprawia, że małe kropelki potu pojawiają się między moimi piersiami. Potem moja kolej.
Uderzyć lewą, lekko przykucnąć, przesunąć środek ciężkości i uderzyć mocniej prawą.
Jego oczy błyszczą z zadowolenia.
- Spróbuj jeszcze raz. Uderz mnie w inne miejsce drugim ciosem.- Ustawia się do pozycji z uniesionymi otwartymi rękami, by złapać moje uderzenia.
Według polecenia używam najpierw jednej ręki i uderzam nią w jego lewą, bez problemu łapie mój cios. Potem mocno uderzam prawą. Ku mojemu zadowoleniu moje uderzenia są całkiem znośne, ale chyba muszę włożyć w nie więcej siły.
- Podwójny cios po twojej lewej. - Mówi i unosi wyżej rękę, aby złapać moje ciosy.
- Po twojej prawej. - Mówi i pierwszym ruchem uderzam jego otwartą dłoń pięścią, puf.
Potem decyduję, że go zaskoczę i celuję moim prawym mocnym w jego brzuch, który
automatycznie się napina i przesyła zaskakujący ból do moich kostek. Nawet on wygląda na
zaskoczonego, że udało mi się go trafić tym ostatnim.
- Jestem taka zdolna. - Drażnię się z nim, odsuwając się podskakuję w miejscu tak jak on to robi. Żartobliwie pokazuję mu język.
Przegapia to, bo jest zajęty obserwowaniem jak podskakują moje piersi.
- Naprawdę zdolna. - Mówi wracając do pozycji. Jego oczy pociemniały w sposób, który gotuje moje wnętrze. Decyduję, że ta chwila, w której jest rozkojarzony moimi dziewczynkami będzie najlepszą okazją.
Robię wykop, którego nauczyłam się podczas zajęć z samoobrony. Nogi są najsilniejszą częścią ciała kobiety, a już na pewno byłej sprinterki. Moim celem jest uderzenie w ścięgno Achillesa i strącenie jego dużego ciała i jego ego na ziemię.
Niestety porusza się w momencie mojego ciosu i zamiast tego uderzam w jego but. Ból ryczy wzdłuż mojej kostki. Remy szybko łapie mnie za ramię i prostuje. Jego brwi marszczą się.
- Co to miało być?
- Miałeś upaść.- Patrzę posępnie. Po prostu na mnie patrzy, przez chwilę jego twarz jest pusta.
- Żartujesz, prawda?
- Przewracałam mężczyzn o wiele cięższych od ciebie!
- Pieprzone drzewo prędzej się przewróci niż Justin, Brooke.- Krzyczy Riley.
- Cóż, widzę. - Zrzędzę i ujmuję usta w dłonie krzycząc:
- Dzięki za ostrzeżenie, Riley. -Przeklinając pod nosem, Justin trzyma mnie za ramię i prowadzi do narożnika. Upada na krzesło, a że jest tylko jedno to sadza mnie na sobie i ogląda moją kostkę.
- Spieprzyłaś sobie kostkę, co?- Pyta i po raz pierwszy słyszę, że brzmi na tak … zdenerwowany  na mnie.
- Wygląda na to, że nieodpowiednio przeniosłam całą swoją wagę do kostki.- Przyznaję niechętnie.
- Dlaczego chciałaś mnie uderzyć? Jesteś na mnie zła? - Patrzę spode łba.
- A dlaczego miałabym być?- Jego oczy wbijają się w moje i wygląda na przerażająco spokojnego i z pewnością  poirytowanego.
- Ty mi powiedz. -Opuszczam głowę i przyglądam się swojej kostce. Odmawiam wylewania żali
wszystkim poza Melanie.
- Hej, możemy tu dostać trochę wody? - Woła, a w jego słowa słychać ostrą nutę frustracji. Riley przynosi Gatorade i zwykłą butelkę wody stawiając je na podłodze ringu obok moich stóp.
- Będziemy kończyć. - Mówi do nas, a potem z troską pyta mnie.
- Wszystko w porządku, B?
-Świetnie. Proszę, wezwij mnie jutro. Nie mogę się doczekać, żeby wrócić na ring z tym kolesiem. -Riley śmieje się, ale Justin nawet nie raczy na niego spojrzeć.
Jego pierś jest mokra od potu, a ciemna głowa opuszczona. Bada moją kostkę, jego kciuki przyciskają ją wokół kości.
- To boli, Brooke? - Chyba się martwi. Ta nagła delikatność z jaką do mnie mówi, sprawia, że ściska mnie w gardle i nie wiem dlaczego. Tak jak kiedy upadasz i to nie boli, ale płaczesz, bo czujesz upokorzenie. Ja upadłam gorzej i to przed całym światem. Żałuję, że płakałam wtedy tak samo mocno jak teraz nie chciałabym się załamać przed jednym z najsilniejszych mężczyzn
na świecie. W zamian za to, patrzę posępnie i schylam się, by zbadać kostkę, ale on nie odsuwa ręki i nagle kilka naszych palców obejmuję moją kostkę. Czuję jedynie jego kciuki na mojej skórze.
- Ważysz tonę. - Narzekam tak jakby to była jego wina, że jestem idiotką.
- Gdybyś ważył trochę mniej, to bym cię przewróciła.Przewróciłam nawet mojego instruktora.
-Zerka w górę spode łba.
- Co mogę powiedzieć?
- Że jest ci przykro? Dla zdrowia psychicznego mojej dumy?- Kręci głową najwyraźniej nadal poirytowany, a ja uśmiecham się sarkastycznie, sięgam w dół po Gatorade i odkręcam zakrętkę.
Jego oczy przesuwają się na moje usta, kiedy biorę łyk i nagle czuję coś czego nie można pomylić na jego kolanach pod moim tyłkiem. Kiedy zimny płyn spływa po moim gardle, dociera do mnie, że cała reszta mojego ciała jest rozgorączkowana i robi się coraz gorętsza.
- Mogę trochę?- Jego głos jest dziwnie zachrypnięty, kiedy wskazuje na butelkę.
Kiedy potakuję, chwyta butelkę w swoją dużą rękę i przechyla ją do swoich ust. Moje hormony budzą się do życia na widok jego ust przyciskających się do gwintu.
Dokładnie w tym samym, gdzie właśnie były moje.
Jego grdyka przesuwa się, kiedy przełyka. Potem opuszcza butelkę, jego usta są teraz wilgotne, i kiedy oddaje mi Gatorade nasze palce dotykają się. Iskra uderza w moje żyły.
Jestem zafascynowana sposobem, w jaki pociemniały jego źrenice i tym jak wpatruje się we
mnie bez żadnego rozbawienia w oczach. Kiedy automatycznie próbuję zakryć moje
zdenerwowanie kolejnym łykiem, obserwuje mnie zbyt mocno, jego usta nie uśmiechają się.
Są pięknie różowe. Rozcięcie na jego wardze nadal się goi. To, które chcę polizać.
Wstęga  tęsknoty rozwija się głęboko we mnie i to boli. Jestem na jego kolanach i uświadamiam
sobie, że jedna potężna ręka obejmuje mnie w pasie. Nigdy nie byłam tak blisko. Tak blisko, by go dotknąć, pocałować, owinąć się wokół niego. Nagle czuję, że umieram i latam. Już nie mogę udawać, że to nic takiego. Pragnę go. Pragnę go tak bardzo, że nie potrafię jasno myśleć.
To jest coś. Coś wielkiego. Nigdy się tak nie czułam.

Wiem, że to szalone i nigdy się nie wydarzy,  nigdy nie może się wydarzyć, ale nic
nie mogę na to poradzić. Jest jak moja Olimpiada, coś czego nigdy nie będę miała, ale czego
pragnę całym moim bytem. Absolutnie nienawidzę myśli, że jego ramiona obejmowały jedną, a może nawet dwie kobiety mniej niż dwadzieścia cztery godziny temu, kiedy to ja tego chciałam.
Po raz kolejny poruszona tym wspomnieniem, ostrożnie próbuję wstać, a on zabiera mi Gatorade i stawia z boku, chwyta dwa ręczniki z kosza i kładzie jeden wokół swojej szyi.
Potem to samo robi mi z drugim, cały czas trzyma mnie w pasie.
- Pomogę ci dojść do pokoju, żebyś mogła przyłożyć lód. - Opuszcza mnie z ringu tak jakbym nie ważyła więcej od chmury, a później muszę się o niego opierać obejmując ramieniem jego wąski pas, gdy wychodzimy.
- Nic mi nie jest. - Powtarzam nieustannie.
- Przestań się kłócić. - Mówi.

W windzie trzyma mnie blisko siebie, jego głowa jest pochylona i czuję jego oddech przy mojej skroni. Jestem boleśnie świadoma tego jaki jest duży w porównaniu ze mną.
Jestem też świadoma jego pięciu palców wokół mojej talii i dokładnego momentu, w którym
przesuwa nos za moje ucho. Łaskocze mnie, kiedy wydycha powietrze i że jest tak blisko aż jego usta dotknęłyby mojego ucha gdyby się odezwał. Słyszę jak głęboko nabiera powietrza i moje narządy płciowe zaczynają pulsować tak mocno, że chcę tylko obrócić się do niego, zanurzyć nos w jego skórze i nabrać w płuca tyle powietrza, ile to możliwe. Oczywiście nie robię tego.Odprowadza mnie do mojego pokoju, a moje ciało jest w takim stanie, że mój mózg nie potrafi wymyślić żadnego tematu rozmowy, dzięki której pozbylibyśmy się towarzyszącej nam napiętej ciszy.
- Hej, stary. Gotowy do walki?- Pyta z drugiego końca korytarza członek obsługi hotelowej, który najwyraźniej jest fanem.
Justin pokazuje mu kciuki w górę i uśmiecha się z dołeczkami, a potem obraca do mnie przyciskając szczękę do włosów za moim uchem.
- Klucz.- Mówi gardłowym szeptem powodującym gęsią skórkę. Przesuwa kartę i wprowadza mnie do środka. Nie ma Diane.
Pewnie właśnie przygotowuje dla niego jakąś super luksusową kolację.
Sadza mnie na krańcu drugiego podwójnego łóżka. Pewnie domyśla się, że to moje, ponieważ Diane ma przy swoim zdjęcie dwójki swoich dzieci. Chwyta wiaderko do lodu.
- Przyniosę ci lodu.
- Remy, nic mi nie jest. Mogę to zrobić później… -Drzwi zamykają się zanim mogę dokończyć i wypuszczam powietrze. Schylam się, żeby zbadać moją kostkę i ocenić jakie szkody wyrządziłam. Odblokował drzwi od środka, więc nie musi pukać.
Sztywnieję, kiedy wraca i zatrzaskuje drzwi. Puszcza wodę w łazience, a potem wraca. Jest taki olbrzymi i dominujący w moim pokoju hotelowym, kiedy stawia wiaderko na dywanie.
Klęka u moich stóp i widząc jego potężne ciało i ciemną głowę pochylającą się, by się mną zająć, czuję dreszcze pożądania. Przeszywają mnie z taką siłą, że gapię się na lód i chcę
zanurzyć głowę w wiaderku. Zdejmuje mojego tenisowego buta i skarpetkę. Chwyta delikatnie łydkę i wkłada moją nogę do wiaderka.
- Kiedy to naprawimy, pokażę ci jak zwalić mnie z nóg.- Szepcze. Kiedy nie mogę odpowiedzieć i jestem całkowicie rozłożona na łopatki jego dotykiem, spogląda w górę. Jego oczy są zarówno czułe jak i intymne.
- Zimno? - Chociaż reszta mnie na pewno taka nie jest, to moje palce u nóg zaczynają zamarzać w lodowatej wodzie.
- Tak. -Kiedy zanurza moją stopę głębiej, moje całe ciało tężeje od zimna i zatrzymuje nogę w
połowie drogi.
- Więcej wody? -Kręcę głową i zsuwam ją na dno myśląc 'Bez bólu nie ma wygranej'.
Moje płuca kurczą się, gdy ciało próbuje poradzić sobie z zimnem.
- O cholera.- Widzi mój grymas i wyciąga stopę. Następnie doznaję szoku, gdy kładzie moją
lodowatą stopę na swoim brzuchu, aby mnie ogrzać. Jego mięśnie brzucha zaciskają się pod
moimi palcami u stóp, a jego wzrok podtrzymuje mój w tak potężnym uścisku, że tonę.
Napięcie elektryczne przenika przeze mnie. Jego ciepła, duża, szorstka ręką jest owinięta wokół mojego podbicia. Trzyma moją stopę na swoim brzuchu tak stanowczo, że wydaje się jakby chciał mnie tam czuć. Chciałabym, żeby moje ręce były moimi stopami.
Chciałabym poczuć ten kaloryfer pod moimi palcami. Każde wybrzuszenie idealnie przyciśnięte do mojej stopy i palców. Odrętwienie całkowicie mnie opuściło.
- Nie wiedziałam, że zajmujesz się robieniem pedicure, Justin. - Mówię i nie rozumiem dlaczego jestem taka zdyszana.
- To taki mój fetysz. - Strzela do mnie swoim leniwym uśmiechem, który mówi mi, że robi sobie jaja, a potem sięga wolną ręką do wiaderka i wyciąga jedną kostkę lodu. Kładzie ją delikatnie na
mojej kostce i przesuwa po wrażliwej skórze dokładnie obserwując co robi. Moja reakcja jest
szybka i bezlitosna. Moje ciało ogarnia całkowita i totalna świadomość jego dotyku.
Mój puls nagle zaczyna krzyczeć w głowie. Boże, ten facet jest dokładniejszy ode mnie.
Potem, jakby by potwierdzić moje myśli, ręka którą trzyma moją stopę przesuwa się lekko.
Jego kciuk masuje moje podbicie, a zimny lód moją kostkę. W środku mojego brzucha zaczyna się łaskotanie i boję się, że w przeciągu kilku minut obejmie całe ciało.
Mój głos drży tak jak reszta mnie.
- Robisz też manicure? -Znowu podnosi na mnie wzrok, a moje serce przewraca się przez sposób w jaki jego karmelowe oczy działają na mnie.
- Pozwól, że najpierw zajmę się twoimi stopami, a potem resztą. - Mój brzuch zaciska się, gdy kończy zdanie z kolejnym dość powolnym uśmiechem.
Każdy mięsień między moimi nogami zaczyna tętnić, gdy lód powoli próbuje ugasić rosnący
ogień w moim wnętrzu. Jestem urzeczona, kiedy obserwuje jak lód sunie po mojej kremowej skórze.  Powietrze naładowane jest od elektryczności. Bezradnie przesuwam stopą po jego brzuchu czując wzgórki mięśni. Spogląda w górę i ta przyszpilająca intensywność jego oczu wciąga mnie aż nie mogę złapać tchu i tonę.
- Lepiej się czujesz? -Mruczy unosząc ciemne brwi. Nie mogę uwierzyć jaki efekt ma na mnie jego głos, dotyk, zapach. Jak druga istota ludzka może mieć nade mną taką władzę.
Nie mogę na to pozwolić. Nie mogę.Na to. Pozwolić.

Przypominam sobie, że kiedy pragnie się mężczyzny, to ma się kontrolę nad tym, co mu się oddaje. Kontrolę nad tym, co pozwala mu się wziąć. Ale nie mogę zablokować obrazów jego i mnie razem. Jak ja zdzieram jego ubrania i jak on przyciąga mnie do siebie. Jak jego usta przyciskają się do moich. Jak upadamy razem na łóżko. Jak rytmicznie na mnie napiera.
Sprawia, że czuję się jak osiemnastolatka. Jak napalona dziewica. Sama myśl o chłopcach…
tylko, że on sprawia, że myślę tylko o jednym. I jest bardzo samczy. Bardzo męski, ale też trochę dowcipny, jak chłopiec.
Duży, niegrzeczny chłopiec, który zabawiał się ze swoimi małymi dziwkami na stoliku do kawy zeszłej nocy…
To nagłe, brutalne przypomnienie ochładza mnie jak zanurzenie w lodowatych wodach Alaski.
- Teraz już idealnie. Dziękuję. - Mówię głosem chłodnym niczym rozpuszczający się lód i próbuję wydostać stopę z jego uścisku.
Właśnie mam się uwolnić, gdy drzwi otwierają się przesunięciem karty i wchodzi Diane.

- Tutaj jesteś. Muszę cię teraz nakarmić, żebyś miał energię na jutro! - Justin patrzy na mnie rozdarty, nagłą zmianą we mnie. Lekko marszczy brwi i wrzuca do wiaderka topniejący lód, odkłada moją stopę z powrotem na dywan i wstaje.
- Jest mi przykro z powodu twojej kostki. - Mówi do mnie łagodnie i prostuje się. Jego wyraz twarzy jest zdezorientowany i prawie podatny.
- Nie martw się, jeśli nie będziesz w stanie przyjść na walkę.
- Nie. To nie była twoja wina. Nic mi nie będzie - Mówię szybko.
- Poproszę Pete’a, żeby załatwił ci jakieś kule.
- Nic mi nie będzie. Mam nauczkę za zadzieranie z drzewami. -Zatrzymuje się w drzwiach, zerka na mnie siedzącą na łóżku, jego twarz jest nieczytelna.
- Powodzenia, Justin. - Mówię.
Patrzy na mnie, potem na Diane. Przeczesuje ręką włosy i wychodzi wyglądając na…
poruszonego. Diane wpatruje się we mnie z kompletnym niezrozumieniem.
- Przyszłam w złej chwili?
- Nie.- Kręcę głową.
- Przyszłaś w samą porę. Chwilę później zrobiłabym z siebie kompletną idiotkę.
Nie żeby próba zwalenia z nóg mężczyzny takiego jak on, była bardzo mądrym pomysłem.


__________________________________________________________________________________

Czyżby Brookey była zazdrosna o te dzi*ki?
Jak myślicie czy RIP przespał się z nimi? :O
Czy zgadzacie się z reakcją Brooke na Justina?

__________________________________________________________________________________

Nie zapomnijcie Zajrzeć na Wattpad i na Who I Really Am :)
 Do następnego Miśki :)

środa, 17 czerwca 2015

4. Bieg. Part I


 -Justin! Wzywajcie Justina! JUUUSTIN!- Krzyczy z całych sił grupa kobiet siedzących za mną.
Więc sami rozumiecie jak bardzo, bardzo trudno zablokować mężczyznę, którego pragną wszyscy wokół. A już szczególnie, kiedy moje ciało jest naładowane adrenaliną z powodu rozpoczynającej się walki.

Właściwie to wspaniale znajome uczucie. Takie, które kipi we mnie, gdy siedzę pośród widzów w Podziemiu Atlanty i czekam aż Justin wyjdzie na ring. Czuję jakbym to ja miała walczyć, moje ciało jest w pełnej gotowości. Krew jest ognista i płynna we mnie, nadnercza napełniają mnie odpowiednimi hormonami, a umysł jest czysty niczym wypolerowany kryształ. Moje nogi są nieruchome pod siedzeniem tak samo jak ręce, ale to tylko pozory. Usztywnienie w przygotowywaniu. Podczas, gdy z zewnątrz jest spokojnie, wewnątrz szaleje ogień. To jest ta jedna minuta, gdy wszystko cichnie i zbiera się wewnątrz, w celu kiedy przyjdzie właściwa pora, uwolnić energię idealnie zaplanowanym wybuchem i ze skoncentrowaną starannością.
Nawet teraz pamiętam moją idealną pozycję klęczącą na starcie.
Sposób w jaki moje wszystkie zmysły skupiały się na wystrzale startowym, gdy wszystko... mam na myśli wszystko budzi się na ten dźwięk. W ułamku sekundy zamieniasz się z posągu w pędzącą strzałę.

Teraz wydaje się, że czekam tylko, gdy ktoś ogłosi jego imię. Kiedy w końcu słyszę
'JUSTIN BIEBER, RIIIIIPTIDE!', przebiega mnie nowe wibracje, a nie mam dokąd pobiec, nie mogę ulżyć temu, co krąży w moim ciele. Okrutnie potężny ból jest karmiony tymi samymi hormonami, które pompuje mój organizm i nie mogę tego powstrzymać. Wstaję z krzesła tak jak całe pomieszczenie ludzi, ale tylko tyle mogę zrobić kiedy widzę jak wchodzi na ring w sposób popularny tylko jemu. Tłum momentalnie napaja się nim i ja także czuję zawroty głowy. Oto on, żyjąca, oddychająca fantazja każdej kobiety. Wykonuje swój powolny, arogancki obrót. Ciemne, nastroszone włosy, mocno opalona pierś, uśmiech z dołeczkami.. zabójczy uśmiech... wszystko w pakiecie nazwanym Justin Bieber. Jest czystą perfekcją i przeszywa mnie nowa fala hormonów, gdy robię to, co reszta tłumu. Pożeram go wzrokiem.
Ten uderzający pokaz nisko opuszczonych bokserskich spodenek, ten jawny seksapil sprawia, że staje się centrum mojej uwagi. Centrum. Mojego. Świata.
Przybrałam na wadzę odkąd przestałam trenować i teraz poziom mojej tkanki tłuszczowej wynosi zdrowe osiemnaście procent masy ciała. Nigdy nie byłam tak pulchna jak teraz, mam lekko wystający tyłek i bardziej zaokrąglone piersi. Ale też nigdy wcześniej nie byłam bardziej
świadoma mojego ciała i jego wszystkich wewnętrznych oraz zewnętrznych części, od kiedy
weszłam w interakcję z tym jednym mężczyzną. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek będę w
stanie się do tego przyzwyczaić. Czy kiedykolwiek powstrzymam go przed tym, co mi robi.
Czy kiedykolwiek pozwolę sobie przyjąć do wiadomości fakt, że... tak, ten mężczyzna
doprowadza moje ciało do szaleństwa i nie kontroluję go.

- A teraz osławiony i gorąco przyjęty Owen Wilkes, Irlandzki Konik Polny! -Kiedy jego narwany przeciwnik wkracza na ring, karmelowy wzrok Justina przeszukuje tłum aż w końcu znajduje mnie. Utrzymujemy nasze spojrzenie i momentalnie brak mi tchu. Jego dołeczki ujawniają się w tak idealnym uśmiechu, że czuję jak przepływa przeze mnie elektryzując zakończenia nerwowe. Nadal uśmiecham się jak kretynka, gdy słyszę gong. Nie mam zamiaru wstrzymywać
oddechu podczas walki, ale robię to.
Justin wygląda prawie jak znudzony Rottweiler, gdy jego przeciwnik „Konik Polny” skacze po całym ringu i wokół niego niczym mały kangur.
Justin szybko go powala, a ponieważ ciągle wygrywa, musi zmierzyć się z całą kolejką bokserów, jeden po drugim. Z tego, co powiedział mi Pete, tylko ośmiu finalistów z każdego
miasta będzie walczyło w następnym. Wszystko zakończy się wielką walką pod koniec trasy w Nowym Jorku, gdzie dwóch najlepszych zawodników stoczy 16-sto rundową walkę, a nie tak jak teraz 3 rundową.
Teraz Justin walczy z facetem, który wygląda bardziej na zapaśnika niż na boksera. Mięśnie jego brzucha są zwiotczałe i masywne, a jeśli chodzi o szerokość to jest dwa razy taki jak Justin.
Coś silnego i prymitywnego ściska moje wnętrze i wstaję z cichym 'nie!', w chwili kiedy mężczyzna nazywany 'Rzeźnikiem' uderza Justina w żebra. Uderzenie jest tak mocne, że słyszę jak wstrzymuje powietrze.
Moje wnętrze zaciska się w obawie, mimo że szybko wraca do siebie. Moje serce nie przestaje walić w piersi. Przygryzam wargę obserwując jak wymierza zestaw idealnych ciosów w sam środek Rzeźnika. Porusza się tak płynnie, każda część jego ciała jest rozciągliwa i silna. Czasami jestem taka zahipnotyzowana jego ruchami, że zapominam, że z kimś walczy.
Uwielbiam patrzeć na te potężne, umięśnione nogi i sposób, w jaki dają mu podporę, siłę i zwinność. Kocham każdy ruch jego mięśni czworogłowych, ramion, bicepsów. Kocham sposób w jaki jego tatuaż w kolorze wina otaczający jego ramiona akcentuje jak idealnie ma wyrzeźbione ramiona i bicepsy.
- Buu! Buuuuu!- Zaczyna krzyczeć tłum. Jest to reakcja na to jak Justin przyjął kolejny cios w swój tors. Wzdrygam się, gdy Rzeźnik ciągnie prostym ciosem w usta Justina.
Jego głowa odskakuje do tyłu i widzę kropelki krwi przy jego stopach. Znowu słyszę jak mówię łagodne 'nie'. Prostuje się i wraca do pozycji zlizując krew z ust. Nie rozumiem dlaczego opuszcza gardę.
Wygląda to tak jakby w ogóle się nie chronił. Nawet Trener i Riley obserwujący walkę z krańca ringu patrzą posępnie w dezorientacji. Justin jak zawsze idealnie wymierza ciosy, ale w dziwny sposób daje Rzeźnikowi zbyt duży dostęp do swojego górnego regionu piersiowego. Jestem spłoszona i chcę, żeby to już się skończyło. Każde uderzenie wymierzane przez tego okropnego mężczyznę lądujące w niego, ląduje też we mnie. Jak dźgnięcie nożem.
Kiedy Rzeźnik wali go w bok po raz kolejny, a Justin upada na jedno kolano, chcę umrzeć.
- Nie!. - Wylewa mi się krzyk. A kiedy kobieta obok mnie słyszy to, robi wokół ust namiot z dłoni i krzyczy.
- Wstawaj, Justin! WSTAWAJ! Zlej go na amen! -Ulga opuszcza mnie, kiedy widzę jak wstaje, wyciera krew z ust, ale zerka w moim kierunku i w tym momencie przyjmuje kolejne uderzenie.Odbija się od lin ringu.
Moje nerwy są poszarpane w taki sposób, że muszę spuścić głowę i choć na minutę przestać na to patrzeć. W moim gardle znajduje się, dosłownie, kula ognia i nie mogę nawet przełknąć śliny. Jest coś w obserwowaniu jak obrywa, co sprawia że czuję się tak samo bezradna jak wtedy kiedy złamałam kolano i już nic nie mogłam z tym zrobić. Ta bezczynność  to nie ja. Zżera mnie albo chęć wejścia na ring i pobicia tego pieprzonego tłuściocha albo ucieczki. Nagle tłum zaczyna skandować.
- JUSTIN… JUSTIN…JUSTIN. -Coś się dzieje, kiedy nie patrzę, ponieważ rozpętuje się chaos w Podziemiu i ludzie zaczynają wykrzykiwać.
- Taaak. JUSTIN, JUSTIN, JUSTIN! -Przez głośniki wdziera się głos prowadzącego.
- Nasz zwycięzca, panie i panowie! RIPTIDE! Ripppppptiiiiiide! Tak, wygłodniałe panie, krzyczcie z całych sił dla najgorszego z niegrzecznych chłopców jakiego kiedykolwiek widział ten ring! Rippppptiiiiide! -W zaskoczeniu szybko unoszę głowę i spoglądam na ring. Tłuścioch został usunięty z ringu z pomocą lekarzy i uderza mnie fakt, że Justin chyba połamał mu żebra.
Ale mojego faceta nie ma już na ringu. I też może mieć połamane żebra.
Mój Boże, co się właśnie do diabła stało?
Idę na zaplecze tak szybko jak udaje mi się przedrzeć przez tłum. Moje serce nadal szaleje, a ciało domaga się uwolnienia emocji. Znajduję Lupe, który zaciekle kłóci się z Rileyem
o to jak 'ten łajdak igra z ogniem'. Kiedy mnie widzą, Trener obraca się do mnie plecami, a
Riley unosi palec do góry oznajmiając tym samym 'na górze'. Potem wyjmuje z kieszeni
jeansów klucz do apartamentu Justina i rzuca mi go. Łapię go i kieruję się do hotelu, który
szczęśliwie znajduje się tuż za rogiem.

Znajduję Justina siedzącego na ławce w nogach łóżka. Jego nastroszone, ciemne włosy są przepięknie rozczochrane jak zawsze, jego oddech lekko nierówny. Przemywa mnie fala ulgi, gdy podnosi głowę i uśmiecha się tym leniwym uśmiechem, przy którym pojawia się tylko jeden dołeczek.
- Podobała ci się walka?- Pyta ochrypłym z odwodnienia głosem. Nie mogę powiedzieć, że nie, ale nie mogę też powiedzieć, że tak. Nie wiem, dlaczego jest to dla mnie tak skomplikowane doświadczenie. Więc mówię.
- Połamałeś żebra ostatniemu. -Jedna błyszcząca, czarna brew unosi się, a potem wypija do końca Gatorade i rzuca pustą butelkę na podłogę.
- Martwisz się o niego czy o mnie?
- O niego, bo to on nie będzie mógł jutro ustać na nogach.- Chciałam się z nim podroczyć, ale choć pomrukuje to nie uśmiecha się. Jesteśmy sami.
Nagle każdy por w moim ciele staje się świadomy jego obecności. Moje ręce są lekko drżące, gdy chwytam pudełko z maścią i klękam między jego nogami, by posmarować rozciętą dolną wargę. Czas znika, gdy przykładam tam mój palec. Jego oczy są zmrużone i obserwują mnie.
- O ciebie.- Szepczę.
- Martwię się o ciebie. -Nagła świadomość dokładnego rytmu jego oddechu pokonuje mnie. Jestem tak blisko, że chyba właśnie zrobiłam wdech powietrzem, które wypuścił i jego zapach bez ostrzeżenia znalazł się we mnie. Pachnie tak dobrze, słono i czysto jak ocean. Jestem bezradna, nie mogę zatrzymać moich reakcji. Moja głowa szaleje w czaszce. Wyobrażam sobie jak pochylam głowę w jego wilgotną szyję i przesuwam językiem po każdej kropelce potu jaką widzę na jego skórze.
Patrząc posępnie na swoje własne myśli, zamykam maść wieczkiem. Zostaję na kolanach debatując czy nie zacząć od jego nóg skoro już tu jestem.
- Spieprzyłem sobie ramię, Brooke. -Kręci mi się w głowie na moje ochryple wymówione imię. Wpływa na mnie to w jaki sposób je wymawia, ale maskuję go udawanym ponurym westchnięciem.
- Wiedziałam, że nie ma co liczyć na to, by taki buldożer jak ty przetrwał tą noc z jedynie rozciętą wargą.
- Naprawisz je?
- Oczywiście. Ktoś musi.- Wstaję i klękam za nim na łóżku, chwytam za ramiona. Już nie jestem zdziwiona sposobem w jaki każda komórka mojego ciała skupia się na połączeniu z ciałem tego mężczyzny przez moje ręce. Po prostu zamykam oczy i pozwalam sobie upajać się tym przez chwilę. Próbuję go zrelaksować. Napięcie w jego ciele jest bardziej nieustępliwe niż zwykle. Wbijam się głębiej w jego prawe ramię i szepczę.
- Ten obrzydliwy drań wymierzył tu dość mocny cios. Wymierzył dużo mocnych ciosów. Boli?
- Nie. -Chyba słyszę nutkę rozbawienia w jego głosie, ale nie jestem pewna. Moje skupienie
wędruje do jego biadolących mięśni, stawiających opór moim palcom. Wiem z doświadczenia, że to boli. Musi.
- Posmaruję cię arniką i zastosujemy terapię zimnem. -Siedzi nieruchomo, gdy wmasowuję olejek w jego skórę. Kiedy zerkam na jego ciemny profil, widzę że jego oczy są zaciśnięte.
- Boli?- Mamroczę.
- Nie.
- Zawsze mówisz 'nie', ale tym razem widzę, że boli.
- Są inne części mnie, które bolą bardziej.
- Co do diabła?- Drzwi apartamentu otwierają się z hukiem i Pete wpada do głównej sypialni. Nigdy nie widziałam, żeby ten mężczyzna o łagodnym wyglądzie był taki zły. Jego rysy
rodem chłopca z chóru wydają się być ostrzejsze i już nie tak anielskie. Nawet jego loki wyglądają bardziej wyraziście.
- Co. Do. Diabła?- Powtarza. Ciało Justina zamienia się w ceglaną ścianę pod moim dotykiem.
- Trener jest podminowany. - Dodaje Riley wchodząc za nim do środka. Nawet energiczny Riley dzisiaj patrzy posępnie.
- Wszyscy chcemy wiedzieć jedną rzecz. Dlaczego kurwa pozwalasz na skopanie sobie tyłka?
- Dziwna wibracja pojawia się w pokoju i moje ręce natychmiast przestają poruszać się na jego ramionach.
- Celowo pozwoliłeś mu na to? Tak czy nie?- Riley rzuca mu zabójcze spojrzenie. Justin nie odpowiada, ale jego pierś jest teraz naprężona, a wszystkie mięśnie spięte.
- Potrzebujesz seksu?- Dopytuje się Pete wskazując na niego.
- Potrzebujesz? -Moje wnętrze ściska się i wiem, że nie chcę tutaj zostać i słuchać jak ci faceci
załatwiają Justinowi seks. Mamroczę pod nosem, głównie do siebie bo i tak nikt inny nie zwraca na mnie uwagi, że pójdę do kuchni pomóc Diane i wychodzę.Kiedy idę korytarzem, znowu słyszę Pete’a.
- Stary, nie możesz im na to pozwalać tylko po to, żeby móc poczuć na sobie jej ręce. Posłuchaj, możemy załatwić jakieś dziewczyny. Cokolwiek robisz, nie możesz grać w te cholerne gierki jak normalny człowiek. Torturujesz się, Justin. To, co z nią robisz jest niebezpieczne. -Spowolniłam tak, że prawie się zatrzymałam, a moje płuca chyba zamieniły się w kamienie. Czy oni rozmawiają o mnie?
- W tym roku postawiłeś na siebie wszystkie swoje pieniądze. Pamiętasz ten epizod?- Dodaje Pete.
- Teraz musisz pokonać Skorpiona w finale za wszelką cenę. To dotyczy też jej, stary.-Ton głosu Justina  jest niższy niż pozostałych, ale w jakiś sposób jego łagodne warczenie jest o wiele bardziej groźne.
- Skorpion jest pierdolonym trupem, więc odczepcie się.
- Płacisz nam, żebyśmy zapobiegali takim gównianym sytuacjom, Justin- Ripostuje Pete, ale to sprawia, że Justin jeszcze bardziej obniża głos.
- Mam to. Pod. Kontrolą. -Śmiertelna cisza, która zapada po tym szepcie, wprawia mnie w ruch. Idę do kuchni i widzę jak Diane wyjmuje z piekarnika małego, organicznego indyka. Zapach rozmarynu i cytryn sprawia, że zaczynam się ślinić, ale nic nie robi z moim walącym sercem.

- Dlaczego oni tak krzyczą?- Pyta Diane przyozdabiając danie. Patrzy smutno, gdy jej
kurczak odmawia ładnej prezencji na talerzu, który wybrała.
- Justin został dzisiaj trochę pobity. - Mówię, bo o to właśnie chodziło. Prawda? Diane kręci głową i chichocze do siebie.
- Przysięgam, że ten człowiek ma najbardziej czerwony przycisk samo destrukcji jaki widziałam…
- Milknie, kiedy drzwi za mną otwierają się. Duża ręka łapie mnie za łokieć i obraca.
- Chcesz ze mną pobiegać? -Karmelowe oczy Justina zagłębiają się we mnie i czuję jego frustrację nawet w miejscu, w którym stoję. Spowija go jak czarne tornado. Teraz wygląda jakby był na skraju i jest bardziej niż trochę groźny.
- Musisz zjeść, Justin.- Powiedziała upominająco Diane z kąta.
Justin uśmiecha się krzywo, chwyta z blatu karton organicznego mleka i wypija je aż prawie całe trafia do jego żołądka. Odstawia karton i wyciera usta wierzchem ręki.
- Dzięki za kolację. -Potem unosi brew i czeka na moją odpowiedź.
- Brooke?- Ponagla. Przebiega mnie dreszcz.
Patrząc spode łba na moją reakcję, spoglądam na jego pierś i zastanawiam się czy cokolwiek poza włożeniem go do lodowatej wanny jest dobrym pomysłem. Czuję jednak, że testowanie jego limitów nie jest opcją na dzisiaj.
- Jak się czujesz?- Pytam i obserwuję go.
- Czuję, że chcę pobiegać.- Jego oczy przyszpilają mnie.
- A ty? -Ta prośba sprawia, że się waham. Chodzi o to, że nikt poza biegaczami nie wie, że
bieganie z kimś to poważna sprawa. Bardzo. Poważna. Sprawa.
Zwłaszcza, jeśli jest się przyzwyczajonym do samotnych treningów. Tak jak Justin.
Poza Melanie, ja też nie biegam z nikim innym. Bieg to czas dla mnie. Czas na myślenie. Czas na wyciszenie. Ale potakuję. Myślę, że naprawdę tego potrzebuje, a ja potrzebowałam tego od wielu godzin.
- Założę tylko adidasy i opaskę na kolano.

Dziesięć minut później biegniemy po najbliższej trasie naszego hotelu. To piaszczysta ścieżka naznaczona kilkoma drzewami i na szczęście dobrze oświetlona w nocy. Justin ma na sobie koszulkę i bluzę z kapturem. Bije się z powietrzem w prawdziwie bokserski sposób, a ja cieszę się chłodną bryzą na mojej skórze w sportowym topie z krótkim rękawem i moich ulubionych Asics’ach. Justin ma parę zajebistych Reeboków do biegania, które bardzo różnią się od butów, których używa do boksowania.
- Więc co się stało z Petem i Rileym?
- Poszli szukać dziwek.
- Dla ciebie? -Bije powietrze jedną pięścią, a potem drugą.
- Może. Kogo to obchodzi.
Jestem bardzo rozczarowana, że straciłam moją kondycję. Pół godziny biegu ustalonym przez nas rytmem, a moje płuca płoną i mocno się pocę pomimo chłodnej, nocnej bryzy.
Zatrzymuję się i opieram ręce na kolanach, machając ręką by kontynuował.
- Biegnij. Tylko złapię oddech. Dostanę skurczu. -Zatrzymuje się ze mną i podskakuje w miejscu, by jego ciało nie ochłodziło się. Potem wyciąga torebkę żelu elektrolitowego z kieszonki na koszulce. Wyciąga ją do mnie i jest tak blisko, że mogę go powąchać. Pachnie mydłem, potem i Justinem Bieberem. Trochę kręci mi się w głowie. Może skurcz jajników, który podejrzewałam, nie był wcale skurczem, tylko reakcją mojego organizmu na przypadkowe dotknięcia jego
ramienia. Odsuwa się i wymierza ciosy w powietrze obserwując jak otwieram torebkę na końcu
i wyciskam żel na język.

Krew pulsuje dziko w moich żyłach i jest coś szalenie intymnego w tym jak jego karmelowe oczy obserwują jak zlizuję żel z torebki, która należała do niego. Przestaje skakać. Ciężko oddycha.
- Coś zostało?- Pyta. Momentalnie wyjmuję torebkę z ust i mu ją podaję. Kiedy ją oblizuje w tym samym stylu co ja, moje sutki twardnieją jak diamenty. Myślę tylko o tym, że liże tą samą rzecz, którą ja przed chwilą lizałam. Drżę opierając się pokusie przesunięcia językiem po jego przeciętej wardze i przyciśnięcia do niego moich ust, żeby jedyną rzeczą jaką będzie lizał byłabym ja.
- Mają rację? Chodzi mi o to, co powiedział Pete. Robisz to celowo? -Kiedy nie odpowiada, przypomina mi się jego 'guzik', o którym wspominała Diane i moje zmartwienia podwajają się.
- Justin. czasami można coś złamać i już nigdy tego nie odzyskać. Nigdy tego nie odzyskać.
- Akcentuję, potem spoglądam na odległą ulicę i przejeżdżające samochody, bo boję się, że wyłapie emocje w moim głosie. Przez niego jestem na skraju i muszę wziąć się w garść.
- Przykro mi z powodu twojego kolana. - Mówi łagodnie, a potem wyrzuca pustą torebkę do najbliższego śmietnika i znowu zaczynamy biec.
- Nie chodzi o moje kolano. Chodzi o to, żebyś nie traktował swojego ciała jak czegoś
oczywistego. Nigdy nie pozwól nikomu zrobić ci krzywdy, nigdy na to nie pozwalaj, Justin.
- Kręci głową, marszcząc brwi i zerka w moim kierunku.
- Nie robię tego, Brooke. Ja tylko pozwalam im zbliżyć się na tyle, by ich załatwić. Małe poświęcenia dla wygranej. Kilka trafionych ciosów daje im pewność siebie, potem zaczyna uderzać do głowy, że jestem słaby. Że nie jestem taki jak słyszeli, a kiedy upajają się tym jak łatwo pokonać Justina Biebera, wkraczam do akcji.
- W porządku. To o wiele bardziej mi się podoba.

Biegamy jeszcze przez pół godziny i po pięciu milach dyszę jak stary pies, który właśnie urodził dwanaście szczeniaków czy coś. Moja duma cierpi i tak samo moje kolano.
- Chyba mam dość. Będę miała jutro zakwasy. Lepiej już skończę, bo inaczej będziesz
musiał mnie później zanieść do hotelu.
- Nie miałbym nic przeciwko.- Mówi z lekkim, wspaniałym chichotem. Potem wymierza w powietrze lewy prosty, prawy prosty i biegniemy z powrotem do hotelu.

W hotelowej windzie znajduję się kilka osób oprócz nas. Justin spuszcza niżej kaptur i pochyla głowę, jego profil jest przytłumiony materiałem. Zauważam, że robi to, by nie zostać rozpoznanym i śmieję się z rozbawieniem.
Młoda para krzyczy do nas z lobby.
- Zatrzymajcie windę! - Przyciskam guzik 'Otworzyć Drzwi' aż do chwili, kiedy wskakują do środka. Moje serce zatrzymuje się, kiedy Justin chwyta mnie za biodro i przysuwa blisko siebie. A potem umieram, bo pochyla głowę pod moim kątem i słyszę jak głęboko nabiera powietrza. O Boże, on mnie wącha. Mięśnie mojego podbrzusza zaciskają się. Potrzeba obrócenia się, zakopania nosa w jego szyi i polizania wilgoci na jego skórze pali mnie do żywego.
- Trochę lepiej się czujesz?- Pytam lekko się do niego obracając.
- Taa.- Jeszcze bardziej zbliża głowę i moja skroń zostaje skąpana jego ciepłym oddechem.
- A ty? - Jego feromony są dla mnie jak narkotyk, moje gardło wydaje się być tak ściśnięte, że
tylko potakuję. Jego ręce zaciskają się na moich biodrach, a moje łono zaciska się tak boleśnie, że prawie się wzdrygam.

Kiedy tylko trafiam do swojego pokoju, momentalnie pędzę pod prysznic. Puszczam tak zimną wodę jaką jestem w stanie znieść. Szczękam zębami, ale reszta mojego ciała jest spięta i to wszystko przez niego. Przez niego. Przez niego.
Kiedy kładę się do łóżko, Diane mamrocze 'hej', a potem wraca do czytania książki kucharskiej. Odpowiadam tylko 'dobranoc', zamykam oczy i próbuję udawać, że nie smażę się w mojej skórze. Czuję taki ból, że wiercę się pod pościelą ścigana przez to, co Pete powiedział do
Justina. Prześladują mnie jego pełne, seksowne usta ze świeżym rozcięciem na dolnej wardze, owinięte wokół elektrolitowej torebki. Jego język wyciska z niej resztkę żelu.
Myślę o tym jakby to było, gdybym to ja była tą żelową torebką. Jakby to było czuć jego usta na moim języku, które lekko by mnie ssały. Ta myśl przywołuje świeżą kałużę wilgoci między moje uda. Desperacko pragnę jakoś sobie ulżyć od tego niekończącego się, wyczerpującego,
hormonalnego szału bycia skazaną na niego. To jak z promieniowaniem. Powinnam być w
stanie jakoś się ochronić, ale nie wiem jak. Jego twarz, jego zapach... doprowadzają mnie do
szaleństwa. Jest moim klientem, ale także moim… jakby przyjacielem. Muszę go tylko dotknąć. Wiem, że nie mogę go pocałować w te seksowne usta, ale mogę go chociaż porozciągać.

… Ciąg dalszy nastąpi...


__________________________________________________________________________________


Justin dał sobie skopać tyłek, tylko po to aby Brookey go dotykała !! ;D
Oh Rip, co ty wyprawiasz? :)

__________________________________________________________________________________

O to kolejny rozdział, został podzielony na dwie części, tak jak będą niektóre w przyszłości.
Wpadnijcie do mnie na Wattpad >> link << Może jeszcze w tym roku zamieszczę tam kolejną historię.
Oczywiście nie zapomnijcie o 'Who I Really Am' . Na wattpad znajdziecie tą historię, zedytowaną .
A także pod nową nazwą 'Engaged To The Mafia Boy'

Do następnego Miśki!


sobota, 13 czerwca 2015

3. Do Atlanty.

Prywatny odrzutowiec jest ogromny. Pete sygnalizuje mi, abym weszła przed nim na pokład. Odebrał mnie z mieszkania niecałą godzinę temu. Wygląda bardzo profesjonalnie w
swoim czarnym garniturze stylizowanym na 'Facetów w Czerni'.Wchodzę po schodkach i widzę, że można stać prosto w samolocie, jak w rejsowych. Chociaż w żadnym samolocie jakim miałam okazję latać, nie było takiego luksusu jak tu. Zamsz, skóra, mahoniowe drewno, złote wykończenia i ekrany najnowszej technologii przyozdabiają wnętrze. To asortyment ekstrawagancji w tej wielkiej, niesamowitej zabawce bogacza.Fotele są ustawione w sekcjach, które przypominają małe salony. W pierwszej znajdują się cztery beżowe, skórzane, miękkie siedzenia. Są większe niż miejsce w pierwszej klasie.

Na jednym z nich siedzi Riley, który wstaje, żeby mnie przywitać- i dwóch innych członków ekipy Justina. Jego osobisty trener, Lupe... ma około czterdziestki, jest łysy i wygląda jak tatuś Warbucks z filmu 'Annie', jego gosposia i dietetyczka Diane, w której rozpoznaję kobietę od biletów.
- Miło mi panią poznać, panno Dumas.- Mówi trener Lupe. Patrzy na mnie spode łba, ale w jakiś taki uprzejmy sposób, chyba ma taki wyraz twarzy. Potrząsam jego ręką.
- Nawzajem, proszę pana.
- Och, ba. Mów do mnie Trenerze. Wszyscy tak robią.
- No witam ponownie.- Mówi Diane, jej uścisk jest gładki i delikatny.
- Diane Werner, szefowa kuchni, dietetyczka i dostarczycielka biletów. -Śmieję się.
- Bardzo miło cię poznać, Diane.
Atmosfera między nimi jest bardzo otwarta i prawdziwa. Przepełnia mnie podekscytowanie, że znowu będę należała do drużyny.Tak po prawdzie to tym, co sprawiłoby mi ogromne szczęście i satysfakcję zawodową, byłby Justin Bieber walczący na ringu z siłą tuzina wołów. Szalenie podoba mi się fakt, że będę pracowała z innymi specjalistami, których cel jest taki sam.

- Brooke.- Pete wskazuje na tył samolotu. Na końcu wyłożonego dywanem korytarza, za kolejną sekcją czterech foteli, wielką plazmą i olbrzymim drewnianym barem, znajduje się skórzana ławka, która wygląda prawie jak kanapa. A tam, na jej środku, z ciemną pochyloną głową słuchając muzyki, siedzi Justin Bieber. Wieża testosteronu wielkości stu osiemdziesięciu metrów.Przez moją krew niespodziewanie przemyka ogień, gdy po raz pierwszy widzę go w świetle dziennym. Ma na sobie czarny t-shirt, który przywiera do jego mięśni i nisko opuszczone, znoszone jeansy. Jego niedorzecznie wyciosane ciało sprawia, że wygląda to idealnie, gdy tak siedzi rozłożony na dalekim końcu na przestrzennej kanapie z zamszowej skóry. Moje serce robi koziołki, bo wygląda niemożliwie seksownie jak zawsze i żałuję, że od razu to zauważyłam. Zdaje się, że nie można ukryć czegoś tak jawnie seksownego jak on.

- Prosi cię na tył. - Mówi do mnie Pete. Słyszę, że brzmi prawie przepraszająco. Przełykam ślinę i z trudem przemierzam korytarz. Spogląda w górę, jego oczy spotykają moje. Prawdopodobnie widzę jak się zapalają, ale nie udaje mi się odczytać niczego z jego twarzy, gdy tak intensywnie przypatruje się, jak się zbliżam. Jego wzrok denerwuje mnie i znowu czuję łaskotanie wewnątrz mnie. Jest najsilniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałam w całym moim życiu. Jestem wystarczająco zaznajomiona z tematem, by wiedzieć, ze to naturalne pragnienie moich genów i DNA na zdrowego potomka. A co za tym idzie, desperacka żądza posiadania tego, kogo uważam za najlepszego męskiego osobnika mojego gatunku. Nigdy wcześniej nie spotkałam mężczyzny, który tak szalenie uaktywniał moje instynkty kopulacyjne jak on. Moja seksualność płonie od jego bliskości. To realne. Ta reakcja. Ten pociąg. Nigdy nie wierzyłam, gdy Melanie próbowała mi to wyjaśnić i nie czułam kotła wrzącej wody pod skórą.
Jak mam się tego pozbyć?

Ściąga słuchawki, gdy zatrzymuję się przy nim. Lekko się uśmiecha jakby bawił go jakiś prywatny żart. Rockowa muzyka zmienia się w ciszę, szybko wyłącza iPoda. Wskazuję ręką na swoją prawą stronę, więc siadam obok. Namiętnie próbuję zablokować efekt jaki ma na mnie. Jego charyzma jest wstrząsająca, większa niż życie jak spotkanie z gwiazdą filmową.
Roztacza wokół siebie aurę czystej, pierwotnej siły. Każdy jego milimetr jest wysportowany i
umięśniony, ale coś uroczo żartobliwego w wyrazie jego twarzy sprawia, że wygląda młodo, tętni życiem.Uderza mnie fakt, że jesteśmy najmłodszymi ludźmi w samolocie. Czuję się jeszcze młodsza niż jestem, kiedy tak siedzę obok niego. Jakbym znowu była nastolatką. Jego usta unoszą się i naprawdę nigdy, przenigdy nie spotkałam tak pewnego siebie mężczyzny. Jest ulokowany w swoim siedzeniu prawie zmysłowo, jego oczom nic nie uchodzi.
 - Poznałaś resztę załogi?- Dopytuje.
- Tak- Uśmiecham się.
Wpatruje się we mnie z tymi swoimi dołeczkami i mierzącym wzrokiem. Światło słoneczne dotyka jego twarz pod odpowiednim kątem, by wydobyć plamki na jego oczach. Bardzo długie i grube czarne rzęsy okalają te karmelowe wciągające mnie baseny. Chcę zacząć profesjonalnie, tylko tak to będzie działało, więc odpinam pas z mojej talii i przechodzę do interesów.
- Zatrudniłeś mnie z powodu jakiejś konkretnej kontuzji czy raczej w ramach profilaktyki?-Pytam.
- Profilaktyki.- Jego głos jest szorstki i powoduje gęsią skórkę na moich ramionach. Po sposobie w jaki jego ciało jest zwrócone do mnie, odkrywam, iż nie uważa za konieczne zapinania pasów w swoim samolocie.Potakuję i pozwalam moim oczom przepłynąć po jego potężnej klatce piersiowej i ramionach. Potem dociera do mnie, że chyba zbyt nachalnie się gapię.
- Jak twoje ramiona? Łokcie? Chcesz, żebym popracowała nad czymś w drodze do Atlanty? Pete mówił, że lot potrwa kilka godzin. -Nie odpowiada mi, tylko lekko wyciąga do mnie rękę. Jest ogromna, a na kostkach widać świeże blizny.

Gapię się na nią aż uświadamiam sobie, że podaje mi ją. Ujmuję rękę w moje obie dłonie. Prąd przebiegający z jego ręki trafia we mnie. Jego oczy ciemnieją, gdy zaczynam masować jego dłoń oboma kciukami szukając zgrubień i supłów mięśniowych. Kontakt z jego skórą jest oszałamiająco potężny. Zapada cisza, przez którą nagle czuję ciężkie powietrze wokół nas.
- Nie jestem przyzwyczajona do tak dużych rąk. Ręce moich studentów są z reguły łatwiejsze w obejściu. -Jego dołeczki nie pojawiają się. Nie jestem pewna czy mnie słyszy. Wydaje się być bardzo zainteresowany obserwowaniem moich palców.
- Dajesz sobie radę.- Mówi niskim głosem.Hipnotyzują mnie wypukłości i wklęsłości jego dłoni, na każdej jest z tuzin nagniotków.
- Ile godzin dziennie trenujesz?- Pytam, gdy samolot startuje tak łagodnie, że prawie tego nie rejestruję.Nadal obserwuje moje palce z lekko przymkniętymi oczami.
- Osiem. Cztery i cztery.
- Bardzo chciałabym cię porozciągać po treningu. Czy to też należy do obowiązków twoich specjalistów?- Pytam. Potakuje, ale nadal na mnie nie patrzy. Potem podnosi wzrok.
- A ty? Kto zajmuje się twoją kontuzją?- Wskazuje na opaskę na moim kolanie, którą widać przez sięgającą do kolan spódniczkę. Musiała się lekko podnieść, kiedy siadałam.
- Już nikt. Skończyłam terapię.- Myśl, że ten mężczyzna zobaczy to żenujące wideo ze mną, napawa mnie mdłościami.
- Wy-googlowałeś mnie czy twoi chłopcy powiedzieli tobie? -Uwalnia rękę z moich i pokazuje na dół.
- Spójrzmy na to.
- Nie ma czego oglądać.- Ale kiedy nadal patrzy na moją nogę spod tych ciemnych rzęs, uginam kolano i unoszę nogę kilka centymetrów w górę, by pokazać opaskę. Chwyta ją jedną ręką, a drugą odpina rzep i patrzy na moją skórę. Głaszcze kciukiem bliznę na mojej rzepce. Jest coś kompletnie innego w tym jak on mnie dotyka. Jego ręka znajduje się na moim kolanie i czuję jego nagniotki na mojej skórze. Nie. Mogę. Oddychać.Uciska lekko, a ja przygryzam dolną wargę i wypuszczam resztki powietrza.
- Nadal boli? -Potakuję, ale mogę myśleć tylko o jego dużej, suchej ręce. Dotykającej moje kolano.
- Biegałam bez opaski, a wiem, że jeszcze nie powinnam. Chyba nigdy w pełni jej nie odzyskam.
- Jak dawno temu to się stało?
- Sześć lat temu. - Waham się, a potem dodaję.- I dwa… drugi raz.
- Aaa, podwójna kontuzja. Więc jest wrażliwe na dotyk?
- Bardzo.- Wzruszam ramionami.
- Zdaje się, że dobrze, bo już przed drugą kontuzją zaczęłam studiować fizjoterapię. Inaczej nie wiem, co bym zrobiła.
- Boli cię, że już nie możesz brać udziału w zawodach? -Patrzy na mnie z całkowitą otwartością i zainteresowaniem. Nie rozmawiałam o tym z nikim otwarcie. To boli każdą część mnie. Moje serce, moją dumę, moją duszę.
- Tak. Boli. Rozumiesz, prawda?- Pytam cicho, kiedy odkłada moją nogę.Podtrzymuje mój wzrok delikatnie głaszcząc kciukiem moje kolano. Potem oboje spoglądamy na jego dotyk jak gdyby tak samo oszołomieni, że tak łatwo było mu mnie dotknąć, a mi pozwolić mu na to. Puszcza i nic nie mówi. Z powrotem zakładam opaskę i zapinam rzep, ale czuję jakby właśnie podlał moją skórę benzyną. Wybuchnie pożar, jeśli jeszcze raz mnie dotknie. Cholera.

Nie jest dobrze, nawet nie wiem co ze sobą zrobić. Mój związek z klientami zawsze był nieformalny. Mówimy sobie po imieniu. Dużo razem pracujemy i mamy bliski kontakt, ale nigdy mnie nie dotykają. Tylko ja to robię.
- Zajmij się tą. -Podaje mi drugą rękę ściśniętą w pięść, a ja jestem wdzięczna za możliwość
przyzwyczajenia się do dotykania tego mężczyzny w celach zawodowych. Obracam się na bok, biorę jego dłoń w swoje ręce i otwieram ją palcami. Opiera się na fotelu i wolną rękę opiera za oparciem mojego siedzenia. Świadomość obecności tego wyciągniętego ramienia wbija się we mnie, choć mnie nie dotyka. Jeszcze raz jestem zdumiona i dziwnie zauroczona jego dłonią. Tym jaka jest szorstka, silna i pełna zgrubień.

Nie wiem dlaczego siedzi na ławce zamiast na pojedynczym fotelu, ale nagle jego udo znajduje się za blisko. Ma ugięte kolana, szeroko rozstawione nogi. Zajmuje dwa miejsca, ja jedno. Mogę poczuć i powąchać każdy jego centymetr.
Nasi czterej pozostali towarzysze podróży śmieją się z przodu i jego oczy patrzą ukradkiem w tamtą stronę. Potem wracają do mnie. Jestem całkowicie świadoma jego wzroku, gdy naciskam dłoń kciukami, wbijając się mocno w tkankę aż mały supeł, który znajduję nie znika. Przyciskam i szukam więcej, ale nic nie znajduję, więc przesuwam się na nadgarstek.Ma najszersza, najsztywniejszy nadgarstek jak widziałam, a jego przedramię jest potężnie zbudowane i zdefiniowane grubymi żyłami, które biegną po jego ramieniu. Okręcam nadgarstek i zatracam się w ruchach jego przegubu, który idealnie się porusza. Potem uciskam jego przedramię i biceps, który twardnieje i zaciska się. Zamykam oczy i pracuję nad muskułami.

Nagle, ramię za mną zgina się i jego ręka obejmuje mój kark. Pochyla się i szepta.
- Popatrz na mnie. -Otwieram oczy i widzę jego połyskujący, rozbawiony wzrok. Myślę, że wie, iż zaczynam trochę odpływać. Pragnę puścić jego ramię i obrócić się, ale nie chcę, by było to tak oczywiste. Ostrożnie opuszczam jego rękę i uśmiecham się.
- Co?
- Nic.- Odpowiada ujawniając dołeczki.
- Jestem pod wielkim wrażeniem. Jesteś bardzo dokładna, Brooke.
- Jestem. I poczekaj aż zabiorę się za twoje ramiona i plecy. Może będę musiała na tobie stanąć.- Unosi jedną ciemną brew i wygląda na bardzo, bardzo rozbawionego.
- Ile ty możesz ważyć?- Mrugam.
- Wyglądam na szczupłą, ale nadal jestem trochę muskularna. -Prycha, a potem z ciekawością przekrzywia głowę i wyciąga rękę. Chwyta mój mały biceps między dwa palce. Szczęśliwie jest twardy, gdy go uciska.
- Hmm.- Mówi, a jego oczy kołyszą się łobuzersko.
- Co? Co oznacza 'hmm'?- Nalegam.
Bezczelnie łapie mnie za rękę i owija moje palce wokół swojego niedorzecznie, seksownego bicepsa. Nawet go nie napina, ale jego gładka, twarda skóra i jędrność pod moimi palcami zostawia mnie bez tchu. Jest takim… nastolatkiem. Pokazującym mi swoje bicepsy. Widzę, że mnie obserwuje, a jego karmelowe oczy świecą intensywną wesołością. W odpowiedzi przygryzam dolną wargę. Skoro moja praca wymaga, bym go dotykała i to często, to byłoby trochę dziwne gdybym zabrała rękę. Więc zamiast tego, ściskam go lekko palcami. To jak próba wbicia się w olbrzymi kamień, który absolutnie się nie podda. Ani trochę.
- Hmm.- Mówię z moją najlepszą pokerową miną próbując zamaskować emocje.
Już po mnie. Całkowicie.

Każdy mój seksualny organ jest pobudzony do życia i obolały. Moje zakodowane w genach instynkty kopulacyjne są postawione w stan najwyższej gotowości i wołają we mnie.
Śmieje się i przesuwa rękę w górę mojego nagiego ramienia. Zanurza koniuszki palców w rękaw mojej zapinanej na guziki koszuli i przebiega nimi po tricepsach, z tyłu moich ramion. W jego oczach połyskują chochliki, bo wie, że mnie złapał. To jest najgorsza część ciała kobiety, miejsce gdzie można zmierzyć ilość tłuszczu nawet małym uszczypnięciem.Na jego ciele nie ma żadnego miejsca, które można by uszczypnąć. Pewnie konsumuje z dwanaście tysięcy kalorii dziennie, by zachować masę mięśniową. Około tylu jadł słynny pływak olimpijski Michael Phelps, kiedy trenował. Ilość kalorii, jakie przyjmuje jest ponad pięć razy większa niż to, co ja jem, żeby zachować moją wagę. Teraz jakoś nie mogę skupić się na matematyce.

Jego palce nadal tam są, w moim rękawie, dotykają mojej skóry. Ma na twarzy ten wesoły uśmiech, w jego oczach tańczy figlarność . Mimo to, atmosfera zmieniła się tak, że nagle dociera do mnie, że nie tylko my jesteśmy niewiarygodnie świadomi naszych ciał, ale także inni ludzie w samolocie.
- Hmm.- Mówi łagodnie i w końcu lekko mnie szczypie. Śmiejemy się.Odchrząkuję i prostuję się. Nie jestem w stanie znieść dłuższego dotykania. Czuję się niebezpiecznie otumaniona i w ogóle mnie to nie cieszy. Wyjmuję iPoda i słuchawki z małej podręcznej torby i kładę je na kolanach. Patrzy na nie, potem porywa mojego iPoda, podłącza do niego swoje słuchawki i zaczyna przeglądać moją muzykę. Podaje mi swój sprzęt. Patrzę na jego playlistę i absolutnie nienawidzę wszystkich jego piosenek. Jest fanem Porządnego rocka. Wyjmuję słuchawki i zabieram mu mojego iPoda.
- Kto umie się przy tym zrelaksować?
- A kto chce się relaksować?
- Ja.
- Proszę.- Podaje mi z powrotem swojego iPoda.
- Muszę mieć coś lekkiego dla ciebie. Posłuchaj jednej mojej, a ja posłucham twojej.-Wybiera dla mnie piosenkę na swoim odtwarzaczu, więc ja szukam jakiejś w moim. Wybieram taką o sile kobiet, nazwaną 'Love Song' Sary Bareilles. Opowiada o dziewczynie, która mówi facetowi, że nie ma u niej szans. Gram ją dla niego.Moja miłość do piosenek o sile kobiet jest prawie legendarna. Stare i nowe. Wszystkie moje koleżanki i ja tego słuchamy. Nawet Kyle je śpiewa.Zakładam moje słuchawki, żeby zobaczyć co dla mnie wybrał. Coś dzieje się z moim ciałem, kiedy słyszę pierwsze słowa piosenki. Oddałbym wieczność, by cię dotknąć…Goo Goo Dolls 'Iris'.
Oddałbym wieczność, by cię dotknąć…
Bo wiem, że w jakiś sposób mnie wyczuwasz…
Jesteś najbliższa niebu w jakim kiedykolwiek byłem i nie chcę teraz wracać do domu…


Opuszczam głowę, nie chcę by zauważył mojego rumieńca. Muszę się zmuszać, aby jej nie wyłączyć. Jest nieznośnie intymne. Słuchać tej piosenki. Którą dla mnie wybrał. Ale nie mam odwagi jej wyłączyć. Nawet, gdy pochyla się by zobaczyć moją minę. Jego kolano ociera się o moje i czuję jak w tym miejscu przeszywa mnie prąd, a piosenka nadal trafia w moje uszy.
I nie chcę, by świat mnie zobaczył… ale chcę, abyś ty wiedziała kim jestem…

Chyba nawet nie oddycham. Nawet nie wiem czy potrafię. On słucha piosenki ode mnie i jego oczy są tak blisko moich, gdy zerkam na niego. Mogę policzyć każdą z jego ciemnych rzęs. Przysięgam, że jego tęczówki są bardziej karmelowe niż Morze Karmelu.
Jego usta drgają uśmiechem i kręci głową, chyba chichocze. Chichot, którego oczywiście nie słyszę, bo słucham końcówki 'Iris'. Pierwszy raz usłyszałam tą piosenkę w filmie „Miasto Aniołów”. Płakałam po nim przez kilka dni. Facet poświęca dosłownie wieczność, by być z dziewczyną, w której się zakochuje, a potem staje się coś strasznego... jak w filmie Nicolasa Sparks’a. Kiedy piosenka się kończy, powoli wyjmuję słuchawki i oddaję mu iPoda.
- Nawet nie wiedziałam, że masz tam wolne piosenki.- Mamroczę całkowicie skupiona na moim iPodzie, kiedy mi go oddaje.
- Mam dwadzieścia tysięcy utworów, wszystko tu jest.- Jego głos jest niski i intymny.
- Nie!- Mówię w autentycznym niedowierzaniu, kiedy obracam się i sprawdzam jego sprzęt. To prawda. Mel myśli, że jest mistrzem, bo ma dziesięć tysięcy. Będę jej musiała powiedzieć, że się myli. A teraz nie mogę przeżyć tego, że z dwudziestu tysięcy piosenek, wybrał dla mnie właśnie tą?
- Podobała ci się?- Jego oczy przygważdżają mnie i wiem, że widzi mój rumieniec. Nic na
to nie poradzę. Potakuję.
Mój iPod wydaje się być cieplejszy niż zazwyczaj, kiedy nerwowo zaczynam się nim bawić. Odrzucam myśl, że to przez jego rękę. Ale tak jest. Z jego dużej, pełnej blizn, opalonej, pięknej, męskiej ręki. Moje policzki są jeszcze gorętsze i próbuję zanurzyć się w moim własnym świecie muzycznym.

Co jakiś czas podczas lotu podaje mi swoje słuchawki z iPodem i każe słuchać piosenki, a ja szukam jakiejś dla niego. Nie wiem co jest ze mną , ale kiedy się do mnie uśmiecha tym leniwym uśmiechem pokazując dołeczki słuchając tych wszystkich dziewczęcych piosenek, które mu podaję. Na przykład 'I Will Survive' Glorii Gaynor, mam ochotę się rozpłynąć. Zwłaszcza, kiedy w tym samym czasie decyduje się zagrać mi 'Love Bites' Defa Leppard’a i szczerzy się łobuzersko.
Umieram, kiedy basy potężnego Dr. Dre docierają do moich uszu. Wtłaczając niski, męski wokal głęboko w moje ciało. Każde seksowne słowo wydaje się bezwstydnie pulsować między moimi nogami. Słowa są tak cielesne i sprośne. Przez nie myślę o nim i o mnie. Jak dotykamy się, całujemy i kochamy… Przez moment tego nienawidzę i wierzę, że chciał, bym właśnie tak pomyślała.

~~~~
W Atlancie dzielę pokój z Dianą. Bardzo podoba mi się to, że trzyma swoją szczoteczkę do zębów, pastę i wszystkie kobiece niezbędniki w takim porządku jak ja. Jest świetną współlokatorką. Radosną i pozytywną o każdej porze dnia. Uwielbiam, że możemy rozmawiać wieczorami o zdrowej kuchni leżąc w naszych wielkich łóżkach.

Dowiedziałam się, że robi zakupy jedynie w najlepszych lokalnych sklepach. Kupuje najświeższe składniki każdego ranka i karmi Justina jedynie żywnością organiczną.
Codziennie, dokładnie co trzy, cztery godziny.. to chyba dlatego jego treningi są ustawione na
3-2-3 lub 4-4, w przypadku tego drugiego, jeśli posiłki są cięższe.Ten facet je za trzy dorosłe lwy. Dużo białka. Dużo warzyw. A podczas półgodzinnej przerwy po ćwiczeniach, tyle węglowodanów, że nawet ja dostaję skoku cukru od samego myślenia o tych pysznych, słodkich ziemniakach i makaronach, które pochłania. Przyprawia wszystkie jego posiłki naturalnymi przyprawami takimi jak tymianek, bazylia, rozmaryn, szczyptą czosnku lub pieprzu cayenne i jakimiś mieszankami nie z tego świata, które niecierpliwie chcę wypróbować po powrocie do domu.

Jest rozwódką, ma 39 lat i powiedziała mi też, że ostatnim miejscem naszej podróży będzie Nowy Jork, miasto które zawsze chciałam odwiedzić.
Jutro Justin ma swoją pierwszą z dwóch walk w Atlancie. Tego popołudnia kręcę się pod ścianą prywatnej sali gimnastycznej, którą wynajął i czekam, by go rozciągnąć kiedy skończy. To nasz trzeci wieczór tutaj i już odkryłam, że Justin Bieber trenuje jak szaleniec.
Sza. Le. Niec.

Zwłaszcza dzisiaj wydaje się być nie do powstrzymania.
- Jest jakiś powód dla którego ma tyle pary o tej godzinie?- Pete pyta Trenera Lupe.
- Hej, Bieber! Przestań popisywać się przed Brooke! - Krzyczy Trener i słyszymy śmiech z drugiego końca sali, gdzie Justin zabija... bezlitośnie morduje, gruszkę bokserską.
- Nie mogę go wymęczyć.- Mówi Lupe obracając się do nas. Przesuwa rękę po łysej głowie sprawdzając czas na stoperze wokół swojej szyi. Jego tradycyjne patrzenie spode łba pogłębia się.
- Zasuwamy dzisiaj już dziewiątą godzinę, a on nadal ma siłę. Nawet na mnie nie patrz, Pete. Oboje wiedzieliśmy, że tak się stanie odkąd…-Oboje spojrzeli na mnie jakby nie mogli przy mnie rozmawiać. Unoszę brew.
- Co? Chcecie, żebym wyszła? -Lupe kręci głową i wraca do Justina, a on nadal maltretuje gruszkę, która strzela w powietrze niczym kij do bejsbola. Jego ramiona wymierzają ciosy z idealną precyzją, każde uderzenie trafia w sam środek. Dźwięk jest rytmiczny i powtarza się co o ułamek sekundy. Bumbumbumbumbum…

- Dziewięć godzin dziennie to za dużo, nie uważacie? Nawet siedem to szaleństwo.-Mówię do Pete’a. Dzisiaj przekroczyliśmy czas i jestem w szoku, że ten facet nadal ma siłę. Nawet, kiedy ja trenowałam do Olimpiady to tyle nie ćwiczyłam i szczerze mówiąc, rozkład treningów Justina mnie ekscytuje. Dzisiaj robił brzuszki ze zwisu... wisiał do góry nogami i podnosił ciało do kolan tak szybko jak umiał. Idealnie pracował mięśniami brzucha, jakby w ogóle się nie męczył. Robił podnoszenia na drążku, pompki klasyczne, pompki na deskę (plank), pompki na zmianę podciągając nogi do tułowia (mountain climbers). Skakał na jednej nodze na skakance, potem zmieniał na drugą, krzyżował skakankę, kręcił nią , wymachiwał i obracał. Miałam problem, żeby w ogóle ją dojrzeć, bo latała tak szybko rytmicznie odbijając się od podłogi. Ćwiczy ciosy bokserskie sam albo ma sparing z partnerem na ringu. Jeśli jego partner zmęczy się przed nim, tak jak dzisiaj, to Justin wraca do noszenia ciężkich worków albo gruszki.
Na samym końcu jest już przemoczony.

- Lubi dawać sobie wycisk. - Tłumaczy mi Pete, gdy dalej go obserwujemy.
- Jeśli o tak późnej porze jeszcze może ładować, to zawraca głowę trenerowi, że zbyt łatwo się z nim obchodził. Potrzebuje jeszcze godziny, by zwolnić. -Trener gwiżdże po mnie, a ja jestem
wyczerpana samym patrzeniem jak Justin Bieber trenuje. Każdy jego ruch jest tak agresywnie pierwotny, aż seksualny dla mnie.Nawet w spodniach od dresu i przez mokry t-shirt nie daje się nie zauważyć napiętych mięśni jego górnej części ciała. Sposób w jaki jego spodnie nisko zwisają z wąskich bioder sprawia, że moje piersi są ciężkie i obolałe. Przysięgam na Boga, że nie potrafię sobie wyobrazić jakie to będzie uczucie, gdy kiedyś w przyszłości będę miała laktację.

Powstrzymując piekący dreszcz i nakazuję moim nogom ruszyć się kierując się na maty.
Justin stoi tam czekając na mnie, już bez koszulki. Kropelki potu przywierają do jego torsu. Wiem, że jest ciepły i że jego mięśnie zostały wyćwiczone do poziomu wyczerpania. Nie mamy już w zapasach glikogenu, będzie miał niski poziom glukozy. To oznacza, że będzie gorący jak świeżo upieczony precel, gdy będę go dotykać. Moim marzeniem jest poświęcenie temu życia, ale to tak dotykowa praca, że przy tym mężczyźnie staje się ogromnym wyzwaniem. Nie tylko dlatego, że jego mięśnie są o wiele silniejsze od moich. Po prostu nie umiem dotknąć jego opalonej skóry i nie czuć przechodzącego przeze mnie prądu. Każdy por w moim ciele staje na baczności i dudni w każdej części mnie, która go dotyka. Naprawdę nienawidzę tego braku kontroli nad sobą.

Teraz obserwuję jak jego bicepsy napinają się, gdy wyciera się ręcznikiem i przeczesuje nim swoje wilgotne włosy. Są teraz jeszcze bardziej seksowne i najeżone. Ja mam na sobie tenisówki i obcisły strój sportowy, by łatwiej mi było poruszać się przy nim.Te uderzające karmelowe oczy patrzą na mnie, gdy nadchodzę.
Dyszy, nie uśmiechając się i siada na ławce. Obchodzę go i zachodzę od tyłu.

Mruczy, gdy kładę palce na jego ramionach i zaczynam je mocno zaciskać. Kiedy tylko nawiązuję z nim kontakt, iskierki podekscytowania trafiają w dół mojego brzucha. Próbuję walczyć z moimi reakcjami i skupić się na poluzowaniu jego szyi, tricepsów, bicepsów.
Wbijam się w jego mięśnie piersiowe, kręgosłup próbując nie reagować jak kobieta na każdy zacisk jego mięśni pod moimi palcami, niesamowitą twardość jego skóry pod moim dotykiem.
Pracujemy nad każdym włóknem, próbując wszystko obluźnić. Niektóre moje ruchy powodują, że wydobywa się z niego niskie mruki. Mięśnie w dole mojego brzucha zaciskają się i próbuję je zrelaksować, ale za każdym razem, gdy słyszę to mruczenie, zaciskają się jeszcze bardziej.
Nienawidzę, kiedy to robią.
Zdaje się, że sztuka rozluźnienia tego mężczyzny, denerwuje mnie do dziesiątej potęgi.
Ale przynajmniej nie jestem już bezrobotna.
Oddychając wolno i głęboko, nie spieszę się i masuję jego mięśnie naramienne... najbardziej okrągłe części ramion. Rozciągam je i pocieram. Potem przesuwam się do mięśnia nad grzebieniowego... to mały mięsień pierścienia rotatorów i najbardziej kontuzjowany z czterech mięśni otaczających ten rotator. Dalej dyszy kiedy kończę, tylko tym razem ja też.
Trener gwiżdże.

- W porządku, pod prysznic. Widzimy się juto o szóstej rano gotowi do walki. A teraz idź jeść. Całą cholerną krowę. - Justin podnosi mnie do góry z miejsca na podłodze, na której pracowaliśmy nad jego plecami. Jego oczy błyszczą, kiedy ściska moje palce chwilę dłużej niż oczekiwałam.
- Jeszcze na mnie nie stajesz? - Zabiera mi chwilę zanim przypominam sobie o naszej rozmowie w samolocie. Uśmiecham się krzywo.
- Jeszcze nie, ale nie martw się. Jeśli będziesz dalej tak trenował, to ani się obejrzysz, a będę musiała. -Śmieje się, zakłada sobie ręcznik wokół szyi i idzie pod prysznic.

Kilka godzin później zgaduje, że pewnie padł ze zmęczenia i wyczerpania, które sam sobie zgotował. Z drugiej strony ja, leżę w pełni rozbudzona i nie mogę zasnąć. Od naszego przyjazdu już trzy razy ściskam sobie tricepsy z całą stanowczością stwierdzając, że nie jestem gruba.
 I nadal zastanawiam się, co oznacza 'hmm'.

Rozmyślam o samolocie, jego rękach na moim tricepsie, karmelowych oczach patrzących na moją twarz i sposobie w jaki pożera mnie wzrokiem, kiedy podchodziłam by go rozciągnąć. Myślę o sposobie w jaki się ze mną drażnił i bawił się mną przez te trzy ostatnie dni. Po prostu nie rozumiem, dlaczego to wszystko powoduje drżenie mojego wnętrza i gorące dreszcze wokół mnie. Rozwali mi nadnercza, jeśli tak dalej będzie.

Próbuję myśleć o czymś innym, ale moje nogi są niespokojne pod kołdrą. Chcą wyjść i pobiegać. Żałuję, że już nie mogę biegać sprintem, poczuć endorfinę zamiast tych małych, dziwnych ukłuć w moich nerwach, które dopiekają mi do żywego. Dziwna potrzeba rozkwita we mnie, kiedy widzę Justina Bieber'a. Nawet jeśli wyparłam się przed Melanie, to byłam taka pewna, że pragnął mnie tej pierwszej nocy w Seattle. Po prostu nie wiem, co się stało, że zamiast tego zostałam zatrudniona. Ale przecież tego chciałam, prawda? Pracy. Z tym, że cena jaką muszę płacić za moją nową pracę jest seksualną torturą. Wielka sprawa.

Po prostu jutro lepiej go zatrzymam. Z tym nowym postanowieniem, biorę iPoda ze stolika nocnego i włączam muzykę. Przymuszam się do słuchania wszystkich piosenek poza tymi, które on mi zagrał.

__________________________________________________________________________________

*Rozdział miał być w poniedziałek /wtorek ,jednak wyrobiłam się dzisiaj bo mogę być w te dni zajęta.

Rip daje Brooke mieszane sygnały, jak myślicie dlaczego?
Czego nie chciał Pete i trener powiedzieć o Justinie przy Brooke?
Biedna napalona Brookey :D
___________________________________________________________________________________

I tu prośba do was :)
JEŚLI MACIE CHWILKĘ ZAJRZYJCIE NA WATTPAD >> link <<
Z EDYTOWANYM OPOWIADANIEM  MRL. JEŚLI WAM SIĘ PODOBA TO ZOSTAWICIE PO SOBIE GŁOSY I KOMENTARZE :*
Do następnego miśki!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

2. Niespodziewane.

Suprise suprise!!!


Ma wejść na scenę, jego imię zostaje wykrzyczane przez mikrofon. Tłum zaczyna szaleć.
- Panie i panowie, przed wami po raz kolejny Riptide!- Nadal nie pozbierałam się po bliskim spotkaniu z nim, a przez moją krew przepływają dziwne rzeczy. W momencie kiedy pojawia się, truchtając przez szeroki korytarz pomiędzy rzędami miejsc w tym błyszczącym, zakapturzonym płaszczu, mój puls przyspiesza, a brzuch zaciska się. Mam ogromną ochotę wrócić do domu.
Ten facet to po prostu za wiele. Jest za bardzo męski. Za bardzo muskularny i jest zbyt dużą bestią. Składając to wszystko razem: jest seksem na kiju i każda kobieta wokół mnie krzyczy z całych sił jak bardzo chce go polizać.
Justin wchodzi na ring i idzie do narożnika. Zdejmuje płaszcz eksponując swoje napięte mięśnie i podaje go młodemu blondynowi. To chyba pomocnik łysego trenera.
- A teraz przed państwem, Młot!
Młot przyłącza się do niego na ringu, a Justin uśmiech się leniwie do siebie. Jego wzrok przesuwa się w moją stronę i dochodzi do mnie, że dokładnie wie, gdzie dzisiaj siedzę.
Uśmiecha się tak jakbym to ja była powodem jego radości, wskazuje palcem na Młota, a potem na mnie, jak gdyby mówił 'To dla ciebie'. Ściska mnie w żołądku.
- Cholera, on mnie dobija. Dlaczego to robi, do diabła? Jest takim pieprzonym alfą, że ledwo wytrzymuję!
- Melanie, weź się w garść!- Syczę, a potem opadam na krzesło, ponieważ mnie też dobija. Nie wiem czego ode mnie chce, ale czuję się zakłopotana, bo nigdy bym nie podejrzewała, że ja także chcę od niego czegoś bardzo seksualnego i osobistego.
Ogarnia mnie żenujące wspomnienie bycia tuż przy nim zaledwie kilka minut temu.

Wznosi się dźwięk gongu, który wyrywa mnie z tej fantazji. Zawodnicy zbliżają się do siebie, Justin robi zmyłkę, a Młot łatwowiernie wymierza cios chwytając przynętę. Kiedy bok ciała Młota wydaje się być nieosłonięty, Justin zachodzi go z lewej i wali w żebra. Odskakują od siebie.
Justin emanuje arogancją, ciągle zmyla przeciwnika,co wkurza Młota. Obraca się do mnie, wskazuje na Młota, potem znowu na mnie i uderza go tak mocno, że faceta odbija się od lin otaczających ring. Upada na kolana, następnie kręci głową i znowu wstaje.
Mięśnie mojej miednicy zaciskają się za każdym razem, kiedy uderza swojego przeciwnika, a gdy tamtemu udaje się oddać cios, moje serce zatrzymuje się.

W ciągu wieczoru walczy z kilkoma wojownikami właśnie w ten sposób. Za każdym razem, gdy ogłaszają go zwycięzcą, patrzy na mnie z zadowolonym z siebie uśmieszkiem.
Jakby chciał, abym wiedziała, że to on jest tutaj dominującym mężczyzną. Moje całe ciało drży, gdy patrzę jak się porusza i nie mogę przestać snuć fantazji. Wyobrażam sobie jak jego biodra wbijają się we mnie, jego ciało na moim, te wielkie ręce na mnie, skóra przy skórze. Podczas kilku ostatnich rund jego twarz jest bardzo skupiona, a pierś podnosi się i opada ciężko ze zmęczenia, połyskuje potem. Nagle uświadamiam sobie, że nigdy nie chciałam niczego tak bardzo w moim życiu.

Chcę zaszaleć. Skoczyć na bungee. Biegać, nawet jeśli w nie dosłownym tego słowa znaczeniu.
Wszystkie te randki, których nigdy nie miałam z powodu treningów do czegoś, co się nigdy nie zdarzyło. Przejażdżki, na które nigdy się nie wybierałam z lęku przed złamaniem kości, która i tak się złamała. Nigdy nie piłam. Starałam się o dobre oceny, by móc dalej trenować.
Justin Bieber jest wszystkim czego nigdy, przenigdy nie robiłam. Mam prezerwatywę w torebce i teraz już wiem dlaczego ją tam włożyłam. Ten facet jest wojownikiem. Chcę dotknąć jego pięknej piersi i pocałować te usta. Chcę poczuć te ręce na sobie. Pewnie dojdę w chwili, gdy we mnie wejdzie.
To najintensywniejsza gra wstępna jakiej doświadczyłam i chcę, by było to czymś więcej niż grą. Chcę, żeby to stało się dzisiaj.

Kiedy wygrywa po raz dziesiąty i ostatni, znowu czuję na sobie jego wzrok. Mogę tylko patrzeć i siłą woli przekazując mu, że go pragnę. Uśmiecha się do mnie cały spocony i nonszalancki. Jego karmelowe oczy świecą, a dołeczki są widoczne. Chwytając linę ringu, przeskakuje przez nią i ląduje z gracją w alejce przede mną.
Melanie nieruchomieje obok mnie, gdy to pięknie wyrzeźbione i opalone ciało zbliża się. Nie ma wątpliwości dokąd zmierza.
Wstrzymując oddech, czuję że moje płuca zaraz pękną, wstaję na chwiejnych nogach. Naprawdę nie mam pojęcia, co innego zrobić. Tłum ryczy, a kobiety za mną krzyczą.
- Pocałuj go, kobieto!
- Nie zasługujesz na niego, ty suko!
- Dajesz dziewczyno!
Pokazuje mi swoje dołeczki, a ja czekam na jego ręce kiedy się pochyla. Prawie czuję w jaki sposób ostatnio jego ręce mnie dotykały. Duże, dziwne i trochę cudowne, gdy praktycznie zakrywały całą moją twarz. Umieram. Umieram z pragnienia. Z lekkomyślności. Z oczekiwania.
Zamiast tego, pochyla swoją ciemną głowę, by szepnąć przy mojej skroni. Jedynym elementem jego ciała, który mnie dotyka jest ciepły oddech otaczający moją skórę. Jego szorstki głos dudni w moim uchu.
- Zaczekaj tu. Przyślę kogoś po ciebie. - Uśmiecha się i wycofuje. Tłum nadal krzyczy. Wraca na ring, a ja mrugam oczami patrząc na niego. Kobieta obok mnie dopiero po minucie drżenia i zapowietrzania się mówi
do mnie.
- O mój Boże, o mój Boże, omójboże,omójboże,omójboże, dotknął mnie łokciem,dotknął mnie łokciem!
- LUDZIE, OTO RIPTIDE!- Krzyczy prowadzący.
Moje kolana miękną i upadam na siedzenie lekka jak bita śmietana. Łączę ręce, by przestały się trząść.
Mój mózg jest tak roztopiony, że nawet nie wiem co się stało po chwili, gdy zeskoczył z ringu i szepnął do mnie tym swoim przerażająco seksownym głosem, że wyśle kogoś po mnie. Samo to wspomnienie powoduje, że kurczą mi się palce u nóg. Melanie gapi się oniemiała, a Pandora i Kyle wpatrują się we mnie jakbym była jakąś niebiańską istotą, która właśnie przyniosła dzikiego zwierza na kolana.
- Co on do diabła powiedział?- Mówi Kyle.
- Jezusie, Mario i Józefie.- Mówi Melanie piszcząc i obejmując mnie.- Brooke, ten facet jest napalony na ciebie. -Kobieta obok dotyka mojego ramienia drżącą ręką.
- Ty go znasz?-Kręcę głową, bo nawet nie wiem, co mam odpowiedzieć. Wiem tylko, że od wczorajszego dnia do dzisiaj, nie minęła ani jedna sekunda, gdy o nim nie myślałam.
Wiem jedynie, że nienawidzę i kocham sposób, w jaki na mnie działa. To jak na mnie patrzy wypełnia mnie pożądaniem.
- Panno Dumas.-Odzywa się głos. Podnoszę głowę i widzę dwóch mężczyzn w czerni, stojących między mną a ringiem. Obaj są wysocy i szczupli. Jeden jest blondynem, a drugi ma kręcone, brązowe włosy.
- Jestem Pete, asystent pana Bieber'a- mówi Brązowo loki.
- A to, Riley. Jest prawą ręką trenera. Proszę z nami. Pan Bieber chce zamienić z panią słowo w swoim pokoju hotelowym.
Na początku w ogóle nie rejestruję kim jest pan Bieber. Potem doznaję olśnienia i przeszywa mnie palący piorun. Chce cię w swoim pokoju hotelowym. A czy ty go chcesz?
Chcesz to zrobić? Część mnie uprawia już z nim seks na setki pozycji w mojej głowie podczas, gdy druga nie chce się ruszyć z tego głupiego krzesła.
- Pani przyjaciele mogą pojechać z nami.- Dodaje blondyn przyjemnym głosem i wskazuje na oszołomione trio. Czuję ulgę. Chyba. Jessu, nie wiem nawet, co czuję.
- Brooke, no chodź, to Justin Bieber!- Melanie wyciąga mnie siłą z krzesła i każe iść za mężczyznami.
Mój umysł zaczyna pracować na najwyższych obrotach, ponieważ nie wiem co zrobię, gdy go zobaczę.
Moje serce jak szalone pompuje adrenalinę, gdy wyprowadzają nas z Podziemia do hotelu po drugiej stronie ulicy, a potem windą na „P”.

Odczuwam jak tętnią we mnie nerwy, gdy winda zatrzymuje się na ostatnim piętrze. Czuję się dokładnie tak jak kiedy brałam udział w zawodach. Wizja tego mężczyzny we mnie było jak przejażdżka kolejką górską. Nagle znalazłam się w szczytowym miejscu, gdzie to może stać się prawdą. Mój brzuch zaciska się na myśl jak ekscytująca może być jazda z górki. Przygodo na jedną noc, oto nadchodzę…

- Proszę powiedz mi, że nie prześpisz się z tym facetem- Mówi  Kyle z twarzą wykrzywioną z troską, gdy drzwi otwierają się.- Nie jesteś taka, Brooke. Jesteś za bardzo odpowiedzialna, żeby to zrobić.
Jestem? Naprawdę jestem?
Ponieważ dzisiaj czuję się szalona. Oszalała z pożądania, adrenaliny i dwóch seksownych dołeczków.
- Tylko z nim porozmawiam.- Mówię mojemu przyjacielowi, ale nawet ja nie jestem taka pewna, co zrobię.
Podążamy za dwoma mężczyznami do pierwszej części ogromnego apartamentu.
- Pani znajomi mogą zaczekać tutaj.- Mówi Riley wskazują na gigantyczny, czarny, granitowy bar.
- Proszę się czegoś napić.- Moi przyjaciele podlatują do nowych, błyszczących butelek z alkoholem. Melanie piszczy, a Pete pokazuje, abym poszła za nim. Przechodzimy przez apartament i wchodzimy do
głównej sypialni.

Widzę go siedzącego na ławce w nogach łóżka. Ma mokre włosy i przyciska do szczęki torebkę z żelem. Widok tak pierwotnego mężczyzny leczącego swoje rany po tym jak niszczył faceta za facetem swoimi pięściami, w pewny sposób jest dla mnie seksownie cudowny.
Dwie azjatyckie kobiety klęczą na łóżku za nim. Każda masuje po jednym jego ramieniu. Jest obwiązany ręcznikiem w pasie, a na jego skórze nadal widać kropelki wody. Na podłodze leżą trzy puste butelki Gatorade, a w ręce trzyma kolejną.
Kładzie torebkę z żelem na stole i wypija resztkę Gatorade, gdy płyn znika z butelki, rzuca opakowanie na bok. Jestem zafascynowana jego mięśniami, które napinają się i rozluźniają pod kobiecymi palcami.
Wiem, że masaż to rutynowa rzecz po intensywnych ćwiczeniach, ale nie wiem i nie rozumiem sposobu w jaki wpływa na mnie patrzenie, gdy mu to robią. Znam ludzkie ciało. Czczę je.
Było moim kościołem przez sześć lat do momentu, kiedy zdecydowałam, że muszę poszukać sobie innego zawodu i już nie będę biegać. A teraz moje palce świerzbią mnie chęcią zbadania jego ciała, uciskania i zwalniania, wbijania się w każdy jego mięsień.
- Podobała ci się walka?- Obserwuje mnie z zarozumiałym uśmieszkiem. Jego oczy połyskują jakby wiedział, że bardzo mi się podobała. Kocham i nienawidzę patrzeć jak boksuje, ale nie mogę go komplementować po tym jak pięćset osób krzyczało jak dobry jest. Wzruszam ramionami.
- Sprawiłeś, że była interesująca.
- To wszystko?
- Tak. -Wydaje się być zirytowany, mocno rusza ramionami, by zatrzymać masażystki. Wstaje, wykonuje okrężne ruchy ramion, a potem strzela karkiem.
- Wyjdźcie. -Dwie kobiety uśmiechają się do mnie i wychodzą. Tracę oddech w momencie, kiedy zostajemy sami. Dociera do mnie, że jestem tutaj, w jego pokoju hotelowym i nagle czuję niepokój.

Opalone ręce o długich palcach są rozluźnione przy jego bokach. Przebiega mnie gorączka pożądania, gdy wyobrażam sobie jak przesuwa nimi po mojej skórze. Moje ciało pulsuje, z pewnym wysiłkiem odrywam wzrok i spoglądam na jego twarz. Patrzy na mnie w milczeniu.
Strzela kostkami jednej ręki zakrywając ją drugą, a potem powtarza proces z kolejną.Wygląda na ożywionego, jakby nie pozbył się wystarczającej ilości energii wysyłając na ziemię pół tuzina mężczyzn.
- Ten mężczyzna, z którym przyszłaś.- Mówi prostując palce przy swoich bokach, by uzyskać dodatkowy przepływ krwi. Jego oczy obserwują mnie.
- To twój chłopak?- Szczerze mówiąc nie wiem czego się spodziewałam przychodząc tu, ale bardziej szło to w kierunku błyskawicznego wylądowania w łóżku. Jestem zdezorientowana i trochę zaniepokojona.
Czego on ode mnie chce? Czego ja chcę od niego?
- Nie, to tylko przyjaciel- Odpowiadam. -Jego oczy wędrują do mojego palca serdecznego i z powrotem.
- Żadnego męża? -W moich żyłach wrze dziwna energia, która przepływa do mojej głowy i możliwe lekko
mi słabo od zapachu olejku do masażu, które w niego wmasowano.
- Żadnego męża, w ogóle nic.

Studiuje mnie przez dłuższą chwilę, ale nie wygląda na przepełnionego pragnieniem tak jak moja osoba, przyznaję się ze wstydem. Obserwuje mnie z lekkim uśmiechem i wydaje się być szczerze zainteresowany tym, co mówię.
- Odbyłaś staż w prywatnej szkole zajmując się pielęgnowaniem ciał młodych atletów?
- Sprawdzałeś mnie?
- Właściwie to my to zrobiliśmy.- Mówią dwa znajome głosy mężczyzn, którzy mnie tu przyprowadzili, kiedy wchodzą do pokoju. Pete trzyma kremową kopertę i podaje ją Riley'owi.
- Panno Dumas.- Odzywa się do mnie po raz kolejny Pete z kręconymi włosami i brązowymi oczami.
- Jestem pewien, że zastanawia się pani dlaczego tutaj jest, więc przejdźmy do rzeczy. Wyjeżdżamy z miasta za dwa dni i obawiam się, że nie ma czasu, by inaczej to załatwić. Pan Bieber chce panią zatrudnić.
Otępiała  i zdezorientowana jak diabli gapię się nich przez chwilę.
- A czym dokładnie myślicie, że się zajmuję?- Marszczę brwi.
- Nie jestem dziwką.- Pete i Riley wybuchają śmiechem, ale Justin jest niebezpiecznie milczący, gdy siada z powrotem na ławce.
- Rozgryzła nas pani, panno Dumas. Tak, przyznaję, że kiedy podróżujemy, uważamy za dogodne zabieranie ze sobą jednej z kilku bliskich przyjaciółek pana Bieber'a by… Powiedzmy, by zaspokoić jego potrzeby przed lub po walce.- Wyjaśnia Pete śmiejąc się.
Moja lewa brew unosi się. Naprawdę, jestem świadoma jak działają te sprawy u sportowców.
Brałam udział w zawodach i wiem, że przed lub po uprawianiu sportu, seks jest naturalnym, a nawet zdrowym sposobem na pozbycie się stresu i pomaga w lepszym funkcjonowaniu. Straciłam dziewictwo na tych samych eliminacjach do Olimpiady, na których zniszczyłam sobie kolano. Zrobiłam to ze sprinterem, który był prawie tak samo zdenerwowany zawodami jak ja. Ale sposób w jaki ci faceci mówią o „potrzebach” pana Bieber'a, sprawia, że nagle robi się to tak osobiste, iż czuję płomienie zakłopotania na moich policzkach.
- Jak zapewne się pani domyśla, panno Dumas, mężczyzna taki jak Justin ma bardzo szczególne wymagania
- kontynuuje Riley, blondyn, który wygląda jak surfer.
- Ale wyraźnie powiedział, że nie jest dłużej zainteresowany przyjaciółkami, które dla niego przechowaliśmy  na naszą podróż. Chce się skupić na tym, co ważne i zamiast tego zatrudnić panią. -Moje wnętrzności zaciskają się, gdy patrzę na Riley’a, Pete’a, a następnie Justina. Jego szczęka wydaje się być jeszcze bardziej kwadratowa niż pamiętam, tak jakby wyciosana z najwspanialszego, najbardziej bezcennego granitu na ziemi. Nie ma mowy, abym domyśliła się co myśli, ale choć już się nie uśmiecha, w jego oczach nadal widać figlarność.

Lewa strona jego twarzy jest lekko opuchnięta i moje instynkty naprawdę chcą wziąć torebkę z chłodzącym żelem i przyłożyć ją z powrotem do jego szczęki. Do diabła, w moim umyśle już posmarowałam maścią czerwoną bliznę na środku jego dolnej wargi. Jestem tak pochłonięta tymi myślami, że dociera do mnie, że nie mogę ufać sobie przy kimś tak potężnie atrakcyjnym jak on. Jestem nadal w szoku, że znajduję się w tym samym pokoju, co on. Pete przerzuca dokumenty.
- Odbyła pani staż w Akademii Wojskowej w Seattle w zakresie fizjoterapii i widzimy, że skończyła pani studia zaledwie dwa tygodnie temu. Jesteśmy gotowi zatrudnić panią na okres ośmiu miast, które nam zostały oraz późniejszych zawodów,w których pan Bieber będzie brał udział. Będziemy bardzo hojni finansowo. To bardzo prestiżowa sprawa współpracować z tak znanym atletą i będzie to imponująco wyglądało w życiorysie. Może nawet pozwoli pani zostać wolną agentką w przyszłości, jeśli zdecyduje się pani odejść- mówi Pete. Mrugam kilka razy.Odpisywałam na bardzo wielu ofert pracy bez żadnego rezultatu aż do teraz. Szkoła, w której odbywałam staż zaoferowała mi powrót na początku nowego semestru w sierpniu, więc mam przynajmniej tą opcję. Chociaż z drugiej strony to będzie dopiero za kilka miesięcy, a gryzie mnie poczucie bezradności... mam wykształcenie i nic z nim nie czynię.
Nagle uświadamiam sobie, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. Jestem szczególnie świadoma oczu Justina.Na mnie.
Myśl o pracy dla niego po tym jak już przespałam się z nim w moich myślach, sprawia, że mam mdłości.
- Będę musiała to przemyśleć. Nie jestem szczególnie zainteresowana pracą poza Seattle przez długi okres.

Patrzę na niego niepewnie, a potem na dwóch pozostałych mężczyzn.
- Jeśli to wszystko, co panowie chcieli mi powiedzieć, to lepiej już pójdę. Zostawię wizytówkę na
barze- Obracam się, ale zatrzymuje mnie rozkazujący głos Justina.- Odpowiedz mi teraz.- Mówi bez ogródek.
- Co? -Kiedy się obracam, pochyla głowę i podtrzymuje mój wzrok. Błysk w jego oczach mówi mi, że już nie żartuje.
- Zaproponowałem ci pracę i chcę znać odpowiedź.- Zapada cisza. Obserwujemy siebie, ten karmelowooki diabeł i ja. Ta wymiana spojrzeń jest niejasna. Nie mogę zdecydować czy to tylko spojrzenie czy coś więcej. Jakaś rzecz żyje, oddycha we mnie i zapala się, gdy patrzę w jego oczy. Widzę jak patrzy na mnie tymi
ujmującymi za serce, intensywnymi oczami. W takim razie dobrze. Pieprzyć głupie pożądanie. Tego potrzebuję o wiele bardziej.
- Będę dla ciebie pracowała przez trzy miesiące, które pozostały do zakończenia tournée, jeśli zapewnisz mi pokój, transport, zagwarantujesz mi referencje do kolejnej pracy i dasz rekomendacje moim przyszłym klientom, że pracowałam dla ciebie. Obracam się podejrzewając, że będzie chciał to przemyśleć. Jego głos znowu mnie zatrzymuje.
- W porządku- Zgadza się znacznie, a ja nie mogę uwierzyć. Zatrudnił mnie?
Wzięłam go jako moją pierwszą pracę? Justin wstaje powoli chwytając ręcznik w pasie, by się nie rozwiązał i patrzy na swoich ludzi.
- Ale chcę mieć na piśmie, że nie odejdzie przed zakończeniem tournee. - Mocniej zawiązuje ręcznik tymi mięśniami w sposób, którego bardzo staram się nie zwracać uwagi. Podchodzi do mnie i jeszcze raz patrzy na mnie drapieżnie. Jego pewny siebie uśmiech sprawia, że jest to wzmożone odczucie. To uśmiech, który mówi, że wie o tym jak mnie fascynuje. I o rany, jak on mnie fascynuje. Patrzę jak ponad sto osiemdziesiąt
centymetrów czystej tężyzny fizycznej podchodzi do mnie z błyszczącą od olejku skórą i ośmiopakiem, który jest fizycznie niemożliwy. Tylko jak temu zaprzeczać skoro tam jest? Boże.
Moje serce przyspiesza, gdy chwyta moją dłoń w swoje wielkie ręce i pochyla głowę, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Umowa stoi, Brooke.- Szepcze, ściskając mnie swoim potężnym uściskiem, jego dotyk jest dla mnie niczym porażenie prądem. Chyba właśnie zemdlałam.
Robi krok do tyłu i ujmuje mnie jego uśmiech o sile tysiąca megawatów. Potem obraca się do swoich ludzi.
- Chcę mieć to do jutra na piśmie i upewnijcie się, żeby bezpiecznie dotarła do domu.

~~~
Melanie odskakuje od barku w momencie kiedy mnie widzi, jej oczy są poszerzone z ciekawości. Chyba właśnie przyłapałam ją na chowaniu miniaturowej buteleczki rumu do kopertówki.
- Co? Szybki numerek? Myślałam, że ten facet ma lepszą kondycję.- Mówi z czystą irytacją.
- Laska, właśnie załatwił dziesięciu facetów wielkości cholernych niedźwiedzi grizzly. Oczywiście, że jest zmęczony.- Mówi Kyle, jedyny z trójki, który nie trzyma drinka w ręce.
- Uspokójcie się. Nie spałam z nim.- Kręcę głową i prawie wybucham śmiechem widząc rozpacz na twarzy Mel
- Ale przyjęłam pracę na wakacje.
- Cooo? -Nawet nie mogę zacząć opowiadać im o szczegółach, bo ludzie Justina stają po obu moich stronach.
- Jest pani gotowa, panno Dumas?
- Proszę, jestem Brooke.- Czuję się idiotycznie, gdy nazywają mnie „panną Dumas”. Moi przyjaciele będą mnie ganiać o to później.
- Naprawdę dam sobie radę. Nie ma potrzeby za mną jechać. -Riley potrząsa swoją blond głową i uśmiecha się krzywo.
- Zaufaj mi, ani Pete ani ja nie pośpimy dzisiaj, jeśli nie będziemy mieć pewności, że bezpiecznie dotarłaś do domu.
- A witam witam, chyba nie zostaliśmy sobie odpowiednio przedstawieni.- Mówi subtelnym głosem Mel. Jej oczy błyszczą rozszerzonymi źrenicami na Rileya. Potem przerzuca swój urok na Pete’a.
- A ty kim jesteś? -Jęczę i szybko ich sobie przedstawiam. Później chwytam obie dziewczyny i kierujemy się do windy, a następnie do samochodu Kyle’a. Moje serce nadal mocno dudni w klatce piersiowej.
Wszyscy oprócz Kyle’a tryskają z podnieceniem z powodu całego tego „Przeżycia”. On patrzy ponuro i siada za kierownicą.
- To była dopiero dziwna rozmowa o pracę. - W cholernym pokoju hotelowym?
- Mi to mówisz.- Moja kobieca duma została dotknięta, bo gdzieś głęboko miałam przekonanie, że ten facet chciał się ze mną przespać. Zamiast tego zaproponował mi pracę?
Nieźle, ale kompletnie niespodziewanie, to na pewno. Chyba radar mi się zepsuł i to pewnie jego wina.
- Czuję się taka ważna widząc, że jadą za nami.- Oświadcza Mel kilka minut później, szybko podnosi telefon i robi zdjęcie.
- Co robisz?- Tak, właśnie zapytałam ją, ale nie jestem pewna czy chcę wiedzieć.
- Tweetuję o tym.
- Przypomnij mi, żebym więcej z tobą nie wychodziła.- Jęczę, ale jestem tak bezsilna, nie mogę siebie znieść. Karmelowe oczy. Dołeczki. Szerokie ramiona. Połyskująca brązowa skóra. Ale żadnego seksu… z pewnością teraz już żadnego seksu z nim.
- Jak myślisz, o co chodzi z tymi facetami?- Pragnąc wiedzieć Mel.
- Nie wiem. Riley, ten blondyn, z którym chcesz się przespać, jest zastępcą trenera,a Pete to chyba asystent.
- Właściwie to chcę się przespać z jednym i drugim. Pete jest uroczy. Wygląda tak grzecznie, ale potrzebuje więcej mięsa na kościach. A Riley to powiew świeżości. Z pewnością oboje są ciepli, prawie gorący. Jak myślisz, ile mają lat? Około trzydziestki? -Wzruszam ramionami.
- Justin ma dwadzieścia sześć lat- Mówi.
- Myślę, że oni są lekko starsi. Justin na pewno jest młodszy. Jak myślisz, jak się poznali?
- To ty znasz te wszystkie ciekawe kąski, więc dlaczego patrzysz na mnie? Ja nie spędzam całego swojego czasu na prześladowaniu ludzi przez Google.- Jedynie jego. Cholera.
- Brooke, opowiedz nam o swojej nowej pracy.- Zakłóca Kyle z przedniego siedzenia.
- Chyba nie myślisz poważnie o tym, by wyjechać z facetem z jego reputacjią?-Zajmuje mi chwilę za nim odpowiadam, ponieważ nadal jestem oszołomiona że mam pracę, nawet jeśli tylko tymczasową.
Kiedy byłam młodsza zawsze mówiono mi, że urodziłam się, aby biegać. Kiedy poniosłam porażkę przez wiele dni... nie dni, miesięcy, czułam, że niczego nie osiągnęłam.
Terapia dla sportowców pomogła mi w sposób, którego się nie spodziewałam. Teraz im więcej o tym myślę, tym bardziej chciałabym pomóc mężczyźnie tak wojowniczemu jak Justin. Jego brutalnie poobijane ciało na pewno potrzebuje porządnego rozciągania.
- Myślę o tym poważnie, Kyle.W zasadzie, jeśli wszystko pójdzie dobrze i warunki ich kontraktu nie są absurdalne, to wyjeżdżam w niedzielę. Obiecuję ci, że potrafię o siebie zadbać. Zapytaj mojego nauczyciela samoobrony. Skopałam mu tyłek kilka razy. Będę podróżowała, co będzie ciekawe i mogę dostać szansę na zostanie wolnym strzelcem, jeśli dostanę dobre referencje. Jeśli tak się stanie, to nie będę musiała znosić kolejnych rozmów o pracę.
- Ten facet umie powalić słonia, Brooke. Nie widziałaś go? Pandora z pewnością go widziała.
- Stary, nie było na co patrzeć oprócz niego. Ten facet mógłby powalić cały pociąg słoni.- Mówi Pandora z przedniego siedzenia. Jest zajęta paleniem swojego elektrycznego papierosa i wydmuchiwaniem pary w powietrze. To jej pierwszy tydzień odkąd 'rzuciła' prawdziwe papierosy.
- Zastanawiam się, co by zrobili faceci za nami, gdybyśmy podjechali do okienka Jack-in-the-Box, złożyli zamówienie i powiedzieli, że oni płacą- Mówi Melanie.
- Melanie.- Ostrzegam ją
- Ile wypiłaś?- Zauważam, że trzyma w ręce małą buteleczkę i domyślam się, że to ta ukradziona z barku Justina. Z powrotem nakładam zakrętkę i chowam ją do torebki.
- Będę pracowała z tymi facetami przez trzy miesiące więc proszę, zachowuj się.
- Tylko, żeby zobaczyć, co zrobią, no zgódź się.- Prosi Pandora.
Kyle śmiejąc się i skręca do restauracji, zaczyna zamawiać po jednej porcji ze wszystkiego z menu. Chwytam moją torebkę, w której znajduje się samotna prezerwatywa i karta kredytowa.
- Ty Kutasie.- Mówię rzucając w niego prezerwatywą.- Jesteście dziecinni. Zatrzymają
się przy tym cholernym okienku z kasą. Zjesz wszystko, co zamówiłeś.- Kyle następnie zatrzymuje się przy McDonaldzie i teraz już poważnie zaczynam się wkurzać. Każę im zapłacić za zamówienie, a sama wysiadam z samochodu i podchodzę do Escalade.Podaję dwa zestawy Happy Meals i dwa ciastka z jabłkami przez okno kierowcy.
- Proszę. Przepraszam za to. Powiedziałam wam, że nie trzeba za mną jechać. Zdaje się, że podróżuję z dziećmi, ale dotrę bezpiecznie do domu. Proszę, wracajcie do hotelu.
- Nie możemy.- Mówi Pete z za kółka, a Riley zabiera się za frytki.
- To najlepsze frytki na świecie- Mamrocze.
- Taa, dzięki, panno Dumas.- Dodaje Pete. Jego wyraz twarzy jest szczerze przyjazny, gdy patrzy na mnie z rozbawieniem.
- Brooke. Proszę.- Spoglądam na moich przyjaciół, którzy siedzą w samochodzie z włączonymi światłami awaryjnymi i patrzą w tą stronę. Wzdycham.
- Więc zawsze wypełniacie rozkazy tak, szczegółowo?
- Dokładnie.- Pete wysiada z samochodu, podchodzi do Altimy Kyle’a i otwiera przede mną tylne drzwi. Wewnątrz samochodu zapada cisza dopóki nie jestem bezpiecznie zapięta w środku i w końcu ruszamy do domu.
- Uważam, że to gorące. Dba o to byś bezpiecznie wróciła do domu.
- Melanie, w tej chwili uważasz, że McDonald jest gorący, a puściłaś pawia po obejrzeniu 'Super Size Me' i od tamtej pory go skreśliłaś. Twój oddech śmierdzi wódką i podwójnym cheeseburgerem.
- Cóż, Brooke, gdybyś się ze mną napiła, to teraz nie byłabyś w stanie mnie wyczuć. Żadnych więcej wymówek. Żadnego 'mam jutro zawody'. Powinnaś się upić i iść dać Justinowi, wszystkie dzieci jakich zapragnie.
- Chce mieć bliźniaki, ale już powiedziałam, że chcę zaczekać aż będziemy po ślubie w Vegas.- Podaję jej tabletkę do ssania z witaminą B i C.
- Masz, ssij to. Wiem, że wolałabyś coś innego, ale to pomoże ci szybciej pozbyć się alkoholu z organizmu.
- Dzięki, doktorze. Będę za tobą tęskniła, ale już najwyższa pora, by nie tylko Nora dobrze się bawiła. Kiepsko, że twoja młodsza siostra ma lepsze życie seksualne od ciebie, a to ty jesteś tą ładniejszą, Brookey. Proszę, proooszę obiecaj mi, że będziesz codziennie do mnie pisała. -Uśmiechając się przysuwam ją do siebie i żałuję, że jest pijana i nie mogę z nią porozmawiać. Nie mam pojęcia, co zrobiłam, ale jestem podekscytowana. Wiem tylko, że na pewno nie wycofam się z tej umowy.
Moja mama i tata ucieszą się, że w końcu daję mojemu życiu kopniaka w nowym kierunku. A ja będę tak zadowolona, że w końcu nie będę musiała odpowiedzieć na ich co niedzielne pytanie 'Jakieś oferty pracy?. W porządku, to tylko na trzy miesiące, ale uczyni cuda z moją karierą. Plus, tak dobrze być potrzebną w profesjonalnym sensie tego słowa po tych wszystkich przygotowaniach.
- Będę, Mel.- Mówię jej i słyszę jak głośno ssie tabletkę.
- Musisz od razu do mnie napisać, kiedy cię pocałuje.
- Mel, zatrudnił mnie jako specjalistkę. Nie będzie żadnego całowania. Sam profesjonalizm.
- Chrzanić profesjonalizm!- Buntuje się.
- Bądź profesjonalna, Brooke.- Mówi Kyle z ostrzeżeniem.
- W innym przypadku wyruszę tam i zamienię z nim kilka słów.
- Cieszę się, że powiedziałeś 'słów', Kyle, bo mężczyzna taki jak ty może tylko tyle zrobić przy Justinie Bieberze.- Mówi do niego Pandora po czym wybucha śmiechem.

Uśmiecham się na wyobrażenie Kyle’a stawiającego się się Justinowi, jest naprawdę zabawne.
Potem w moją głowę nasuwa się inny obraz i widzę go jak patrzy na mnie niezłomny, seksowny jak diabli i zastanawiam się jakie to będzie uczucie, gdy będę miała położyć na nim ręce. Moja praca jest skrajnie związana z dotykaniem. 
Nie ma opcji, aby pomóc moim klientom bez jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Pomagałam moim studentom w szkole, pielęgnując ich urazy tak jak pielęgnowałam moje kolano, ale nigdy nie dotykałam mężczyzny, którego pragnęłam tak jak jego. Po każdym jego treningu będzie potrzebował rozciągania, a to właśnie moja działka.
Teraz moim jedynym celem jest upewnienie się, że Justin Bieber nadal będzie walczył jak mistrz. Nagle nie mogę się doczekać powrotu do drużyny, nawet jeśli teraz będę po drugiej stronie.

__________________________________________________________________________________

 Oh Justin ty seksowna bestio!!! :D
 Brooke ma wielką chętkę na Riptide :)

Przypominam że to dzieło  nie należy do mnie tylko do KATY EVANS!

Do następnego Miśki


JEŚLI MACIE CHWILKĘ ZAJRZYJCIE NA WATTPAD >> LINK << Z EDYTOWANYM OPOWIADANIEM  MRL. BĘDĘ  WDZIĘCZNA JAK ZOSTAWICIE GŁOSY I KOMENTARZE :*