wtorek, 28 lipca 2015

Epilog

Epilog z punktu widzenia Justina :)

Czasami nadal nie mogę uwierzyć, że Brooke mnie kocha.Dostaję szału, gdy rozmawia z Pete i Riley’m, czasami nie mogę spać z lęku, że obudzę się, a jej nie będzie obok mnie. Zaczynam robić się zazdrosny o siebie i boję się, że stracę kontrolę, ale gdy mnie dotyka, znajduję moją przystań.Dzisiejszego wieczoru walczę dla niej i chcę, by jej oczy były skierowane tylko na mnie. Później chcę poczuć na sobie jej ręce. Chcę tego sposobu, w jaki mówi mi, że mnie kocha. Pokazuje to, ale nigdy wcześniej tego nie słyszałem. Puszcza mi piosenki miłosne, a ja czepiam się tych tekstów jakby napisała je dla mnie. Czasami mam problem z powiedzeniem tego, co czuję. Czasami czuję tysiąc rzeczy w jednej chwili i nie potrafię znaleźć żadnego słowa, by powiedzieć jej to, co chcę przekazać. To dlatego szukam piosenek, i kiedy tylko porusza we mnie czułą strunę, nie mogę się doczekać, żeby zagrać jej ją. Puściłem jej 'Iris', bo chciałem, żeby wiedziała, że zrobiłbym dla niej całą masę szalonych rzeczy tylko po to, by z nią być. I bardziej niż to, chciałem, żeby mnie poznała.I tak jest. Może nawet zna takie części mnie, których ja nie znam.Za każdym razem, gdy się budzę, sprawdzam, co z nią.
- Zraniłem cię?- pytam.Czasami pamiętam czas, kiedy jestem czarny, ale innym razem nie. Całe moje życie rozpada się, gdy mam czarne oczy. Boję się, że ją zranię.Boję się, że znowu sobie pójdzie.Ale wtedy mówi, że obiecuje opowiadać mi o tym całym gównie, które zrobiłem albo powiedziałem i to mnie uspokaja. Szczerze mówiąc, myślę, że nie dałbym rady jej skrzywdzić. Mam zakodowane, by chronić ją nawet przede mną. Myślę, że nawet czarny Justin zabiłby się zanim by ją zranił. Ale nadal śnię, że się budzę i słyszę, że zrobiłem coś głupiego, a jej już nie ma.Każdej nocy mówi mi, że jestem jej prawdziwym.Ona jest moją prawdziwą. Jest moją jedyną.Ale chcę mieć to na papierze.Chcę wygrać w tym roku, i kiedy to zrobię, poproszę ją o to. Bo jest moja.
Dzisiejszego wieczoru słyszę tłum, gdy wchodzę na ring. Wsysam go, pozwalam, żeby mnie karmił, ale już obracam się i zatrzymuję w miejscu, gdzie siedzi. Każdy szczegół tego, w co jest dzisiaj ubrana, jest już w mojej głowie. Widzę twarz, która ma oczy tak złote, że czuję się bogatszy od kraju. Jej policzki są zaróżowione. Uśmiech szeroki. Jej widok uderza mnie jak adrenalina.Wzrost dopaminy. Testosteronu. Endorfin.Podnosi mnie. Podnosi mnie tym. Uśmiecham się do niej i wskazuję na nią palcem tak jak mam zamiar robić od teraz, żeby wiedziała.
- To dla ciebie.To wszystko. Dla ciebie. Brooke Dumas.Puszcza do mnie całusa, a ja łapię go moją dłonią. Tłum kocha to tak samo jak ja kocham ją.Potem wkładam go do ust, a oni ryczą.I wskazuję na nią śmiejąc się, widzę światełka w jej oczach i nie mogę się doczekać, kiedy będę w niej, kiedy usłyszę jak wzdycha dla mnie, dochodzi dla mnie.Już jestem na haju. Nagły przypływ adrenaliny płynie przeze mnie. Pobiję wszystko, co postawią na mojej drodze tylko po to, żeby być zwycięzcą. Żeby pokazać tej kobiecie, że ja, Justin  Pieprzony Bieber jest mężczyzną, którego pragnie.
- Jeden, jedyny, Justin 'Riptide' Bieber! - Jeszcze raz słyszę moje imię i jestem naćpany tłumem, naćpany jej uśmiechem. Naćpany nią.

 __________________________________________________________________________________

 I oto zakończyliśmy pierwszą część ich historii :)
Mogę powiedzieć że druga część jest jeszcze bardziej ekscytująca i pełna emocji!
Widzimy się tu  >> Mine <<

xx

niedziela, 26 lipca 2015

13. Seattle jest deszczowe jak Nigdy.

 Po płaczu przychodzi śmiech!!
  Cieszyć się rozdziałem !! :)

Nawet Mel nie jest w stanie mnie rozweselić.
Rozmawiałam z moimi rodzicami i powiedziałam im że wszystko jest świetnie.
Zwłaszcza, że nie chcę by martwili się o Norę dopóki nie wymyślę jak sprowadzić ją do domu.
Już zanurzyłam się w temat i następny sezon w Podziemiu zacznie się w lutym przyszłego roku w Waszyngtonie.
Pewnie przyjmę ofertę pracy z Akademii Militarnej Seattle od czerwca z moimi uczniami. Ale jeśli to zrobię, to nie będę mogła pojechać w lutym szukać mojej siostry. To mi się nie podoba. A jeśli zdecyduję się ruszyć za Norą, to naprawdę nie wiem czy jestem wystarczająco silna, by znowu zobaczyć Justina w Podziemiu.
Melanie, która prześladuje Twittera, mówi, że wszyscy spekulują czy wróci do walk w przyszłym roku.
- Proszę. - Mówię jej teraz, gdy biegniemy, a ona znowu porusza ten temat.
- Proszę, nie rozmawiaj już o nim ze mną.
- Dlaczego nie? No, kurczaczku. Nigdy wcześniej nie miałaś miłosnego uczucia i fajnie jest w końcu porozmawiać o uczuciu, które nie jest moje.
- Po prostu nie rozmawiaj o nim ze mną, proszę! Ja go kocham, Melanie. Kocham go.
Nie jest tylko gwiazdą, jest dla mnie całym cholernym niebem. Jest słońcem i każdą planetą
w tej galaktyce. Boli mnie myślenie o nim, nie rozumiesz? -Na granicy łez, które w końcu uciszają Melanie, chwytam mojego iPoda i wkładam słuchawki do uszu. Jednak kiedy go włączam, nawet słuchanie muzyki wpływa na mnie, bo każda piosenka, którą słyszę sprawia, że zastanawiam się czy chcę zagrać ją jemu. Zdenerwowana tym jak bardzo zrobiłam się niestabilna, wkładam iPoda z
powrotem do przepaski na ramieniu i skupiam się na bieganiu, tap-tap-tap na ziemi. Teraz, kiedy słońce wznosi się coraz wyżej i okrążamy narożnik mojego budynku, widzimy czarnego Escalde zaparkowanego tuż przed moim budynkiem.
Truchtamy w jego stronę, i gdy się zbliżamy drzwi otwierają się i wysiada z niego mężczyzna w czerni, który wygląda bardzo podobnie do Pete. Potem następny, który mógłby być Rileym.
I nagle staje przede mną piękny, zdrowy i witalny Justin Bieber. Widzę jego połyskujące ciemne włosy, seksowną chłopięcą twarz, lekki zarost i idealne mięśnie. Moje serce zatrzymuje się.
Przestaję biec. Przestaję oddychać. Przestaję istnieć.
Mój mózg robi się pusty, płuca zamykają się, uszy wyłączają. Patrzę na niego. A on patrzy na mnie.
I kiedy tak spoglądamy na siebie, moje oczy na jego oczach, jego na moich, moje serce zaczyna znowu bić wybuchając emocjami.
Rzuca się i biegnie do niego, wbija się w niego, eksploduje w nim i chociaż patrzenie na tego mężczyznę boli jak otwarta rana, wszystkie moje zmysły budzą się do życia i nie mogę oderwać od niego wzroku. Nawet jeśli od tego zależy moje życie. Mam w brzuchu osobiste święto z okazji 4 Lipca, gdy czuję jak Melanie popycha moje plecy i zaczynamy iść w ich kierunku wolnym krokiem.
Denerwującym krokiem. Czuję jakby cały świat przesuwał się teraz w zwolnionym tempie. Mój każdy krok zajmuje wieki.
Justin wygląda na takiego… ogromnego kiedy się zbliżamy. Większego niż samo życie i nie mogę uwierzyć, że ta uderzająca istota była kiedyś trochę moja.
Zła strona jest taka, że moje ciało nie potrafi rozróżnić, że on już nie jest mój i wszystkie moje pory wydają się być przyciągane do niego jak magnes. Jakby wszystkie myślały, że on nadal należy do mnie.
- Jasna cholera, ale ten facet jest gorący. - Mówi Melanie przy moim boku.
Potakuję bezradnie, gdy spijam go kilka razy od głowy aż po palce u stóp. Coś pędzi przeze mnie tak jakby to był pierwszy łyk wody od tygodni gdy jestem całkowicie odwodniona.
Drżenie oplata się wokół mojego serca. Wiem, że nie ma żadnej wątpliwości, iż jestem w nim tak samo zakochana jak wcześniej. I to jest nic, nic w porównaniu do tej chwili, tej sekundy, gdy przelotnie, prawie leniwie uśmiecha się do mnie.
- Panno Dumas?- Mówi Pete szczerząc się, gdy podchodzimy.
- Wierzymy, że to należy do pani? -Wskazuje w stronę Justina, który obserwuje mnie ze znudzonym uśmiechem, który powoli znika, gdy mi się przygląda. Mój tętno tak szaleje, że słyszę go w moich uszach, a potem dociera do mnie, że jeszcze jedna postać wysiada z samochodu. Kobieca postać, która wygląda jak… Nora. Mrugam, moje serce zatrzymuje się.
- Nora?
- Nora?- Powtarza Melanie brzmiąc jeszcze głupiej niż ja.
- Chcieliśmy się tylko upewnić, że bezpiecznie trafiła do domu. - Mówi Pete.
- Nora?- powtarzam i teraz naprawdę brzmię głupiej od Melanie.
- To ja!- Wygląda żywo i jak kiedyś, gdy podchodzi i przytula mnie. Trzęsie się z podekscytowania tak samo jak ja.
- To ja, starsza siostro! Wróciłam. Byłam na odwyku. Pete mi pomógł. - Wyjaśnia w pośpiechu.
- I usunęłam tatuaż.- Pokazuje na swój zaróżowiony policzek.
- Czułam się taka malutka, kiedy patrzyłaś na mnie tamtego dnia, Brooke. Czułam się taka malutka i taka… brudna.
- Nie! Nie, nigdy! - Zaskoczona przyciągam ją ponownie w moje ramiona. Nadal jestem oszołomiona i nie wierzę, że moja mała siostrzyczka jest w moich ramionach, a potem Melanie łapie ją i daje trochę Mel...miłości.
-Nora!! Nora Kamora Lalora Krejzora!- Przytula ją i okręca dookoła ściskając, a ja obracam się, by spojrzeć na trzech mężczyzn przede mną. I skoro nie jestem w stanie odezwać się do tego, z którym tak naprawdę chcę porozmawiać, mówię do Pete’a.
- Pete, co się dzieje?
- Niespodzianka. - Mówi ruszając brwiami i pokazując na Norę.
- Świetnie się spisała. To taka słodka dziewczyna. - Dalej gapię się zniecierpliwiona, a on potakuje na Justina, który właśnie włożył ręce w kieszenie swoich jeansów. Jego oczy nieustannie pożerają mnie od góry do dołu przez co uświadamiam sobie jeszcze bardziej, że mam na sobie strój sportowy. Sposób w jaki ściska mój tyłek, piersi i uwydatnia mój rozrastający się brzuch od jedzenia ciemnej czekolady na
poprawę humoru. To całkowicie frustruje moje sercowe rozterki.
- Tej nocy, gdy Justin poszedł walczyć ze Skorpionem, Skorpion zaproponował twoją siostrę w zamian za mistrzostwo. I Justin się zgodził. - Mówi mi potem Pete.
Przez chwilę stoję nieruchomo. Jestem pusta, bardzo zbita z tropu i chwieję się. Kiedy moje zdezorientowane oczy odnajdują wzrok Justina, czuję jak przebiega mnie prąd od intensywności jego spojrzenia. Potem zaczynam główkować.
- Masz na myśli, że zgodził się… przegrać?- Dla Nory? Nie, nie dla Nory, idiotko. Dla ciebie.
Potężna emocja przeszywa moje ciało, ulokowując się niczym paląca kula światła w moim mózgu. Oświetla mnie wagą czegoś, co wydaje się być niemożliwe, ale co właśnie powiedzieli, że jest prawdą.
Chwilowo kręcę głową i przypinam się bezradnie tych boleśnie znajomych karmelowych oczu o długich rzęsach. Mój puls przyspiesza z zdezorientowanym niedowierzaniem. Wojna emocji rozgrywa się we mnie, gdy dziwne i zaniepokojone myśli mkną przez mój umysł zaciskając się wokół serca.
-Zrobiłeś to dla… Nory?- Pytam Justina bez tchu.
Jego twarz jest taka piękna, że po prostu chcę złapać za jego nastroszone włosy i całować do nieprzytomności, ale w tej chwili uważam, że nawet nie zasługuję na to, aby ten mężczyzna stał przede mną. Mężczyzna, który patrzy na mnie i nie mówi mi jaką jestem idiotką za to, że zostawiłam go w taki sposób. Czując się, boleśnie upita w środku, co nie jest idealnym odczuciem, kiedy powiedziano ci, że twoja siostra szczęśliwie wróciła do domu, siadam na schodach prowadzących do mojego małego budynku. Jestem trochę oszołomiona moim otępieniem, kiedy gorliwie próbuję odgonić studnię łez, które grożą spłynięciem.
Pete bierze zieloną torbę sportową z tylnego siedzenia Escalde i idzie do środka z Norą.
- Pozwól, że ci to zaniosę, Noro. -Zostałam z Riley’em, którego wzrok skacze niczym piłeczka ping pong-owa między Melanie, a mną. Zostałam też z Justinem. Z moim Justinem. Z Justinem, którego opuściłam w szpitalu. Z tym, którego uwielbiam. Z tym, za którym szaleję. Z tym, któremu rozdarto ciało i upokorzono z powodu mojej siostry. Dla mnie.
Ładunek bólu zbiera się w moim gardle i ledwo ją wytrzymuję. Jest taki przystojny, taki znajomy, że czuję się jak więzień w moim własnym ciele, które krzyczy, żebym dotknęła to, co miałam przez tygodnie. Widzi to jako moje. Jego duże ręce są nadal głęboko zakopane w jeansach i zastanawiam się czy może też nie ma takich problemów jak ja? Ale w jego minie widać pochmurność, która rzadko jest
obecna, gdy ma karmelowe oczy. A są tak karmelowe, że tonę w nich.
Obejmuję się ramionami i opuszczam głowę, gdy wstyd dalej buduje się we mnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Że oddałeś walkę dla… niej? -Nawet nie umiem powiedzieć 'mnie'. Czuję się okropnie. Ale Justin odzywa się łagodnie:
- Masz na myśli ciebie. - Riley wtrąca.
- Brooke, ja też nie wiedziałem. Ani Trener. Tylko Pete wiedział. To on znalazł go tamtej nocy i pomógł odeskortować twoją siostrę podczas, gdy Justin oddał zwycięstwo. -Moje oczy przesuwają się na twarz moich marzeń i mój głos zniża się, gdy ból tego, co zrobił wnika w moje pory.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku?- Patrzę na niego, jego oczy są karmelowe, płoną emocjami, kiedy potakuje. Jest zły na mnie. Chyba. Nie wiem.
Czuję jakby uderzono mnie w brzuch, gdy patrzę na niego, ale w tym samym czasie, tylko to chcę robić.
- Co ta strata oznacza teraz dla ciebie?- Pytam go. O Boże, tak bardzo tęskniłam za moimi Justinem, kiedy na niego patrzę, na te idealnie karmelowe oczy, piękną twarz, to czuję wodę w oczach.
Myślę, że też ma problemy z mówieniem, bo panuje cisza.
Brutalna i niespodziewana rozpacz przepływa dziko przeze mnie, gdy patrzę na tego zaskakującego, nieprzewidywalnego mężczyznę, stale zmieniającą się tajemnicę Justina Bieber'a. Nagle nic na świecie nie zranił mnie bardziej niż posiadanie go, a potem stracenie.
- Strata? Poza tym, że jesteśmy biedni?- Odpowiada w końcu Riley, bo wygląda na to, że ani Justin ani ja nie przemówimy. Chichocze trochę za głośno i przeczesuje włosy do tyłu.
- Ma tylko kilka milionów, żeby przetrwać ten rok. Robimy wielki powrót, kiedy zacznie się nowy sezon. Fani Justina domagają się rekompensaty.
- Masz lojalnych fanów, co?- Pytam cicho kierując moje pytanie do Justina i przypominam sobie kwiaty, które dali mi na jego życzenie. Znowu czuję się omdlała i podekscytowana.
W tej chwili wydaje mi się jakbym czekała całe życie, by znowu z nim porozmawiać. Z moim partnerem do biegania i przyjacielem, z moim kochankiem. Z moją miłością.
- No, czas na nas.- Riley poklepuje Justina po plecach i moje wnętrze odczuwa ból.
- Właściwie, Brooke, to jesteśmy tutaj też dlatego, że szukamy rehabilitanta sportowego na nadchodzący sezon. Dobrze jest zacząć wcześniej trenować. - Mówi Riley wyjmując coś z tylnej kieszeni.
- Gdybyś była zainteresowana to z tyłu jest numer pana Bieber'a. Jest tam też adres hotelu, w którym się zatrzymujemy. Wyjeżdżamy za trzy dni. - Obserwuję jak Riley wsiada do samochodu, potem Pete wychodzi z mojego mieszkania i żegna się.
Patrzę na Justina, a on patrzy prosto na mnie i wśród wszystkich emocji jakie widzę w jego oczach, nie mogę zdecydować, która jest najmocniejsza. Dostaję gęsiej skórki w cichym błaganiu jego dotyku. Dygotam na wspomnienie jego odcisków, sposobu w jaki przesuwał po mnie językiem. Mój ciemnowłosy lew. Liżący mnie i poskramiającego. Moje serce boli, kiedy tak patrzymy na siebie, ale żadne z nas nie mówi mimo tego, że tysiąc rzeczy wisi nad nami.
- Dobrze wyglądasz, Justin.- Mówi Melanie ze słonecznym uśmiechem. Zaszczyca ją widokiem tych dołeczków, które mnie zabijają, a potem jego oczy wracają do mnie i dołeczki znikają.
- Wiesz, gdzie mnie znaleźć.- Wsiada do samochodu i odjeżdża zostawiając szlak gęsiej skórki na całej mojej skórze.
Melanie wchodzi do środka pierwsza, ale ja zostaję na zewnątrz pod słońcem… przetwarzając.
Potem wchodzę do mojego mieszkania i moje serce puchnie na dźwięk podekscytowanego głosu Nory, który przypomina mi, że ona tutaj jest. Nagle moje mieszkanie brzmi jak akademik pełen śmiejących się przyjaciół i to wszystko przez Justina.
- Naprawdę myślę, że on mnie lubi!
- Nora!- Wchodzę do eklektycznego salonu. - Dzięki uprzejmości darmowych umiejętności dekoratorskich Melanie i znowu przytulam moją siostrę w niedźwiedzim uścisku, gdzie to ja jestem niedźwiedziem.
- Niech no na ciebie spojrzę. Wszystko w porządku? - Badam ją od stóp do głów i przyznaję, że dobrze wygląda. Różane policzki, olśniewający szeroki uśmiech. Obcięła tą złotą burzę w uroczego boba sięgającego jej elfich uszu i widać kolor na jej słodkich, uśmiechniętych ustach. Wygląda na smuklejszą i zdrową, a ożywienie w jej oczach oczarowuje mnie. To jest Nora, którą pamiętam. Moja siostrzyczka.
Ściska moje ręce i potakuje empatycznie splatając radośnie swoje chłodne palce z moimi.
- Nora opowiadała mi jak Justin walczył o nią ze Skorpionem.- Melanie rozszerza oczy patrząc na mnie i potakuje znacząco.
- Uważa, że Justin jest bardzo gorący przez to jak walczył o nią ze Skorpionem. - Podstępna nuta zazdrości owija się wokół mojego brzucha.
– Och. Oczywiście. -Nora może widywała go przez ostatnie cztery tygodnie, a myśl, że jakakolwiek kobieta upajała się jego uśmiechami i głosem, kiedy ja odmawiałam sobie tego, sprawia, że jest mi
trochę niedobrze.
- Brooke, powinnaś była go widzieć. - Wybucha Nora nieświadoma mojej wewnętrznej sala tortur zwanej 'sercem'.
- Wtargnął do naszych wynajętych pokoi i powalił dwóch mężczyzn, a potem od razu zaczął walić w twarz Benniego, non stop. Tak mocno wbił ołówek w jego tatuaż, że całkiem się zdeformował.
- Chwila! Kim do diabła jest Benny?- Pyta Melanie.
- Skorpion!- Wyjaśnia Nora, jej uśmiech jest bardzo zadowolony. Poważnie, nadal patrzę na nią w podziwie, bo wygląda jak inna osoba w porównaniu z tą naćpaną, czerwonowłosą dziewczyną z tatuażem skorpiona w japońskiej restauracji. Cuda jakich może dokonać miesiąc odwyku. I mój ciemnowłosy wojownik…
- Och! Benny jest Skorpionem, czaję! - Mówi Mel przewracając oczami.
- Justin był jak diabeł wypuszczony z piekła, nie przestawał uderzać. Benny nie był w stanie go powstrzymać i ciągle krzyczał, żeby trzymał się z daleka od jego dziewczyny, że nie wyjdzie bez tego, czego chciała jego dziewczyna. Padła tona brzydkich słów, a potem Bennemu udało się go zatrzymać i zaoferował mnie. Powiedział, że jeśli przestanie, to uwolni mnie w zamian za mistrzostwo. Potem Justin spojrzał na mnie i zapytał czy jestem twoją siostrą, a ja przytaknęłam. Więc zgodził się. Nawet się nie zawahał. Chciał wyciągnąć mnie stamtąd tej samej nocy, ale Benny powiedział, że będę w zamknięciu dopóki Justin nie dostarczy zwycięstwa, więc Justin zadzwonił po Pete’a, żeby po mnie przyjechał. Pete zabrał mnie do ośrodka odwykowego w Connecticut, a Justin opłacił cały mój pobyt, a potem wysłał Pete’a, by mnie stamtąd odebrał. -Upadam na krzesło i nie potrafię utrzymać się prosto, moje oczy są chaosem. Po tych wszystkich łzach, które wypłakałam, czuję jakbym dalej mogła wypłakać całe wielkie jezioro. Przez Justina Bieber'a I przez siebie. I przez niedocenienie kogoś, kto wierzyłam, że zrobił coś złego, a tak naprawdę zrobił dla mnie najlepszą i najbardziej niewiarygodną rzecz. Kiedy Justin jest czarny, robi dużo złych rzeczy, a przynajmniej tak mówią. Ale a nie to, a niech to, jak dobrze postąpił z Norą. Dla mnie. Wiem, pomimo romantycznej strony Nory, że to dla mnie walczył. Dla mnie i dla tego kogo kocham, kogo obiecał chronić jak swojego w noc, gdy zdemolował całą restaurację hotelową.
Pamiętam jaki był dumny podczas walki, gdy przyjmował każdy cios. Jak musiało go boleć, że nie mógł oddać! Tylko Justin wie jak to robić. Jest wojownikiem z całego serca.
Nawet w jego oczach widziałam nieugiętość. Ledwo się kontroluje, gdy jest sprowokowany i pomyśleć o tym, że powstrzymywał się, gdy robiono mu taką krzywdę, tylko dla mnie. Dla mojej siostry.
Coś klika w moim umyśle i moje serce puchnie aż do momentu, w którym wydaje mi się, że wybuchnę z cierpienia i emocji. Jestem zbombardowana myślami o pierwszej nocy, gdy zobaczyłam tego mężczyznę. Połyskujące oczy, złota opalenizna, nastroszone włosy, żartobliwa twarz i twarde męskie ciało.
- Twoje imię. - Warczy dysząc i patrzy na mnie swoimi dzikimi oczami.
- Emm, Brooke.
- Brooke co?- Mówi ostro, a jego nozdrza drgają.
Drżąc z wysiłku uwalniam swoją rękę i zerkam z lękiem na Mel, który nadchodzi za nim z szeroko otwartymi oczami.
- Brooke Dumas. - Mówi i potem, ku mojemu rozgoryczeniu, radośnie wykrzykuje mój numer komórkowy. Kąciki jego ust unoszą się i spotyka mój wzrok.
- Brooke Dumas.- Właśnie zerżnął moje imię tuż przede mną. I przed Mel. Robi krok do przodu i jego wilgotna ręka wślizguje się na mój kark.
- Brooke. - Warczy łagodnie i znacząco przy moich ustach, a potem odsuwa się z uśmiechem.
- Jestem Justin.

O Boże, wiedziałam, że moje życie się zmieni. Nie wiedziałam tylko jak bardzo.
Kocham. Tego. Mężczyznę.
Tak, jest mężczyzną, który będzie trudny, dwubiegunowy i zapalający się. Jest silny i jest dumny i nie spodziewam się, że będzie mnie błagał.
Ale chociaż pewnie nie będzie mnie błagał, żebym wróciła, przynajmniej nie prosi mnie, bym błagała o wybaczenie za bycie tchórzliwym gównem i zostawienie go, gdy leżał w szpitalu podłączony do aparatury.
Czując rozwijające się w brzuchu prawdziwe poczucie radości po raz pierwszy od tygodni, spoglądam w dół na adres napisany na wizytówce i moje wnętrzności poruszają się w oczekiwaniu.
Chce być moim prawdziwym, nie moją przygodą. Nawet, kiedy będzie najprawdziwszą rzeczą w moim życiu, to wiem, że nadal będzie przygodą. Bo to on.
Ekscytujący skok na bungee...swobodny upadek…cały rok Olimpiady dla mnie…tak będzie wyglądało kochanie go. Zastanawianie się, kiedy zrobi się mroczny…całe to pchanie, ciągnięcie i rezonowanie z nim… takie będzie. I nagle tylko o tym mogę myśleć.
Nagle, moje chore kolano jest jedyną rzeczą, która powstrzymuje mnie przed pobiegnięciem za nim.
Chcę tej pracy, którą mi oferuje. Chcę być z moją dużą, szaloną, seksowną męską bestią i nikogo nie będę za to przepraszać. Jest dwubiegunowy i szaleję za nim.
Nigdy nie powiedział, że mnie kocha, ale wrócił po mnie. Oddał mi moją siostrę.
Stracił swoje bogactwo, walkę i leżał nieprzytomny w szpitalnym łóżku. Przeze mnie.
- Noro, zadzwonię do mamy i taty, żebyś mogła spędzić z nimi trochę czasu. Chciałabyś?
- Tak, Brooke. Myślałam o tym, co powiedziałaś i chcę skończyć studia. Mel zgadza się.
- Och, taak! Noro, studia to miejsce na gorących facetów, dziewczyno!  To coś, czego na pewno nie chcesz przegapić. - Dodaje w totalnym podekscytowaniu nadal cała spocona i zaczerwieniona od naszego biegu. Siadam obok Nory i mówię jej.
- Chodzi o to, że może nie być mnie w pobliżu przez jakiś czas. Moja nowa praca będzie wymagała podróży.
- Nowa praca?- Wtrąca Melanie, a potem jej jasnobrązowe, lśniące brwi marszczą się.
-Gadaj, Brookey! - Grozi.
- Mel. Dostanę pracę, której chcę z mężczyzną, którego potrzebuję. - Przyznaję się.
- Masz na myśli, że wracasz do mężczyzny, którego potrzebujesz z pracą, której chcesz. -Poprawia.
- To bez różnicy!- Śmieję się rzucając w nią wizytówką.
- Dostanę z powrotem moją pracę.
- Z Justinem?- Pyta Nora.
- Noro, twoja siostra jest, mimo tego, że nie jest typem, który tak się gubi to jest po uszy, szalenie zakochana w tym facecie. A on goni za nią od miesięcy. - Mówi jej Mel oddając mi wizytówkę.
Obie obserwujemy jej reakcję, jej usta otwierają się w zaskoczeniu, kiedy wskazuje na siebie.
- Och. Myślałyście, że ja…? Nie mówiłam, że Justin chce mnie. Powiedziałam, że Justin jest super gorący, ale mówiłam o Pete.
- Pete!- Śmieję się z zadowolenia i ulgi, a potem znowu ściskam ją ramionami.
- Och, Pedro to świetny facet. Jeśli wrócę do pracy, to mam przeczucie, że będziesz go widywała.
- Brooke, zdaję sobie sprawę, że zawsze byłam trochę zbyt…romantyczna, ale to, co on zrobił.- Mówi mi z poważnymi oczami.
- Mówię o Justinie… Brooke, nigdy, przenigdy nie widziałam człowieka, który tak o kogoś walczył.
- Potakuję zamykając oczy i trzymam jedną rękę wokół jej ramion dopóki Melanie nie krzyczy.
- Kanapka!- I przychodzi przytulić mnie z drugiej strony aż obie prawie zabijają mnie miłością.
- Często będziesz sprowadzała mnie do siebie?- Mruczy mi do ucha Mel, gdy się odsuwa.
- Was obie. - Obiecuję. Nawet, jeśli będę musiała oszczędzać na to jak szalona.

~~~~

Trzydzieści sześć godzin później ulokowałam Norę z mamą i tatą. Ciągle pytają ją o te krokodyle. Biedna Nora będzie musiała teraz zapłacić za wszystkie swoje kłamstwa, kiedy pytają ją o kulturę indiańską, wieżę Eiffel’a i dzieła sztuki.
Melanie pomogła mi spakować się i była trochę płaczliwa, gdy machała do taksówki, ale ciągle jej powtarzałam jej tak:
- To nie na zawsze! Sezonowo, ty mała płakso. I będę cię sprowadzała jak szalona. -Mój głos był pewny, ale szczerze, nawet nie wiem jak pójdzie moje dzisiejsze spotkanie, rozmowa o pracę czy jak to się będzie nazywało. Wiem tylko, że jadę do Justina i moje ciało już jest polem bitwy pożądania, strachu, tęsknoty, miłości, potrzeby i żalu.

Nie jestem pewna, którego Justina dzisiaj dostanę. Wiem tylko, że Justin Bieber nie jest mężczyzną, z którym ludzie planują długotrwałe związki. Jest magnesem na kobiety i kłopoty. Ma też ciemną stronę, którą nie łatwo kontrolować. Jest moją bestią. Moim mrokiem i moim światłem. Jest mój.
Nie ma po prostu takiej opcji, żebym z nim nie była.
- Jesteśmy tak cholernie szczęśliwi, że cię widzimy! Przytuliłbym cię gdybym nie bał się, że później stracę szyję. - Mówi Riley, kiedy widzi mnie na progu i szczerzy się tak mocno, że jego serferskie oczy wydają się rozświetlać w prawdziwej radości.
- Hej, myślałam, że jesteście biedni. Biedni ludzie nie wynajmują apartamentów prezydenckich.- Mówię wchodząc i zostawiam torby przy drzwiach.
- Biedni na wcześniejsze standardy Justina.- Podchodzi Pete i zanosi moje torby do jednego z pokoi.
- Wydaje kilka milionów rocznie, więc naturalnie musi tyle produkować, ale sprzedał dom w Austin i w tej chwili pracujemy też nad otrzymaniem jakiegoś poparcia.
Potakuję i zerkam z tęsknotą na sypialnie zastanawiając się czy jest tutaj. Kiedy chłopcy wprowadzają mnie do salonu, w końcu się łamię i mówię.
- W porządku, więc muszę wiedzieć czy pan Bieber nadal jest zainteresowany moimi usługami? Jako specjalistki do rehabilitacji?
- Oczywiście. - Zapewnia Pete siadając na kanapie i bawiąc się krawatem, jak zawsze.
-Chce skupić się na tym, co ważne. Chce ciebie i był bardzo konkretny mówiąc, że nie chce nikogo innego. -Śmieję się, a potem smutnieję, kiedy widzę, że oboje gapią się na mnie jakbym była spadającą gwiazdą, którą właśnie złapali.
- Chłopcy. - Mówię przewracając oczami.
- Nie bądźcie tępi. Jest tutaj? Kazał wam torturować mnie w nieskończoność?
- Nigdy!- Oboje śmieją się, Pete pierwszy poważnieje i jego mina robi się ponura.
-Przez te ostatnie dni przeszedł z tysiąc mil. Teraz poszedł pobiegać. - Podtrzymuje mój wzrok w udręczony sposób, jego głos ścisza się znacząco, kiedy siada i opiera się na kolanach.
- Twój list, Brooke. Przeczytał go z tysiąc razy. Nie chce z nami rozmawiać. Nie wiemy, co czuje.
- Dosięga mnie odgłos zamykanych drzwi i kiedy skaczę na nogi, tracę oddech.
Na drugim końcu pokoju, cały pokryty potem, stoi powód, dla którego jestem gotowa postawić wszystko na moją miłość do niego. Moje serce na chwilę przestaje bić, a potem wskakuje na najwyższe obroty, bo właśnie tak działa na mnie ten mężczyzna. Biegnę do niego sprintem, nawet kiedy stoję nieruchomo.Jego włosy są idealnie rozczochrane i stoi tam, bóg seksu moich snów, mój
karmelowooki- czarnooki diabeł moich snów. Patrzy na mnie, potem na Pete i Riley’a, a następnie zaczyna iść w moją stronę, dywan tłumi dźwięk jego nowych butów do biegania. Widzę jak emocje zmieniają się w jego oczach. Zaczyna się od zaskoczenia z nutką złości, a potem to już czysta, gorąca do czerwoności potrzeba.
Nie wiem jak długo patrzę na niego, ale tak długo aż czuję jak chemia iskrzy w powietrzu jakby coś nierealnego i elektrycznego skakało między nami. Jego pierś unosi się i opada. Dzika, desperacka potrzeba zmniejszenia emocjonalnej odległości między nami powoduje, że boli mnie w klatce piersiowej.
- Justin, chciałabym z tobą porozmawiać, jeśli masz chwilę.
- Tak, Brooke. Ja też chcę z tobą porozmawiać. -Jego płytki ton nie pomaga mojej szybko zanikającej pewności siebie, ale idę blisko za nim. Lekki zapach jesieni zmieszanej z powiewem oceanu przylegający do jego skóry powoduje, że robi mi się strasznie gorąco. Prawie dostaję zeza z pożądania, gdy wprowadza mnie do głównej sypialni.
Zamyka drzwi za sobą i obraca się do mnie. Uderzenie gorąca strzela we mnie, gdy owija gorącą, dużą dłoń wokół mojej szyi i pochyla się aby powąchać mnie. Pokonana przez zaborczy gest jego nosa zakopanego w moich włosach, gdy zaciąga się długo i głęboko, łapię jego T-shirt wszystkimi palcami i zanurzam w niej twarz pragnąc go.
- Proszę, nie puszczaj mnie. - Błagam. Uwalnia się z mojego chwytu i puszcza mnie prawie tak jakby był poirytowany tym, że w ogóle mnie chwycił.
- Jeśli tak bardzo mnie pragniesz, to dlaczego odeszłaś?- Odbiera mi odwagę, gdy obserwuje jak siadam na ławce w nogach łóżka i krzyżuje swoje potężne ramiona. Jego brwi są zmarszczone, gdy rozstawia szerzej nogi, jego postawa jest prawie groźna.
- Powiedziałem coś, kiedy byłem w manii? - Nagle przypomina mi się każde niesamowite wspomnienie i chwytam się jednego.
- Chciałeś zabrać mnie do Paryża.
- To coś złego?
-I kochać się ze mną w windzie.
- Tak?
- I wziąć mnie w moich różowych spodniach. - Przyznaję i niespodziewane ciepło wspina się po moich policzkach. Dalej patrzy na mnie, jego twarz jest nieczytelną maską. Jego ramiona są tak mocno
skrzyżowane jak gdyby przytrzymywał swoje szalejące emocje. Trzęsę się, bo nie mogę określić czy spojrzenie w jego oczach jest miłością czy nienawiścią. To jest konsumujące.  Pożera mnie.
- Zapomniałaś o tej części, kiedy graliśmy sobie nawzajem piosenkę. - Mówi do mnie cichym mruknięciem. Uświadomienie sobie, że prawdopodobnie pamięta czuły sposób w jaki kochał się ze mną sprawia, że palące uczucie w mojej piersi szybko rozchodzi się do mojego gardła.
Wstrzymuję oddech w cichym szoku, gdy sięga po moją rękę i bierze ją w swój suchy, mocny uścisk podnosząc moje palce do ust.
Moje serce przyspiesza, gdy zostaję na moim miejscu i obserwuję w przepysznej agonii jak obraca moją rękę w swoim uchwycie. Patrzy na środek mojej dłoni, a potem pochyla się, przykłada język do mojej skóry i delikatnie liże mnie.
- To zdjęcie bardzo mnie rozzłościło, Brooke. - Chrypi w moją skórę przesuwając swój mokry język po wrażliwych nerwach mojej dłoni.
- Kiedy należysz do kogoś… nie całujesz nikogo innego. Nie całujesz jego wroga. Nie okłamujesz go. Nie zdradzasz go. -Mój system wraca do życia z rykiem, gdy jego zęby podgryzają moją dłoń. Mój głos drży.
- Przepraszam. Chciałam cię chronić, tak jak ty chronisz mnie. Justin, nigdy więcej nie zrobię niczego za twoimi plecami. Nie odeszłam dlatego, że byłeś maniakalny, po prostu nie chciałam wprowadzić cię w manię albo doła z mojego powodu. -Potakuje ponuro przeczesując mnie szybkim, wygłodniałym spojrzeniem i opuszcza rękę na moje kolana.
- Więc może coś mnie ominęło. Bo nadal nie rozumiem dlaczego do kurwy nędzy, zostawiłaś mnie, kiedy cię potrzebowałem! -Ból w jego głosie porusza we mnie czułą strunę i oczy momentalnie mnie pieką.
- Justin, przepraszam!- Płaczę nieszczęśliwie.
Warczy pobudzony, potem wyciąga z jeansów przewieszonych przez krzesło w kącie list, który napisałam. Papier jest tak pognieciony i podarty na środku od częstego czytania.
- Mówiłaś poważnie pisząc to do mnie?- Kiedy słyszę jego zwarty, zmartwiony głos, małe włosy na moim ciele unoszą się.
- Którą część? - Chwyta papier, otwiera go zamaszyście i wbija gruby palec w słowa:
Kocham cię, Justin.
Potem znowu gniecie go w pięści obserwując mnie w gniewie i rozpaczy. Moje serce ściska się, gdy uprzytamniam sobie, że nawet nie umie powiedzieć tych słów na głos.Kto kiedykolwiek powiedział mu, że go kocha? Ja. W liście.
W tysiącu piosenek. Ale nie na głos.
Nawet jego rodzice chcieli jedynie pieniędzy. Nigdy go nie zaakceptowali ani nie obdarzyli go miłością, na którą zasługiwał. A ja? O Boże, zostawiłam go. Tak jak wszyscy inni.
Szybko potakuję w górę i w dół z zaciśniętym gardłem, a jego szczęka jest ściśnięta jak kamień. Jakby powstrzymywał jakieś dzikie uczucie.
- Powiedz to. - Szepcze ochryple.
- Dlaczego?
- Muszę to usłyszeć.
- Dlaczego musisz to usłyszeć?
- Czy dlatego odeszłaś po walce? -Palące łzy wypełniają moje oczy.
W jego pytaniu słychać desperację i myślę, że tak bardzo chce to wiedzieć, bo to może być jedyny sposób, by był w stanie poradzić sobie z moim odejściem.
Surowy ból pojawia się na nowo w mojej piersi, gdy wyobrażam sobie jak budzi się w szpitalnym łóżku po tym, co dla mnie zrobił i dowiaduje się, że odeszłam. Kiedy mówiłam, że nigdy nie będę miała go dość…
- To dlatego, Brooke? Dlatego odeszłaś? Czy dlatego, że już ze mną skończyłaś? Myślałem, że masz więcej ducha walki, petardko, naprawdę. - Dziko obserwuje moją twarz, a ja czuję się tak samo dzika, kiedy patrzę na jego zapierające dech przystojne rysy i widzę lekką bliznę nad jego brwiami.
Dotykam jej z impulsu, i kiedy tylko moje palce łączą się z gojącą się skórą, słowa wypadają ze mnie.
- Kocham cię. Kocham cię.- Oddech zatrzymuje się w jego piersi, gdy kontynuuję w pośpiechu.
- Bardziej niż myślałam, że można kochać drugą istotę ludzką. Odeszłam, bo złamałeś mi serce wielokrotnie tej nocy, każdą z twoich kości. Odeszłam, bo już nie mogłam tego znieść! -Zamyka oczy i jego udręka sięga tak głęboko we mnie, że moje własne wyznanie otwiera mnie sprawiając, że robię się krucha. Słyszę jego poszarpany oddech i znowu boli mnie wspomnienie tego, co dla mnie zrobił, że uratował Norę. Opuszczam rękę i mój głos mocno się trzęsie.
- Nie chcę, żebyś jeszcze kiedykolwiek pozwolił, aby ktoś celowo cię zranił. Nigdy. Nawet dla mnie, Justin. Przenigdy. Jesteś za. Dużo. Wart! Słyszysz mnie? - Podnosi rękę i łapie moją twarz bardzo drżącymi rękami, przysuwa mnie do siebie, a ja drżę, gdy znowu czuję jego ramiona. Wali mi serce, bo wiem, że to pierwsza noc reszty mojego życia i chcę, żeby tak było.
- Zrobiłbym to dla ciebie tysiąc razy.- Wącha mnie, a ja wącham jego.
- Tysiąc. Milion.  Nie obchodzi mnie, że jestem upokorzony. Nie dbam o nic. Wiedziałem tylko, że byłaś
gotowa pocałować tatuaż tego skurwiela dla twojej siostry i musiałem ci ją oddać.
- Och, Justin, nie musiałeś niczego robić.
- Musiałem. I będę. I zrobiłbym to jeszcze raz. Przykro mi tylko dlatego, że jedynie Pete mógł wiedzieć. Został z nią w pokoju hotelowym z jednym z ludzi Benniego, a potem pomógł mi przetransportować ją, kiedy dostarczyłem zwycięstwo. Po prostu nie mogłem pozwolić ci mnie powstrzymać, Brooke.
- Nawet nie chciałeś na mnie spojrzeć…- Mówię zaciskając oczy.
- To było tak samo bolesne jak reszta tego, co się wydarzyło.
- Gdybym na ciebie spojrzał, nie udałoby mi się przez to przejść. - Jego głos jest szorstki z przekonania, a ja zakrywam twarz i próbuję nie myśleć o sposobie w jaki Skorpion cieszył się z poniżania mojego dumnego boksera. To sprawia, że chcę walczyć i płakać w tym samym czasie, kręcę głową. Jest cichy.
Potem puszcza mnie ze zbolałym dźwiękiem dochodzącym z jego głębi. Wstaje i chodzi po pokoju wpychając palce w swoje włosy niczym wściekłe pazury.
-Wiedziałem, że tak będzie. - Ciemne chmury ściemniają jego karmelowe oczy pod ściągniętymi
brwiami.
- To dlatego nie chciałem cię dotknąć. Wiedziałem, że oszaleję, jeśli cię dotknę. A teraz rozszarpuje mnie na wylot, żeby nie poprosić cię, byś była ze mną, kiedy wiem, że znowu zrobię coś, co cię cholernie zrani!
- Tak! Pewnie tak, idioto! I to będzie dla mnie przeklęty skok ze spadochronem i będę trzymała się mocno i po prostu skoczę z tobą, bo właśnie tak na mnie działasz. Szaleję za tobą. Moje życie bez ciebie jest do bani. Nie jestem tutaj z powodu pracy. Choć ją kocham, to ciebie pragnę. To dla ciebie przyszłam tutaj tej pierwszej nocy. Zawsze chodziło o ciebie. Chcę z tobą być, ale nie będę tego robiła jednostronnie. Chcę, żebyś też mnie kochał, Justin.Nigdy mi nie powiedziałeś, co do mnie czujesz!
- Jego oczy są jaskrawo-brązowe i zapalają się ogniem, który rozgrzewa całe moje jestestwo.
- Brooke, naprawdę nie wiesz? -Patrzę na niego, a on klęka na łóżku i trzyma moją twarz.
- Jezu, kiedy zobaczyłem cię tego pierwszego wieczoru w Seattle, czułem jakby wessało mnie do gniazdka elektrycznego. Byłem naładowany samym sposobem w jaki się do mnie uśmiechnęłaś, Brooke. Sposób, w jaki na mnie patrzyłaś z mieszanką bólu i podziwu, doprowadził mnie do szaleństwa. Obróciłaś się, żeby odejść i miałaś na sobie te bardzo ładne spodnie. Twój tyłeczek pokazał się, kiedy odchodziłaś, taki wystający i okrągły. Chciałem tylko dokończyć tą przeklętą walkę, żeby pójść za tobą. Przysięgam, że podczas wcześniejszej walki, walczyłem tylko po to, żebyś na mnie patrzyła. Żebyś mnie widziała. Żebyś zobaczyła, że jestem silny i mogę o ciebie walczyć, ochraniać cię. Marzyłem o całowaniu cię, kochaniu się z tobą. Planowałem to wszystko w mojej głowie, kiedy wyskoczyłem z tego ringu i poszedłem za tobą. Kiedy twoja przyjaciółka podała mi twój numer, wróciłem do hotelu i znalazłem pokój pełen dziewczyn, takich, które zawsze ma dla mnie Pete, i nie mogłem patrzeć na żadną z nich. Chciałem patrzeć w twoje oczy i sprawić, żebyś się do mnie uśmiechała.
- Wy googlowałem cię, zapisałem twój numer w telefonie i spędziłem całą noc rozmyślając o wszystkich sposobach, w jakie cię przelecę, gdy położę na tobie ręce. Wysłałem ci te bilety, by mieć pewność, że będę cię miał tej nocy. Ale potem zobaczyłem wideo z tobą, kiedy znowu cię wy googlowałem. To była twoja pierwsza próba do Olimpiady i kuśtykałaś ze swoim rozerwanym wiązadłem, płakałaś tak cholernie mocno, a ja chciałem tylko… ciebie. Chciałem spalić klawiatury tych idiotów, którzy komentowali mówiąc, że twoje życie się skończyło, że uderzyła cię depresja. Byłaś mną. Brooke. Mną. I chciałem pójść tam i pokazać im, że są idiotami i w tym samym czasie, chciałem tam kurwa wejść i przenieść cię przez tą cholerną metę. Mieliśmy niedługo wyjechać z miasta, a ja wiedziałem, że muszę
widywać cię częściej. Więc cię zatrudniłem. - Kiedy potwierdza, że widział moje wideo, prawie się załamuję, słabość dotyka mojego kolana. Momentalnie przypominam sobie nasz pierwszy lot i to jak Justin był pochłonięty oglądaniem mojego kolana. Dotykał go prawie z miłością, głaszcząc bliznę kciukiem. I jak mogę zapomnieć o tym jak wycierał mnie ręcznikiem i był bardzo pilny wobec mojego kolana tego dnia, kiedy jego fani obrzucili mnie jajkami?
- Próbowałem być z tobą wolny. Chciałem cię poznać i chciałem, żebyś ty poznała mnie i każdego dnia chciałem cię bardziej, Brooke. Tak bardzo. Nie mogłem cię dotknąć i ryzykować, że to zepsuję zanim dowiesz się o mnie. Chciałem, żeby zależało ci na mnie.  Chciałem zobaczyć czy mogłabyś mnie zrozumieć… Torturowałem się każdej nocy myśląc o tobie w twoim pokoju, kiedy ja byłem w moim.
- Tej nocy, gdy poszliśmy do klubu i tańczyłaś ze mną, nie mogłem się powstrzymać. Byłem taki spięty. A kiedy powaliłaś dla mnie dwóch facetów, zrobiłem się szalenie opiekuńczy. Chciałem położyć cię do łóżka, wrócić tam i wyrządzić tej całej czwórce poważną krzywdę. Ale zostałaś ze mną i zapomniałem o bójce. Chciałem tylko mieć moje usta na całym twoim ciele. Próbowałem się kontrolować, ale w samolocie zabiłaś mnie tymi piosenkami o kochaniu się ze mną. Po prostu musiałem cię mieć. Myśl o wzięciu cię tak mnie cholernie pobudziła, że już byłem nią odurzony. Pod koniec tej walki, byłem maniakalny i naładowany tobą zanim mogłem zabrać cię do łóżka.
- A potem obudziłaś się ze mną i zobaczyłem, że przytulałaś się do mnie, Brooke.
Miękko i słodko. Kiedy następnym razem byłem sam w łóżku, chciałem otworzyć sobie cholerne żyły, bo tak bardzo chciałem cię obok, więc wróciłem po ciebie. Tylko dzięki temu przetrwałem dzień, te dni. Dzięki myśleniu o tobie w moim łóżku i całowaniu cię bez tchu.
Ciągle przeszukiwałem moją muzykę próbując znaleźć takie, które powiedzą ci, co przez ciebie czułem. W środku. Nie jestem dobry w mówieniu tego, ale chciałem, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie wyjątkowa, że jesteś inna niż pozostałe kobiety w moim życiu.
-Chciałaś, żebym się z tobą kochał i nie wiesz ile razy prawie się złamałem. Kiedy cię myłem, przysięgam na Boga, że łamało mnie w środku. Ale nie mogłem tego zrobić, nie bez powiedzenia ci, że coś jest ze mną bardzo nie tak i jestem takim tchórzem, Brooke. Nie potrafiłem nawet znaleźć odwagi, by wypowiedzieć do ciebie słowo 'dwubiegunowy'. Więc przedłużałem mój czas z tobą, bo jestem samolubny i chciałem, żeby ci zależało zanim się dowiesz. Myślałem, że to zrobi jakąś różnicę i zostaniesz. Nawet moi starzy nie mogli mnie znieść na długi dystans. Ale coś w tobie sprawiło, że myślałem, iż poznasz mnie, zrozumiesz mnie w stopniu w jakim nikt inny nie rozumie.
- Justin.- Mówię.
- Miałem rację, Brooke. - Dodaje głębokim, zachrypniętym szeptem trzymając mnie pod urokiem swoich słów i płynnego spojrzenia.
- Kiedy powiedziałem ci o mnie, nadal mnie chciałaś. I jestem zakochany w tobie nie wiem jak długo. Za każdym razem od kiedy próbowałaś mnie powalić na ringu, a skończyło się na tym, że przykładałem twoją małą stopę do mojego brzucha, by ją ogrzać. Jezusie, kiedy zobaczyłem fotografię z tobą i Skorpionem, chciałem go zabić. Chciałem dać ci to, cokolwiek zmusiło cię, żeby poszła do tego
pieprzonego dupka i pocałowała jego pierdoloną twarz! Chciałem ci to dać, żebyś zamiast tego pocałowała moją.
- Poszedłem do niego, a on czekał. Oczywiście, że czekał. Wiedział, że przyjdę. Widział mnie w klubie. Nigdy wcześniej nie byłem tak opiekuńczy w stosunku do kobiety. Widział jak wychodzę z ringu po ciebie, kiedy mnie zdyskwalifikowali. Wie, że jesteś moim czułym punktem. Spróbowaliśmy się i płakał jak cholerna ciota. Chciał, żebym przestał. Nie planowałem tego dopóki nie wybiłbym mu wszystkich zębów. Ale zaoferował twoją siostrę, jeśli przestanę i oddam mistrzostwo. Skończył z nią. Była niespokojna odkąd widziała się z tobą, a on nie chciał żadnych kłopotów. Patrzyła jak walczymy, płakała. Zapytałem ją czy jest twoją Norą, a ona powiedziała, że tak. Więc i ja powiedziałem tak. Dostałem to na piśmie, zadzwoniłem po Pete, żeby jej pilnował i było po sprawie. Miała zostać wypuszczona, gdy będzie po wszystkim.- Wciąga powietrze, potem drapie się po twarzy wzdychając.
- To pierwszy raz, kiedy zrobiłem coś dobrze będąc… nie optymalny. -Oparłszy się o mnie, przesuwa nosem po mojej skroni i gorąco rozchodzi się po moim kręgosłupie, kiedy szepcze blisko mojego ucha.
- Przepraszam, że nie mogłem ci powiedzieć, ale to musiało tak wyglądać. Kiedy tej nocy, gdy się z tobą kochałem powiedziałem, że nie pozwolę ci odejść, mówiłem poważnie.Chcę cię, Brooke, dla siebie. Mogę cię skrzywdzić, mogę robić głupie rzeczy, ale ja…- Jego wzrok pobudza mnie.
- Jestem tak cholernie zakochany w tobie, że już nawet nie wiem, co ze sobą zrobić. -Supeł teraz osiągnął już ogromne proporcje w moim gardle i potakuję wycierając łzy.
Nie jestem w stanie powiedzieć mu jak bardzo i szalenie zakochałam się w nim.
Sprawia, że tak dobrze się czuję. Puszcza mi muzykę. Biega ze mną. Całuje i dotyka mnie. Przepysznie mnie liże. Robi się seksownie zazdrosny przeze mnie. Jednego dnia jest zrzędliwy, a następnego zarozumiały. Kocham jego wszystkie strony. Patrzy na mnie tymi karmelowymi albo czarnymi oczami, i za każdym razem kiedy to robi, po prostu wiem, że jestem tam, gdzie chcę.
- Znowu będziesz chciała odejść. - Szepta czule, gdy łapie mnie pod brodę.
- Nie możesz, Brooke, nie możesz odejść. Jesteś moja. -Drugą ręką głaska mnie po włosach, a ja znowu obracam się do jego ręki jak kotek szukając jego pieszczot.
- Pochłonęłaś mnie, petardko. Skopałaś tyłki dwóm stu-kilowym facetom. Nigdy o tym nie zapomnę. Wykopałaś moje dziwki. Pete mi powiedział. Rościłaś roszczenia, co do mnie zanim jeszcze dowiedziałaś się, że ja zrobiłem to już wcześniej.- Bierze w pięści moje włosy i przyciąga mnie blisko swoich ust.
- Teraz jestem twój i nie możesz mnie rzucić tak jak to zrobiłaś. Nawet, jeśli to spaprzę, to dalej będę twoją partaniną. -Potrzebuję go blisko siebie, więc przyciskam się do jego ciała obejmując go za szyję.
Jego pot przepysznie wtapia się we mnie.
- Nie moją partaniną. Moim prawdziwym.

Powarkuje męskim dźwiękiem, obraca głowę i liże mnie po policzku. Uświadomienie sobie, że mój lew wrócił tak mnie rozwiązuje, że czuję jak tonę w jego ramionach, kiedy przesuwa ustami w dół. Wolno i mokro liże moją szczękę. Moją brodę. A potem… moje usta.
Chyba czuje jak drżę przy nim, bo obejmuje mnie w pasie i przysuwa opiekuńczo do swojej
postury. Liże swoją drogę w moje ciepłe usta miękkimi, badającymi liźnięciami dopóki ich nie
otwieram. Dyszę i pozwalam mu zająć się mną w ten przepyszny sposób.
- Już mnie więcej kurwa nie zostawiaj. - Mamrocze, jego język wraca do mojej górnej wargi, dolnej wargi, a potem wpycha się głęboko we mnie. Rozkłada ręce na moim tyłku i ściska mnie zaborczo.
Jestem pijana. Odczucia, jakie przynoszą jego pocałunki i liźnięcia są głębokie i drżą we mnie jak następujące po sobie trzęsienia ziemi, każdy kolejny jest większy od poprzedniego.
Pocieram moimi sutkami o jego ogromną pierś, a moja płeć pulsuje chęcią poczucia go w środku. Wygląda tak seksownie w swoim sportowym ubiorze, doprowadza mnie do takiej dzikości tym jak pachnie, kiedy ćwiczy, że chcę go rozebrać. Wziąć go.
- Mam z tysiąc piosenek w nowej liście o nazwie 'Brooke'. Wszystkie opowiadają o tęsknocie za tobą, o kochaniu cię, nienawidzeniu cię i uwielbianiu cię. - Mówi, gdy sięga pod moją sukienkę i do moich majtek.
Właśnie dlatego założyłam tą sukienkę i w rekordowym czasie ściągnęłam ją ze mnie.
Zostałam w samym biustonoszu,  Justin z sukcesem zdjął majtki z moich nóg.
- Ja też mam trochę, chcę spędzić cały dzień puszczając je tobie. - Szeptam.
Przysuwa mnie z powrotem do siebie i sadza nagą na swoich kolanach, znowu pochłaniając moje usta. Tak nakręca mnie swoimi pocałunkami, że boję się, iż dojdę w chwili, kiedy wejdzie we mnie.
O Boże, tak bardzo tego potrzebuję, że nawet nie zdaję sobie sprawy, że zginam nogi i
siadam na nim okrakiem ocierając się o jego erekcje. Chcę go. W środku. Chcę go tak bardzo, że nie mogę przestać się trząść.
- Kocham cię.- Mówię. To niewiarygodne. Przez całe moje życie żyłam bez niego, ale nawiązało się między nami to szalone połączenie i czuję się pusta bez niego.
Odurza mnie kolejnym pocałunkiem, faluję moim ciałem o niego, drażnię jego twardość, jego gorące usta, jego jęki. Sprawia, że pragnę go w najdziksze, najbardziej intensywne sposoby. Odrywa się sięgając do swoich sportowych szortów.
- Chcę znowu zagrać ci 'I Love You' Avril Lavigne. - Mówię, gdy próbuje je zdjąć nie naruszając mojego miejsca na jego kolanach.
- Pójdę po słuchawki, kiedy skończymy. - Mruczy ściągając je z jednej nogi i teraz jego mięśnie napinają się, gdy próbuje to samo zrobić z drugą.
Pojękuję z wdzięczności na myśl, że znowu będę mogła słuchać muzyki z radością.
Zwłaszcza, że potrafiłam myśleć jedynie o kolejnym odsłuchaniu 'ris' i baniu się, że jak głęboko mnie to zaboli. Każda piosenka bez puszczania ją Justinowi, rozrywa mnie.
Jestem zasypana emocjami, gdy wtulam się w jego włosy przeczesując je palcami.
- I 'That’s When I Knew'  Alicii Keys. - Zaczynam śpiewać do jego ucha tą rozdzierającą serce,
romantyczną piosenkę i wydaje z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy chichotem, a jękiem.
- Nie śpiewasz najgorzej, kochanie. - Mruczy.
Przestajemy się śmiać, kiedy wchodzi we mnie. Tracę oddech. Jęczy.
Jego usta miażdżą moje i nasze pragnienie jest nie do ugaszenia. Mocno kołysze biodrami, jego mięśnie zaciskają się, jego uda pode mną, mięśnie jego brzucha przy moich, jego bicepsy wokół mnie. Kocham czuć jego siłę, gdy kocha się ze mną. Siłę jego kołyszących ruchów, jego ramion, jego potężnej erekcji. Kocham… I znowu zaczynam. Kocham w nim wszystko.

- Brooke Dumas.- Mruczy liżąc moje ucho, a jego oczy błyszczą.
- Jestem Justin.- Śmieję się, a potem jęczę i pogrążam się w nim. Poważnie, jest tak cholernie seksowny, że nie mogę tego znieść.

_________________________________________________________________________________

Teraz wiecie dlaczego Justin dał się powalić na ringu

Ahh ta MIŁOŚĆ !!! Nic nie stanie jej na drodze :)
Mam nadzieję że humorek po tym rozdziale się poprawił!!
Następny będzie Epilog!!!
>> Book 2 << Możecie dodawać się do obserwujących i podawać nicki do informowanych :)

Do następnego Miśki!!
xx

sobota, 25 lipca 2015

12. Twoje zdjęcie.

Ten rozdział jest pełen emocji, jeśli nie lubisz płakać i masz słabe serduszko..nie czytaj tego!!
Pff do kogo ja pisze!! I tak przeczytacie! :P


Moje popołudnie szło idealnie.
Justin miał dzień wolny od treningu, teraz pakuje w siebie węglowodany i napełnia swoje mięśnie energią tak samo jak talerz. Odmówił jedzenia posiłków Diane i zamiast tego przyprowadził nas wszystkich do hotelowej restauracji. Mężczyźni jedzą osobno dyskutując o rzeczach związanych z 'walką', a ja spędzam miło czas z Diane. Próbujemy odgadnąć składniki tego, co jemy. Smak… pomarańczy? Nutka kardamonu?
A potem mój telefon pika. Jestem podekscytowana widząc, że to wiadomość od Mel.
Melanie: Niechętnie chcę to przyznać temu dupkowi Riley’owi, ale miał rację. W internecie pojawiło się zdjęcie jak całujesz tamtej nocy tą Ohydność w ludzkiej postaci! I poszło to dalej!
Mój świat zatrzymuje się.
Wracam do tamtej nocy, gdy stałam na palcach i całowałam Ohydność w ludzkiej postaci. Nagle wszystko nabiera sensu. Jego kolesie zrobili zdjęcie? Oczywiście.
Jeśli ktoś spędził cztery minuty na nagrywaniu mnie podczas prób do Olimpiady, w najbardziej upokarzającej chwili mojego życia, to znajdzie się też ktoś gotowy do uwiecznienia drugiej najbardziej upokarzającej chwili mojego życia. Oczywiście, że zrobili zdjęcie. Może nie za pierwszym razem, gdy nawet go nie dotknęłam, ale co z tym drugim, kiedy musiałam wytrzymać pięć sekund?
Mój tyłek robi się ciężki i czuję jakbym tonęła jeszcze przed początkiem sztormu, wystarcza sam widok nadciągającej chmury. Ze sparaliżowanymi płucami wkładam telefon z powrotem do torebki. Czuję jakby wszystko co robię odbywało się w zwolnionym tempie. Zerkam na stolik, przy którym mężczyźni omawiają strategię na jutrzejszą walkę i widzę, że Justin słucha ich. W jednej chwili jest normalny, zrelaksowany i oparty na siedzeniu z nogami wyciągniętymi na różowym krześle hotelowej restauracji, a w następnej widzę jak patrzy w skupieniu na swój wibrujący telefon.
Moje serce spada do stóp, ale sekundy mijają i nic się nie dzieje. Nie potrafię odczytać jego profilu, ale kompletnie znieruchomiał. Potem wszystko dzieje się błyskawicznie. Przewraca cały stolik z gigantycznym hukiem a trener ląduje na ziemi obrzucony tysiącami talerzy i jedzenia.
W tym samym ruchu Justin rzuca się na nogi, ciska telefonem przez pomieszczenie, który rozbija się o ścianę i zaczyna maszerować w moim kierunku. Pete wstaje i sięga do tylnej kieszeni.
- Nie, Pete, nie!- Krzyczę nie mogąc znieść myśli, że mogliby uśpić Justina.
Próbuję zachować spokój, ale moje serce wali tysiąc razy na minutę. Odkąd jesteśmy razem nigdy nie miałam do czynienia ze wściekłym na mnie Justinem i nagle trochę się go boję, ale nie chcę, by o tym wiedział. Siedzę zupełnie nieruchomo trzęsąc się na krześle, gdy staje przede mną. Dyszy jak byk, jego nozdrza drżą, oczy płoną czernią, pięści trzęsą się przy jego bokach. Ale to ta wielka bolsność w jego wzroku wysyła okropne drgawki po moich ramionach.Muszę wykonać wysiłek mnożony razy dziesięć, by się odezwać.
- Justin chcesz ze mną porozmawiać?- Pytam twardym głosem.
- Chcę zrobić więcej niż z tobą porozmawiać. -Włoski na moim karku unoszą się w alarmie.
- W porządku, porozmawiajmy. Przepraszam, Diane. - Mówię pozornie spokojnie i odsuwam krzesło, aby wstać. Trzęsą się mi nogi. Wygląda na większego niż normalnie i cała restauracja patrzy na niego.
Diane odchodzi do przewróconego stolika, żeby pomóc Trenerowi się pozbierać.
Ręce Justina prostują się i skupiają w pięści przy jego bokach, gdy patrzy na mnie gniewnie. Jego szczęka rusza się, kiedy oddycha szybko i nierówno. Widzę, że Riley właśnie zaszedł go od tyłu i stoi obok Pete’a. W oczach Justina rozgrywa się zaciekła bitwa. Walczy jakby wiedział, że musi się
kontrolować, ale nie może. Tak jakby gniew był poza nim.

Próbuję uspokoić mój puls równocześnie płonąc potrzebą uspokojenia go. Wiem, że kiedy położę ręce na jakiejkolwiek części jego ciała, zrelaksuje się pod moim dotykiem.
Wiem także , że czasami potrzebuje mojego dotyku tak bardzo jak ja potrzebuję mu go dać. Tylko, że nigdy nie był taki i boję się, że po raz pierwszy w moim życiu, mój dotyk nie będzie u niego mile widziany. Myśl, że jedyny mężczyzna jakiego kiedykolwiek kochałam czuje się zdradzony przez
mnie... zabija mnie. Nawet jeszcze się nie odezwał a i tak czuję jak jego emocje otaczają mnie. Cokolwiek ma mi do powiedzenia to już boli gdzieś w głębokiej i większej części mnie. Zraniłam go.
Zraniłam go i nienawidzę siebie za to. Moja tchawica zaciska się z bólu.
- Ja tylko poszłam zobaczyć się z moją siostrą. - Wymuszam z udręką, studnia żalu i niepokoju kłębi się we mnie. Wyciąga rękę z mocno trzęsącym się palcem wskazującym i dotyka moich ust...tych, które pocałowały ohydny policzek Skorpiona. Potem pochyla się i gryzie mnie. Głośno nabieram powietrza z szoku i pożądania, gdy czuję jego zęby na mojej skórze.
- Negocjujesz z takim śmieciem jak on? Bez mojej wiedzy?- Pyta niskim, drżącym głosem, gdy jego policzek przesuwa się z trudem po moich ustach.
- Justin, poszłam zobaczyć się z moją siostrą. Nic mnie nie obchodzi ten śmieć. -Dotyka moich włosów i ten dotyk jest tak niespodziewanie delikatny, że chcę umrzeć przez sposób w jaki odróżnia się z szaleństwem w jego oczach i sposobie w jaki jego kciuk zaczyna desperacko pocierać moje usta.
- A mimo to całujesz tego pieprzonego dupka tymi samymi ustami, którymi całujesz mnie.
- Proszę, po prostu policz do dziesięciu.- Dotykam bezsilnie jego rękawa.
Mruży oczy, a potem mówi na jednym wydechu.
- Jeden,dwa,trzy,cztery,pięć,sześć,siedem,osiem,dziewięć,DZIESIĘĆ. -Pochyla się i łapie w pięść kołnierzyk mojej koszuli przysuwając mnie bliżej siebie. Zdenerwowane spojrzenie jego oczu przecina mnie jak szpony.
- Całujesz tego skurwysyna tymi samymi ustami, za które bym zabił? -Jego oczy są dzikie, kiedy ponownie dotyka moich ust. Tym razem robi mocno trzęsącymi się dwoma palcami i nagle widzę już tylko jego niezdecydowanie. Jego oczy są czarne. Mroczne i nawiedzone. Nie mogę znieść tego, że to ja włożyłam tam tą ciemność i czuję jego ból. Czuję go w każdej części mojego ciała.
- Moje usta ledwo dotknęły tatuażu. - Mój głos jest cichym szeptem, bo tchawica zaczyna się zamykać.
- Ja tylko zrobiłam to, co ty robisz, kiedy pozwalasz się uderzyć i dajesz im fałszywą pewność siebie, żeby zobaczyć się z siostrą. - Uderza się pierś z głośnym hukiem.
- Jesteś moją cholerną dziewczyną! Nie masz prawa dawać nikomu fałszywej pewności siebie!
- Proszę pana, musi pan natychmiast opuścić lokal. -Głowa Justina obraca się, gdy menadżer idzie w naszą stronę. Nagle Pete i Riley powstrzymują biedaka przed zbliżeniem się. Pete wprawnie wyciąga książeczkę czekową i termin 'koszt wyrządzonych szkód' odbija się w pomieszczeniu. Zmrużone oczy Justina wracają do mnie, jest taki wściekły, piękny i cholernie trudny, że po prostu nie wiem co mam
z nim zrobić. Przysuwa się i sunie palcem po mojej szczęce. Odpowiadam na to, moje przestraszone ciało jest przygotowane na seks z tą ilością hormonów, którymi strzelił do mnie jego nastrój.
- Obiję mordę temu gnojowi.- Szepta. Ta aksamitna obietnica jest naznaczona groźbą, gdy pochyla się i wsuwa język w moje usta.
- A potem złamię ciebie, żebyś zaczęła mi ulegać.
- Justin, uspokój się. - Mówi Riley.
- Wszystko w porządku, Riley. Nie łamię się tak łatwo, a on może spróbować, jeśli chce. - Mówię ostro w końcu patrząc spode łba na Justina. Błaga o to.
Patrzy na mnie wrogo i opuszcza swoją ciemną głowę oddychając głośno w moja twarz. Chwyta moje włosy w pięści i miażdży moje usta brutalną zaborczością biczując je każącymi liźnięciami swojego języka.
- Kiedy zabiorę cię do łóżka, wyliżę cię do krwi moim cholernym językiem aż nigdzie nie będzie już czegokolwiek od niego. Tylko ja. Tylko ja. -Jego erekcja wbija się w mój brzuch i dociera do mnie, że całkowicie przeszedł w tryb terytorialny. Odbiło mu na punkcie 'utrzymania mojej partnerki', 'udowodnienia jej, że jest moją własnością'. Moje uda rozpętują się, nabieram powietrza i przysuwam się do niego.
- W porządku, zabierz mnie tam. - Proszę wyczerpana potrzebą poluzowania nas obojga. Odrywa się i mruży oczy.
- Nie mam kurwa czasu, żeby się tobą zająć. - Mówi ostro i zaczyna iść w kierunku drzwi, a ja krzyczę panicznie.
- Justin, wróć. Nie wpakuj się w kłopoty! -Obraca się i mój żołądek ściska się, kiedy widzę na jego twarzy minę zdeterminowanego mordercy. Jego pięści trzęsą się przy jego bokach, kiedy podnosi palec do góry i wskazuje nim na mnie.
- Chronienie ciebie jest moim przywilejem. Będę cię chronił i wszystko, co jest ci drogie tak jakby było moje. -Przestaję oddychać, gdy widzę jak na mnie patrzy.
- Ten chory dupek właśnie ubłagał mnie, bym zakończył jego marne życie i cieszę się mogąc spełnić tą prośbę. - Warczy, jego oczy wbijają się we mnie z drzwi.
- Właśnie zabrał mi coś świętego i naszczał na to!- Wraca do mnie szybkim krokiem i wbija palec pomiędzy moje piersi.
- Zrozum mnie. Jesteś. Moja!
- Justin, ona jest moją siostrą.
- I Skorpion nigdy jej nie puści. Trzyma swoje kobiety odurzone narkotykami i zależne od niego. Ich umysły są pocięte na tak małe kawałki, że nawet nie potrafią myśleć. Nigdy jej nie odda dopóki nie zachce czegoś większego od niej. Czy to ty? Chce ciebie, Brooke? Mógł cię odurzyć. Rozebrać cię. Zerżnąć cię. Niech będzie przeklęte moje życie, mógł cię zerżnąć!
- Nie!
- Dotknął cię?
- Nie! Robią to, żeby cię sprowokować, nie pozwól im! Zachowaj to na jutrzejszy ring. Proszę. Chcę być z tobą dzisiaj wieczorem.
- Byłem z nią przez cały czas, stary, nic się nie wydarzyło. - Interweniuje Riley klepiąc go po ramieniu i próbując go trochę wycofać. Widzę jak poczucie zdrady zasiada w jego oczach, gdy słyszy słowa Riley’ego. Zanim mogę go powstrzymać, robi zamach i chwyta koszulę Riley’ego w pięść.
- Ty mały gnojku, pozwoliłeś mojej dziewczynie zbliżyć się do tej kanalii?! -Ściska mnie panika, kiedy podnosi Riley’ego z podłogi.
- Justin, nie!- Podchodzę do jego boku i ciągnę bezskutecznie za jego ramię. Potrząsa nim w powietrzu i Riley robi się fioletowy.
- Pozwoliłeś jej pocałować tatuaż tej plugawej kanalii? Pete spogląda na mnie.
- Przepraszam.- Mówi bezdźwięcznie, a potem odzywa się do  Justina.
- W porządku, kolego, teraz położymy Niszczyciela do łóżka, co?- I wbija strzykawkę w jego szyję. Justin upuszcza Riley’ego na podłogę i wyrywając pustą strzykawkę ze swojej szyi, a potem rzuca ją na bok. Wstrzymuję oddech, gdy podchodzi i chwyta mnie. Patrzy na mnie ciskającymi gromy oczami i otwiera usta wahając się. Potem wydaje z siebie niski, zbolały dźwięk, gdy miażdży moje usta. Pocałunek zarówno pochłania mnie jak i każe, a potem Justin puszcza moje ramię i kroczy ciężko w stronę drzwi zostawiając moje otarte, spuchnięte usta.
Riley kaszle podnosząc się na nogi i pociera gardło, kiedy dociera do nas, że Justina już nie ma.
-Co do diabła?- Mruga Pete w całkowitym niedowierzaniu gapiąc się na otwarte drzwi, przez które właśnie wyszedł Justin.
- To miało uśpić słonia, no nie? - Riley pyta ponuro Pete’a.
- Gdzie 'powinno' jest słowem kluczowym. -Riley kręcąc głową strzepuje szkło z jeansów.
- To pewnie przez tą całą adrenalinę. Cholera.
- Pete, zbierz się do kupy! Właśnie wstrzyknąłeś mu środek uspokajający! Z tego co wiemy to może upaść w alejce, mogą go okraść albo… o Boże.- Zakrywam twarz, kiedy myślę o tych wszystkich rzeczach, które może źle zrobić, i które mogą mu się przydarzyć.
- Brooke, uspokój się, my się tym zajmiemy. Riley, idź wziąć jeszcze dwa te środki uspakajające. Spotkamy się w samochodzie. - Mówi Pete, potem obraca się do menadżera i wskazuje na czek, który nadal trzyma.
- Więc jeśli mógłby pan przesłać rachunek do apartamentu prezydenckiego? Gwarantuję, że rano się wyniesiemy.
- Chcę pomóc!
- Do cholery, już wystarczająco pomogłaś, Brooke. - Mówi do mnie Riley patrząc tak jakbym właśnie uwolniła apokalipsę.- Po prostu idź na górę i czekaj na niego. Wiesz co cię
czeka, kiedy wróci.

~~~~
Krążę po pokoju jak wariatka czekając na jakieś wieści. Na cokolwiek. Widzę jego wszystkie rzeczy leżące w naszym apartamencie: jego iPada, laptopa, jego szczoteczkę do zębów w umywalce, jego ubrania nadal w walizce, niektóre wiszące w szafie, i okropny niepokój przesuwa się od moich zakończeń nerwowych. Justin po prostu tam poszedł i może porzucić wszystko dla mnie. Moje usta są obolałe od tortur jakie sprawiłam sobie moimi zębami, gdy tak rozmyślam o przeszłości.
Zastanawiam się co mogłoby się wydarzyć gdybym powiedziała, że nie pocałuję tego głupiego tatuażu. Mogłabym w ogóle nie porozmawiać z Norą. Mogłaby nigdy nie dostać szansy uwolnienia, którą jej zaproponowałam. Wtedy wydawało się to stosunkowo nieszkodliwe, czułam też że nie miałam wyboru,
ale tak bardzo chciałabym, by Justin nigdy się o tym nie dowiedział. Nawet, kiedy był zły, potrafiłam wyczuć jaki czuje się skrzywdzony i teraz martwię się tym. Nawet jeśli teraz okłada pięściami szczękę Skorpiona, jego Podziemne zwycięstwo szlag trafi. A już w ogóle nie chcę myśleć o tym, co ten ohydny, jaszczurzy, chory fiut może zrobić Norze w odwecie, jeśli Justin dzisiaj zrobi mu krzywdę.
O Boże.
Myśl o zniszczeniu nie tylko mojej kariery, ale też Justina niszczy mnie. Mój żołądek jest tak niespokojny, że czuję jakbym zaraz miała wyrzucić z siebie wnętrzności. Chcę, by Nora była bezpieczna, ale desperacko pragnę, aby Justin wrócił do hotelu, gdzie z pewnością mogę spróbować zaspokoić go seksem. Jeśli chce mnie złamać, bym była mu uległa to jak mi Bóg miły pozwolę temu mężczyźnie wierzyć w co tylko zechce.
Wszystko, żeby znowu był spokojny i łagodny. Nie boję się go. Nie będę. Nadal jest moim Justinem, tylko w cholernie złym nastroju. Ale o piątej nad ranem nadal go nie ma. Sprawdzam internet jak wariatka i mam włączone lokalne wiadomości w telewizji. Boję się najgorszego. Słyszę drzwi i unoszę głowę, moje serce pulsuje w gardle, gdy widzę Riley’a. Natychmiast wyskakuję z kanapy.
- Justin? Gdzie on jest? Co zrobił? -Riley nie chce spojrzeć mi w twarz, po prostu wchodzi od razu do głównej sypialni i przeszukuje szafę.
- Jest na ostrym dyżurze. - Okropne napięcie rozciąga się od jednego końca mojego kręgosłupa do drugiego. Nagle czuję jakbym dostała w tyłek i ruszam za nim z determinacją.
- Co zrobił? Pozwól, że wezmę moje rzeczy. Muszę się z nim zobaczyć. -Riley chwyta jego szczoteczkę do zębów, maszynkę do golenia i wrzuca wszystko do małej, skórzanej torby.
- Będzie lepiej, jeśli zaczekasz tutaj. To tylko kilka szwów.- Potem zabiera jego buty do boksowania i strój do walki.
- Nie są zdyskwalifikowani. Żaden z nich nic nie powie. Walka odbędzie się dzisiaj wieczorem, a raczej będzie wznowiona dzisiaj wieczorem. -Żółć w moim żołądku zaczynają nieprzyjemnie bulgotać. Naprawdę brakuje mi testosteronu na to wszystko. W filmach to jest seksowne, kiedy facet walczy o dziewczynę, ale to jest mój facet, który walczy przeze mnie. Czuję się z tym tak okropnie jak to możliwe i jestem bardziej niż trochę zdesperowana, by pójść tam, ochronić go i nakarmić.
- Na którym ostrym dyżurze jest?- Idąc za nim przez sypialnię, porywam parę jeansów i wsuwam je na siebie pod czarny t-shirt Justina... ten, w którym czasami śpię.
Riley obracając się na pięcie przy drzwiach unosi obie ręce, by mnie zatrzymać.
- Proszę, nie rób tego. Na miłość boską, B, nie pokazuj się tam. Ani Pete, ani ja nie chcemy, żebyś się z nim zobaczyła. Proszę, Brooke. Po prostu mnie posłuchaj.
- Ale jak on się czuje…- Mrugam do niego, moje oczy zamazują się, a głos łamie.
- Tylko powiedz mi jak on się czuje.
- Jest wkurzony. W szpitalu podali mu środki uspokajające. Szczerze? Nie wiem jak możemy się spodziewać, że będzie dzisiaj walczył. Ale przynajmniej jest zły. -Patrzę spode łba na zatrzaskujące się drzwi i stoję gapiąc się. Też jestem zła, ale czuję również jakby coś zżerało mnie od środka.
Chęć zobaczenia się z nim jest przenikająca, ale nie wiem czy pomogłabym mu lub zaszkodziła, po prostu nic o tym nie wiem. Używając jego laptopa googluję 'dwubiegunowość' i wyskakują mi tony artykułów opisujących epizod maniakalny, gdzie osoba jest albo ekstremalnie szczęśliwa albo ekstremalnie poirytowana...zatraca się w nadmiarze zajęć przynoszących rozkosz: seksie, hazardzie, alkoholu i czasami doświadcza halucynacji. Czuje się wypoczęta po krótkim śnie albo jego braku, zachowuje się lekkomyślnie lub brutalnie i często taki epizod kończy się epizodem depresyjnym, kiedy osobie ledwo udaje się wstać z łóżka. Jestem pewna, że Justin jest teraz w manii już widziałam, że był pobudzony przez te wszystkie noce ostrego seksu. Pamiętam jak powiedział mi tej nocy, gdy wyjawił mi, że jest dwubiegunowy, iż odejdę, kiedy zrobi się stromo. Mam podwójne postanowienie, żeby nie stchórzyć i wytrzymać z nim. Ale zastanawiam się jak sobie teraz radzi po bójce z tym przeklętym gadem. Boże, proszę, proszę, nie pozwól mi zrujnować mu tej dzisiejszej walki.
Tylko o tym myślę, kiedy chwytam moje adidasy, opaskę na kolano i kieruję się do hotelowej siłowni, wchodzę na bieżnię i biegam przez dwie godziny. Skupiam się na planowaniu, co zrobię kiedy go zobaczę. Chcę powiedzieć, że go przepraszam za to, że czułam potrzebę nie mówienia mu o odwiedzinach u siostry, ale musiałam z nią porozmawiać i nie chciałam go martwić. Chcę go pocałować i zapomnieć, że to w ogóle się wydarzyło. Niestety, poranek mija i nie widzę go w południe, ani nawet o pierwszej, drugiej czy trzeciej. Nie widzę go aż do walki.
Do tego czasu jestem już kupką trzęsących się nerwów. Przez cały czas nie widziałam też Pete’a, tylko Trenera i Riley’ego, którzy zapędzili mnie na moje miejsce, kiedy próbowałam przedostać się za kulisy i zobaczyć z nim.
- Proszę, po prostu daj mu się skupić. - Mówi Riley.
Mogę tylko przytaknąć. Atakuje mnie chora tęsknota, kiedy siadam i czekam, czekam w nieskończoność. Dzisiaj odbędzie się tylko jedna walka. Tylko Justin i Skorpion staną ze sobą w walce i ta pojedyncza walka będzie trwała godzinami. Już wydawało mi się wiecznością czekanie aż usłyszę jego imię wydzierające się poprzez głośniki. Moje serce podnosi się w piersi w tym samym czasie, gdy widzowie podnoszą się i wiwatują mu.
- A teeeeraaz, panie i panowie, chwila na którą wszyscy czekaliśmy. Nasz panujący mistrz, obrońca, jeden jedyny Justin RIPTIDE Bieber! -Tłum szaleje, a moje oczy nagle rozpływają się, gdy widzę mignięcie czerwieni na początku tunelu. Wychodzi truchtając na ring i motylki eksplodują we mnie. Moje oczy płoną chęcią zobaczenia go z bliska. Wskakuje na ring i wyciąga ramiona, a Riley ściąga jego czerwoną pelerynę i odkłada ją na bok.
Pożeram wzrokiem jego ciało i zimny, mocny szok trzyma mnie w miejscu na kilka długich, pełnych niedowierzania bić serca. Fioletowe sińce ciągną się w górę jego torsu. Ma rozcięte usta i kilka szwów na prawej brwi.
Zmuszam się, by usiąść i czekam na zwyczajowy obrót Justina. Nie robi go.
Tłum wykrzykuje jego imię jak mantrę i widzę, że podziemie jest napakowane większą ilością jego
fanów niż Skorpiona. Ale dzisiaj Justin nie jest zarozumiały, nie obraca się i nie uśmiecha do nich.
Nie obraca się i nie uśmiecha do mnie.
Mój nastrój siada i nagle dociera do mnie, że nigdy, przenigdy nie pragnęłam tak zobaczyć czyjegoś uśmiechu jak teraz. Nigdy nie czułam się tak boleśnie niewidzialna dopóki nie poczułam braku jego oczu na mnie dzisiejszego wieczoru.Kiedy prezenter woła.
- A teeeeraz, panie i panowie, koszmar w żywej postaci, którego wszyscy się obawiacie. Uważajcie na Benniego Czaaaaarnego Skorpiona! - Uderza mnie mdlące uczucie rozpaczy, gdy Justin nadal nie chce odwrócić na mnie swoich karmelowo-czarnych oczu. Obserwuje jak Skorpion powoli zbliża się tunelem z podniesionymi środkowymi palcami w śmiałym oczywistym geście mówiącym 'Taa, pieprzyć Justina Biebera i pieprzyć publiczność!'
Chłodne przerażenie rozchodzi się po moim żołądku, gdy studiuję dumny, twardy profil Justina, który czeka w swoim narożniku. Brak jego zarozumiałej odpowiedzi na jawną bezczelność Skorpiona staje się dla mnie boleśnie oczywisty. Nagle zaczynam się zastanawiać czy nie jest za bardzo dumny, by mi wybaczyć. Czy już nigdy mnie nie pocałuje? Nie będzie się ze mną kochał? Nie będzie mnie kochał tak jak ja jego? Dlatego, że pocałowałam jego wroga? Skręcam się w środku z potrzeby porozmawiania z nim, wytłumaczenia, życzenia powodzenia i uśmiechnięcia się do niego.
Ale nie patrzy w moim kierunku i wypełnia mnie podejrzenie, że swoje najbardziej tonące spojrzenie kieruje wszędzie byle nie na mnie, gdy Skorpion wskakuje na ring.
Obserwuję jak zdejmują Skorpionowi czarny szlafrok i widzę, że on też źle wygląda.
Jego twarz jest fioletowa dokładnie w tym miejscu, gdzie kiedyś był jego tatuaż. Teraz jest tam pełno blizn z przynajmniej dwunastoma szwami w miejscu jego pełzającego insekta.
Żółte oczy Skorpiona od razu lądują na Justina i znajomy, szatański uśmiech rozciąga jego wąskie usta. Uśmiech, który już wydaje się być zwycięski w porównaniu do posępnej, cichej intensywności na twarzy Justina. Z sercem opasanym strachem, szukam Nory pośród tłumu i próbuję zlokalizować ją
pośród świty Skorpiona, ale nigdzie jej nie widzę. Moja zgroza podwaja się, kiedy zastanawiam się czy wszystko to, co spowodowałam, czy to wszystko… było na nic?
 Gong dzwoni i wszystkie atomy mojego ciała skupiają się na Justinie, gdy obaj zawodnicy podchodzą na środek ringu. Cios Skorpiona ląduje w żebrach Justina. Potem szybko wali go w szczękę okropnym podwójnym uderzeniem i słyszę zdzieloną skórę oraz kości. Justin zostaje na swoim miejscu, ale trzęsie się biorąc w garść i dalej stoi stopa w stopę ze Skorpionem. Jego ramiona są zgięte przy bokach. Mój brwi marszczą się w zamieszaniu. W każdej walce z jego udziałem w jakiej go widziałam, i wtedy gdy biłam się z nim na ringu i nauczyłam się kilku ruchów bokserskich, Justin nigdy nie miał tak nisko opuszczonej gardy. Okropne złe przeczucie zatapia swoje okropne szpony w moim żołądku i zerkam w górę próbując odczytać zmarszczone miny na twarzach Riley’a i Trenera. W ich rysach odznaczone są ponure linie, które tylko potwierdzają moje podejrzenia.
Garda Justina jest kompletnie opuszczona. Jego grube, umięśnione ramiona wiszą zrelaksowane przy jego bokach i teraz tylko buja się na piętach jakby czekał na kolejny cios. Jego brwi są zmarszczone, oczy mocno zmrużone, ale wygląda prawie jakby… był na to gotowy, we wściekły, lekkomyślny sposób.
Skorpion wbija cios w jego brzuch, potem kontynuuje hakiem w szczękę Justina, którą ten przyjmuje zbyt łatwo. Prawie od razu się prostuje i patrzy wściekle na Skorpiona jakby błagał go o kolejny.
Wydaje się prawie… samobójczy.
Justin przyjmuje na swoje ciało kolejne trzy ciosy, dwa w klatkę piersiową, jeden w żebra. Nadal ani razu nie uderzył Skorpiona. Jego garda nie podnosi się, a całego ducha Justina widać w jego oczach. Spalają się ogniem w oczy Skorpiona, kiedy szybko zbiera się po każdym ciosie i odsuwa o krok jak gdyby wyzywał go do oddania kolejnego ciosu. Jestem oniemiała.
Nie ma sposobu, by uspokoić mój chaotyczny puls ani umysł od wariowania. Nie mogę przestać martwić się o to czy jego żebra zniosą kolejne ciosy i dziko próbuję określić jakich innych urazów doznał podczas ich prywatnej walki. Co jeśli nie uderza, bo nie jest w stanie wyprostować ramion do ciosu? On. W ogóle. Nie. Uderza.
Bicie mojego serca nie chce się uspokoić i to alarmujące przeczucie, że stanie się coś strasznego łapie mnie w swój uścisk. Chcę pójść tam, przytulić mojego faceta i wyciągnąć go stamtąd!
Skorpion robi zamach lewą ręką i trafia go w szczękę, potem wymierza proste
uderzenie w twarz, które zwala Justina na kolana. Boli mnie gardło od głośnych krzyków i protestów, gdy publika zaczyna robić 'buu'.
- Buuuu! Buuuu!
- Zabij tego drania, Riptide! ZABIJ GO! - Walka trwa nadal, jest niekończąca się i szara jak noc.
Podczas wszystkich walk Justina, czułam zarówno różnego rodzaju nerwy jak i podekscytowanie, ale teraz buzuje we mnie ból, gdy Justina przyjmuje cios za ciosem.
Każde uderzenie łamie mnie w środku. Czuję ból w moich kościach, jak gdyby jego kości były moimi. Przy szóstej rundzie jestem tak ranna, że muszę zabrać go stąd w mojej głowie. Tam, gdzie będzie puszczał mi piosenkę. Muszę zabrać go na bieganie, gdzie będzie patrzył na mnie i uśmiechał się tymi błyszczącymi, niebieskimi oczami. Muszę zabrać go do naszego łóżka, gdzie jest nam ciepło, gdziekolwiek, gdzie może mi powiedzieć co…jest kurwa…nie tak!

Siedzę tutaj i obserwuję jak mężczyzna, którego kocham jest bity na śmierć. Kiedy upada na kolana po kolejnej serii okropnych ciosów w mięśnie brzucha, nadal się nie poddaje. Dyszy, kiedy próbuje oddychać, z czołem i ustami z których kapie krew, zachwyca publiczność wstając na nogi. Gniewnie pluje krwią w twarz Skorpiona, buntowniczy, gdy staje jeszcze raz w pozycji.
-Justin, walcz z nim!- Słyszę jak krzyczę i to krzyczę z całych sił jak nigdy w życiu.
-JUSTIN, WALCZ Z NIM! DLA MNIE! DLA MNIE! - Nadal na mnie nie patrzy. Następuje kolejna seria szybkich ciosów, które Justin znowu przyjmuje. Słyszę Uuuf, uuuf, gdy brakuje mu powietrza.
'Walka albo ucieczka', właśnie to oblewa całe moje ciało i bezlitośnie pożera moje naczynia krwionośne, zakończenia nerwowe, moje płuca. Po raz pierwszy w życiu czuję taki strach, że odpowiedź nadnerczy jest tak obezwładniająca, że chcę uciekać jak nigdy wcześniej. Chcę pobiec po niego, chwycić go i zabrać go daleko, z daleka od Skorpiona, od niego samego, od tego guzika samo-destrukcji, który wcisnął mój ukochany mężczyzna. Skorpion wymierza mu kilka prostych ciosów w głowę, a potem krach! Justin upada twarzą na podłogę.
Smuga krwi, która należy do niego rozpływa się wokół jego leżącego ciała. Ciemny, prymitywny gniew obezwładnia mnie, a czarny wąż strachu zaczyna boleśnie wgryzać się w najgrubsze arterie mojego serca. Twarz Justina jest opuchnięta, dyszy i drży z każdym oddechem, gdy kładzie jedną rękę na podłodze, a potem drugą. Chłodna, mroczna cisza otacza pomieszczenie, kiedy zaczyna się odliczanie, a Justin próbuje się podnieść.
Jego postać staje się wielką rozmazaną plamą przez łzy w moich oczach i muszę przełknąć prośbę, która buduje się w moim gardle. Chcę go błagać, żeby na miłość boską, skończył z tym gównem i po prostu został na ziemi!
Ja złamałam kolano przez przypadek, ale myśl o tym, że można samemu łamać się wielokrotnie i wstawać po więcej sprawia, że moje oczy zachodzą łzami w przerażającej rozpaczy.
Ale Justin podpiera się i wypluwa jeszcze więcej krwi na ziemię, używa ramion by podnieść się na nogi tylko po to, żeby przyjąć na siebie potężny prawy hak w skroń, który obraca jego głowę.
Riley i Trener głośno krzyczą do niego.
- Twoja pieprzona garda! Co się kurwa z tobą dzieje?- Powtarzają w kółko. Ich krzyki są głośne i boleśnie zrozpaczone. Widzowie wrzeszczą, żaden z nich nie chce zwątpić w Justina dopóki ten stoi.
-ZABIJ GO, RIPTIDE!!! ZABIJ GO!- Krzyczą.
I kiedy patrzę jak przyjmuje kolejny cios, który rozbryzguje krew na podłodze ringu, chcę krzyknąć do publiczności, żeby proszę zamknęli się do cholery! Chcę prosić, żeby na miłość boską, po prostu kurwa pozwolili mu leżeć i skończyć ten pieprzony koszmar! Nie kontroluję mojego spazmatycznego drżenia. Ludzie skandują.
- JU-STIN! JU-STIN!!
Widzę, że Justin cierpi. Jedno ramię zwisa bezwładnie u jego boku. Cierpi, ale dalej daje z siebie wszystko, tak jak podczas każdej walki, jak podczas każdego treningu. Będzie to kontynuował dopóki nie będzie mógł wstać. Kiedy ta informacja w końcu dociera do mojej oszołomionej głowy, rozbijam się na milion kawałeczków. Gorąca łza spływa po moim policzku, kiedy hałas roznosi się po pomieszczeniu. Ciało Justina otrzymało kolejną serię  uderzeń, a ich okropna siła powoduje, że cofa się na liny.
- Justin, Justin, Justin! - Dalej krzyczą ludzie.
Kiedy to skandowanie rozbrzmiewa w pomieszczeniu z równą siłą, twarz Skorpiona wykrzywia się w furii. Justin pluje dokładnie w miejsce, gdzie powinien być jego tatuaż szepcząc coś kpiącego. To wydaje się tak rozzłościć drugiego mężczyznę, że robi zamach z ogłuszającym rykiem i ląduje hakiem, po którym Justin pada na podłogę jak słomka trawy. Moje serce zatrzymuje się. Zapada cisza.

Mrugam w niemym horrorze na widok leżącej na boku nieruchomej postaci Justina.
Patrzę na te idealne ramiona, które znam na pamięć, na jego piękne kości, które pewnie są popękane, na jego pięknie wytrenowane i pięknie stworzone ciało całe posiniaczone na fioletowo i krwawiące na podłogę ringu. Jego oczy są zamknięte, co jest przerażające. Chcę umrzeć.
- Zwycięzca dzisiejszego wieczoru, Benny Czarny Skoooorpion! Panie i panowie, nowy mistrz Podziemia! Skooorpiooon!
Słowa docierają  jakoś do mojego mózgu, ale nawet ich nie rejestruję, kiedy siedzę nieruchomo na moim krześle. Bardzo mocno staram się trzymać się, gdy obserwuję jak sanitariusze...sanitariusze!...otaczają Justina.
Nigdy nie myślałam, że cokolwiek w moim życiu zaboli mnie równie mocno jak złamanie nogi i kuśtykanie z terenu eliminacji do Olimpiady ze złamanym duchem. Ale nie.
Teraz najgorszym dniem mojego życia był ten. Kiedy patrzyłam jak mężczyzna, którego kocham łamie własne ciało do nieprzytomności. Każdy milimetr każdej ćwiartki mojego serca jest złamany.
Przez palące oczy obserwuję jak sanitariusze kładą jego ciało na noszach i realność tej sytuacji uderza mnie niczym kula armatnia. Skaczę na nogi i biegnę jak szalona poprzez tłum ludzi, gdy lekarze zaczynają go wynosić. Przeciskam się pomiędzy dwoma, sięgam po zakrwawioną rękę i ściskam dwa zakrwawione palce.
- Justin! -Silne ramiona odciągają mnie i odzywa się znajomy głos.
- Pozwól im go obejrzeć, B. - Prosi Riley poszarpanym głosem ciągnąc mnie w tył, gdy próbuję się uwolnić. Obracam się chcąc go uderzyć, by mnie puścił. Widzę, że jego oczy są czerwone, kiedy
próbuje utrzymać moją szamoczącą się osobę i nagle załamuję się. Głębokie, kompulsywne szlochanie niszczy moje ciało i łapię go za koszulę, ale zamiast uderzyć, po prostu trzymam się go. Potrzebuję czegoś, czego mogę się trzymać, a moje duże, silne drzewo leży połamane na noszach, zbite na miazgę.
- Przepraszam. - Paczę, każdy centymetr mojego ciała trzęsie się i szarpie, a łzy wypływają ze mnie tak samo jak wtedy kiedyś, sześć lat temu.
- O Boże, tak mi przykro, tak mi przykro! - Też pociąga nosem, potem odsuwa się i wyciera swoje policzki.
- Wiem B, nie wiem co się kurwa…To po prostu…Do cholery, nie wiem co tu się wydarzyło. Jezu!
- Trener podchodzi do nas z posępną miną, jego oczy także połyskują łzami i  rozczarowaniem.
- Podejrzewają wstrząs mózgu. Jego źrenice nie reagują prawidłowo. - Nowa nagląca mokrość wyskakuje z moich oczu, a supeł w moim gardle zaciska się, kiedy Riley idzie za Trenerem. Nora. O rzesz kuuurwaa, muszę jeszcze zaczekać na Norę! Łapię plecy Riley’ego, grozi mi jeszcze więcej łez, gdy dociera do mnie, że nie będę mogła z nim pójść.
- Riley, moja siostra! Powiedziałam jej, że spotkamy się tutaj. -Potakuje w zrozumieniu.
- Wyślę ci sms'em nazwę szpitala. - Potakuję słabo i obserwuję jak wychodzi. Wycieram łzy i nawet nie wiem co zrobić z tornadem emocji we mnie. Desperacko chcę jechać z Justinem, ale nie mogę prosić
Riley’a, żeby zamienił się ze mną miejscami. Nora go nie zna, może zmienić zdanie, jeśli zobaczy go zamiast mnie. Przysięgam, że patrzenie jak go zabierają całego zakrwawionego i nie móc pobiec za nim to najtrudniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Opieram się o drzwi damskiej łazienki i czekam, czekam zmartwiona i prześladowana przez to, co właśnie zobaczyłam. Mój umysł nadal wariuje i czuję, że niedługo się obudzę i zdam sobie sprawę, że to był tylko zły sen, a Justin właśnie nie popełnił na tym ringu najbardziej bolesnej próby samobójczej.
Ale zrobił to. Zrobił. Mój Justin. Mężczyzna, który grał mi 'Iris'.
Mężczyzna, który śmieje się ze mną, biega ze mną i mówi mi, że jestem jego petardką.
Najsilniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek znałam i który był dla mnie tak delikatny jak to możliwe.
Ten, który jest trochę zły, trochę szalony i trochę za trudny dla mnie do radzenia sobie.
Mijają trzy godziny, skończyły mi się łzy i skończyła się też nadzieja. Nora nie przyjdzie. Justina właśnie dał się załatwić we wstrząs mózgu i powiedzieli mi, gdzie go przyjęli.Kiedy idę złapać taksówkę, to czuję jakby to, co złamało się we mnie już nigdy, przenigdy nie miało się zagoić.

~~~~
W szpitalu leży w prywatnym pokoju.
Przez pierwszy tydzień siedzę na krześle i patrzę na jego piękną twarz z rurką, która pomaga mu oddychać. Płaczę z gniewu, frustracji i bezsilności. Czasami zakładam słuchawki na jego piękną głowę i puszczam mu każdą piosenkę, którymi się wymienialiśmy, czekając czy jego oczy zadrżą albo pojawi się w nich jakiś cień myśli. Innym razem, chodzę po korytarzu tylko po to, żeby obudzić nogi i ramiona, które zasnęły. Nie widziałam Pete’a i nikt nie chce mi powiedzieć, gdzie jest. Dzisiaj Riley zagląda do poczekalni, gdzie patrzę bez życia na moją torebkę orzeszków. Po prostu nie wiedziałam co wybrać, żeby było umiarkowane zdrowe, a już skończyła mi się granola. Chyba schudłam, bo jeansy zwisają mi z bioder, ale żołądek jest zaciśnięty niczym pięść. Kiedy kilka razy rozluźnił się na tyle bym mogła coś zjeść, moje gardło nie chce niczego przepuścić.
- Obudził się. - Mówi Riley.
Mrugając, nagle od razu staję na nogi. Rzucam nieruszoną paczkę orzeszków na puste krzesło obok, a potem biegnę korytarzem tylko po to, by zatrzyma się przed drzwiami jego pokoju i gapić. Boję się go zobaczyć. Boję się tego, co powiem. Dużo myślałam w tych ostatnich dniach.
Właściwie tylko to robiłam. Ale mój umysł robi się pusty, kiedy wchodzę do środka, nie ma żadnych myśli. Głęboki, ciemny ból obezwładnia mnie, kiedy idę do jego łóżka. Myślałam, że już robię się odrętwiała, ale dociera do mnie, że nie jestem. Idę powoli do przodu i skupiam wzrok na miejscu, wokół którego wydaje się obracać mój świat. I widzę go. Jego oczy są otwarte. Nie obchodzi mnie jaki mają kolor. Nadal jest Justinem Bieberem, mężczyzną, którego kocham.
Jemu nic nie będzie, ale mi tak. Już nigdy nie będzie mi dobrze.
Wybucham łzami i nagle wszystkie moje myśli wracają ciągiem. Mam mu tyle rzeczy do powiedzenia, tylko stoję na środku pokoju i rozrywam sobie wnętrzności. Moje słowa są pełne złości, ale są prawie niezrozumiałe przeze mój szloch.
- Jak ś-śmiesz kazać mi patrzeć j-jak…jak mogłeś stać tam i kazać mi patrzeć jak o-on cię niszczy! Twoje kości! Twoją twarz! Ty…byłeś…mój! Mój…do…do…trzymania… Jak śmiesz sam siebie niszczyć! Jak śmiesz niszczyć mnie! - Jego oczy też robią się czerwone i wiem, że powinnam przestać, bo nawet nie może mi odpowiedzieć, ale ta tama została przerwana i nie mogę przestać. Po prostu nie mogę.
Kazał mi patrzeć i teraz musi wysłuchać, co jego głupie pojebane gówno mi zrobiło!
- J-ja tylko chciałam pomóc siostrze i nie w-w-wpakować cię w kłopoty. Chciałem też chronić ciebie, troszczyć się o ciebie, być z tobą. Chciałam z-z-zostać z tobą dopóki nie miałbyś mnie dość i już byś mnie nie potrzebował. Chciałam, żebyś mnie kochał, bo ja…ja…O Boże, ale ty…ja…nie mogę. Już nie mogę tego robić. Ciężko jest patrzeć jak walczysz, ale patrzeć jak popełniasz samobójstwo to…Justin, nie będę tego robiła! -Wydaje z siebie pełen cierpienia dźwięk i próbuje się poruszyć, chociaż ma jedno
ramię w gipsie. Jego oczy są czerwone i rozrywają mnie.
Nie mogę znieść sposobu w jaki na mnie patrzy. Sposobu w jaki jego oczy wbijają się w moje. Niszczą mnie.Gorące łzy dalej spływają po moich policzkach, kiedy poddaję się lekkomyślnemu impulsowi i idę do niego. Dotykam jego wolnej ręki i kładę głowę na jego piersi podnosząc jego palce i poruszona całuję jego kostki. Jestem świadoma, że moczę je łzami, ale nie mogę przestać, bo to jest ostatni raz, kiedy całuję jego rękę i to boli.
Pojękuje, kiedy w dziwny sposób kładzie rękę w gipsie na tyle mojej głowy i głaszcze moje włosy ciężkim ruchem. Ma rurkę w gardle, ale kiedy wycieram oczy i spoglądam na niego, jego oczy krzyczą do mnie rzeczy, których nie dam rady słuchać. Wstaję zachowując się tak tchórzliwie jak mówi Mel, a on łapie mnie za rękę i nie chce puścić. Też nie chcę, żeby mnie puścił, ale musi to zrobić. Zabieram rękę siłą, chwytam jego czoło i zostawiam pocałunek na samym środku. Pocałunek, który mam nadzieję, że poczuje w swojej duszy, bo właśnie on pochodzi ze mnie stamtąd . Robi wzburzony dźwięk i zaczyna ciągnąć za tubkę w swoim gardle. Maszyna zaczyna pikać, gdy udaje mu się poodczepiać przyczepionego do niego kabelki.
- Justin, nie, nie rób tego! - Proszę, a kiedy jego wysiłki jedynie się zwiększają i warczy w gniewie, otwieram drzwi i krzyczę po pielęgniarkę.
- Siostro! Proszę! -Pielęgniarka wbiega do pokoju, a ja czuję taki ból, kiedy wstrzykuje jakiś środek
uspokajający do kroplówki jakbym nie mogła już czuć niczego innego oprócz tego filaru cierpienia. Nie wierzę, że mu to zrobię, że jestem tak tchórzliwa, tak nic nie warta jak wszyscy inni. Ale kiedy pielęgniarka kładzie go i poprawia respirator, patrzę na niego z drzwi.
Jest teraz spokojniejszy, gdy wraca wzrokiem do mnie, a ja uśmiecham się. Uśmiech, który strasznie drży na mojej twarzy i wychodzę.
Nienawidzę myśli, że znowu się obudzi ze swoimi pięknymi, karmelowymi oczami i może nie będzie nawet pamiętał co powiedziałam, gdzie jestem albo co mi się stało. Ale ja po prostu nie mogę zostać.
Znajduję Riley’a w kawiarence i pokazuję mu kopertę, którą dostałam od pielęgniarek kilka dni temu.
- Odchodzę, Riley. Moja umowa skończyła się kilka dni temu. Po prostu…pożegnaj
ode mnie Pete’a i proszę…- Podaję mu kopertę z imieniem Justina patrząc jak trzęsie się w powietrzu.
- Daj mu to, kiedy jego oczy znowu będą karmelowe.

Tej nocy lecę do Seattle zapadnięta w fotelu. Czuję się tak ciężka i pusta jak opuszczony budynek i wyglądając nieobecnym wzrokiem za okno zastanawiam się czy już wrócił do karmelowego i czy już czyta mój list. Przeczytałam go tysiąc razy w mojej głowie i przeczytałam go tysiąc razy, kiedy pisałam go trzeciej nocy w szpitalu. Wiedziałam już, że nie zostanę.

Drogi Justinie,
Kiedy po raz pierwszy na Ciebie spojrzałam, myślę, że już
mnie miałeś. I myślę, że o tym wiedziałeś. Jak mógłbyś nie wiedzieć?
Że podłoga trzęsła się pod moimi stopami. Tak było.
Sprawiłeś, że się poruszyła. Na nowo pokolorowałeś moje życie.
I kiedy poszedłeś za mną i mnie pocałowałeś, po prostu
wiedziałam gdzieś głęboko we sobie, że moje życie na zawsze
zostanie dotknięte i zmienione przez Ciebie. Tak się stało.
Przeżyłam z Tobą najbardziej niesamowite, niewiarygodne, piękne
chwile w moim życiu. Ty i Twoja drużyna staliście się moją
nową rodziną, i nigdy, ani przez sekundę nie planowałam odejść.
Od nich, ale przede wszystkim, od Ciebie. Każdy dzień, który z
Tobą spędziłam sprawia, że jeszcze bardziej Cię pragnę.
Wszystko, czego chciałam przez tyle dni to być bliżej.
Bycie blisko Ciebie i nie dotykanie Cię boli i chciałam spędzić z
Tobą każdą minutę czuwania i każdą śpiącą w Twoich ramionach.
Już tyle razy chciałam powiedzieć Ci o tych różnych
rzeczach, które przez Ciebie czuję, ale chciałam usłyszeć jak
mówisz je pierwszy. Teraz już nie mam dumy. Nie mam na
nią miejsca i nie chcę żałować, że Ci nie powiedziałam.
Kocham Cię, Justin. Całym sercem. Jesteś najpiękniej
skomplikowanym, delikatnym wojownikiem jakiego znam.
Sprawiłeś, że byłam szalona ze szczęścia. Stawiasz mi
wyzwania i zachwycasz mnie. Sprawiasz, że czuję się w środku
jak dziecko, które ma przed sobą tyle wspaniałych rzeczy
godnych czekania. Dlatego, że patrzyłam na przyszłość i
myślałam o dzieleniu jej całej z Tobą. Nigdy nie czułam się
tak bezpiecznie jak przy Tobie i chcę, byś wiedział, że jestem
totalnie zakochana w każdej części Ciebie, nawet w tej, która
właśnie złamała mi serce. Ale nie mogę dłużej zostać, Justin.
Nie mogę patrzeć jak robisz sobie krzywdę, bo kiedy to robisz,
ranisz mnie w sposób, w który myślałam, że nikt nie jest w stanie.
Boję się, że złamię się i już nigdy nie wydobrzeję.
Proszę, nigdy, przenigdy, nie pozwól nikomu tak Cię ranić.
Jesteś wojownikiem, którym każdy chce być i to dlatego wszyscy
na świecie Cię kochają. Nawet kiedy nawalasz, wracasz i
znowu walczysz. Justin, dziękuję Ci, że otworzyłeś przede mną swój świat.
 Że podzieliłeś się sobą ze mną. Za moją pracę i
za każdy uśmiech, którym mnie obdarowałeś.
Chcę Ci powiedzieć, żebyś szybko wyzdrowiał, ale wiem, że to zrobisz.
Wiem, że znowu będziesz karmelowooki, zarozumiały i waleczny, a
ja będę w Twojej przeszłości, tak jak wszystkie rzeczy, które
przezwyciężyłeś przede mną. Tylko proszę, wiedz, że już nigdy
nie będę słuchała 'Iris' bez myślenia o Tobie.
Zawsze Twoja,
Brooke


__________________________________________________________________________________

Nigdy nie lubiłam czytać tego rozdziału :(
Brooke zostawiła Justina *szloch*
Dlaczego Justin to zrobił?  *jeszcze większy szloch*


Do następnego Miśki!!
xx

wtorek, 21 lipca 2015

11. Potajemne spotkanie.


Mamy spotkać się z Norą w małej, japońskiej restauracji znajdującej się cztery przecznice od naszego hotelu, ale czuję się okropnie przez okłamywanie Justina co do tego wieczoru.
- Umówię się z nim na spotkanie biznesowe. - Zapewnił mnie Pete, kiedy tego ranka  spotkaliśmy się na sali gimnastycznej.
- Powiem, że ty i Melanie zwiedzacie, i że Riley odbierze was po obiedzie, aby Justin mógł obgadać ze mną swoje miesięczne wydatki finansowe. -Potakuję z zadowolenia, ale przyznaje, że nadal nie jestem tym podekscytowana. W ogóle. Po południu już mnie mdli i jestem podenerwowana, ale nawet wtedy pozwalam głębokiej, potajemnej części siebie cieszyć się sposobem w jaki Justin obserwuje mnie z
ringu. Macham do niego z drzwi sali i pokazuję na Mel, która stoi obok mnie w całej swojej okazałości, czyli miniówce i topie na cienkich ramiączkach. Mówię do Justina bezdźwięcznie.
- Wychodzę z Mel. - Zdejmuje kask, by rzucić mi uśmiech i przytakuje szybko, jego oczy błyszczą tak jak, gdy widzi mnie podczas walk i tylko ręka Mel na moim łokciu wydaje się powstrzymywać mnie przed  wskoczeniem na ring i pocałowaniem jego destrukcyjnie pięknych dołeczków. Ubieram się na górze w przyzwoitą i wygodną bluzkę z guzikami i formalne czarne spodnie.
- Nadal nie rozumiem dlaczego nie chcesz, żeby Justin o tym wiedział. - Mówi Melanie, gdy Riley wiezie nas do restauracji.
- Bo Justin ma pewne tendencje samca alfa.
- Kiedy ostatnio sprawdzałam to było seksowne.
-Mel, to nie jest film. Nie chcę, by stracił koncentrację albo wpadł w kłopoty przeze mnie. -Mel prycha.
- Pozbawiasz swój związek całego romantyzmu, Brooke. - Jęczę, a potem walę czołem w okno z całkowitej desperacji.
- Mel, już i tak źle się z tym czuję. Proszę. Ludzie, którzy żyją z tego co on są uważani za zabójcze bronie. Nie mogą walczyć legalnie poza ringiem, rozumiesz?
- Tak. Chociaż nie ogarniam, dlaczego facet nie może walczyć swoimi pięściami na ulicy podczas, gdy inni biegają sobie na legalu z bronią. Naprawdę powinnam poskarżyć się senatorowi.
- W porządku, moje panie, przełóżmy list do Kongresu na później, bo już jesteśmy.

Melanie patrzy gniewnie na Riley’ego, który otwiera tylnie drzwi i spogląda na nią w ten sam sposób, kiedy przechodzi obok niego. Nie mam pojęcia o co im chodzi. Melanie zazwyczaj jest słodka w stosunku do wszystkich, a Riley zazwyczaj jest łatwy w obyciu. Ale niech im będzie.
- Dzięki Riley, zaraz wrócimy. - Mówię do niego.
- Akurat, idę z wami.
- Nie potrzebujemy cię. - Mówi Melanie rzucając mu władcze spojrzenie z zadartym nosem.
- Brookey i ja świetnie radziłyśmy sobie przez dwadzieścia cztery lata bez twojej pomocy.
- Robię to dla Justina, nie dla was. - Mówi sztywno Riley.
Na szczęście przestają się sprzeczać, gdy wchodzimy do restauracji.
Omiatam wzrokiem cichą atmosferę tego miejsca. Widzę pomalowane na zielono ściany, na których wiszą w ramkach przeróżne zdjęcia surowych dań rybnych. Potem moje oczy przesuwają się po dziesiątkach czarnych, drewnianych stołów. Wszystkie są puste poza jednym.
Ku mojemu oszołomieniu jedynymi ludźmi tutaj, poza naszą trójką stojącą przy drzwiach, jest zaniepokojony Japończyk, który obserwuje nas zza sushi baru; siedząca sztywno przy okrągłym stole w dalekim końcu Nora... trzej wysocy, napakowani mężczyźni, w których rozpoznaję tych samych kolesi, którym miałam przyjemność roztrzaskać czaszki w klubie i oczywiście, wielki Skorpion, który teraz idzie w naszą stronę jakby był cholernym gospodarzem wieczoru.
Nie wiem czy pociągnął za jakieś sznurki u menadżerów restauracji, zajął posiadłość przez onieśmielenie czy banknoty z Benjaminem Franklinem. W sumie to kto na zdrowym umyśle chciałby jeść obiad wśród takich typków? No cóż. Najwyraźniej moja siostra.
Nora zawsze była tą romantyczną, zawsze chciała 'uratować' jakiegoś kota, psa, szczura czy faceta.
Ja nigdy nie kupowałam tych romantycznych bajeczek, które jej tak smakowały. Oczywiście dopóki nie poznałam Justina. Wypiję wszystko czym nakarmi mnie ten facet, temu nie zaprzeczę.
Teraz, gdy widzę jak Skorpion podchodzi tym swoim dużym, napakowanym, umięśnionym ciałem, momentalnie czuję żal, że Jus nie wie gdzie jestem. Istota strachu rozkwita głęboko w moim wnętrzu.
Strachu nie tylko przed tymi mężczyznami, ale przed tym co zrobiłby Justin gdyby dowiedział się, że byłam tutaj z nimi. Bycie w związku jest dla mnie takie nowe. Ja po prostu nie wiem, co by dla mnie zrobił. Ale wiem, że ja zrobiłabym wszystko dla niego. Łącznie z upewnieniem się, że pozostanie nieświadomy mojego spotkania z Norą.
Mam po prostu nadzieję, że nie pożałuję, iż wciągnęłam w to także Pete’a i Riley’ego.
Oddech więźnie mi w gardle z nerwów, kiedy Skorpion zatrzymuje się krok od nas.
Jego oczy są zielone i nieprzyjemne. To, łącznie z dochodzącym z baru zapachem ryby sprawia, że jest mi trochę niedobrze. Czarny tatuaż jest wszystkim, co widać na jego obrzydliwej twarzy. Nie rozumiem jak ktoś mógłby chcieć mieć to zwierzę na skórze. To trójwymiarowy tatuaż, gdzie skorpion wydaje się wchodzić mu do oka.
- Noo, czy to nie ta mała dziwka. - Rzuca we mnie słowami niczym kamieniami, a potem zerka za moje ramię.
- Gdzie Riptide? Znowu chowa się pod twoją spódnicą? -Przeszywa mnie gniew powodując, że gardło mocno zaciska się wokół moich słów.
-Miał lepsze rzeczy do roboty. -Mruży na mnie oczy, a potem spogląda na Melanie i Riley’ego.
- Tylko ty. - Mówi  wskazując palcem w moim kierunku.
- Możesz przejść. -Zaczynam przechodzić, ale blokuje mnie ramieniem i czerwony rumieniec powoli
wkrada się na jego twarz, jakby z niecierpliwego oczekiwania.
- Najpierw musisz pocałować skorpiona.- Z nieprzyjemnie połyskującymi oczami poklepuje obrzydliwego czarnego skorpiona na swoim policzku. Pokazuje zęby, są w całości pokryte rzędami diamentów. Moje organy zatrzymuję się w czystym szoku i przerażeniu na jego żądanie. Zaciskam
usta w odpowiedzi, a mój wzrok przeskakuje za jego ramię, przez małą restaurację do stolika
w kącie, przy którym siedzi Nora. Spotykam miodowy wzrok mojej siostry i przebiega mnie rozpacz, gdy widzę pustkę w jej oczach. Jak mam pozwolić, by sama to sobie robiła? Nie mogę. Po prostu.
Nie mogę.
Skorpion chce zabawić się i ustawić mnie. Chce pokazać mi, że dzisiaj to on ma władzę. Ale nie może ustawić mnie sobie, jeśli nie pokażę po sobie jak bardzo odpycha mnie jego żądanie.
Rozpaczliwie próbując przekonać siebie, że to nic nie znaczy i robię pozornie pewny krok naprzód. Ale moje całe ciało zaczyna się spinać tym, co mam zamiar zrobić i okropny rumieniec zażenowania szybko pali moją skórę.
- Brooke. - Mówi w ostrzeżeniu Riley. Brzmi to także jak prośba. Albo pocałuję ten głupi tatuaż albo skażę Norę na łaskę tego faceta albo zaryzykuję wplątanie Justina w sytuację z tymi gnojami, a tego też nie mogę zrobić. Przez okropny wzrok tego człowieka czuję jakby pełzł po mnie wąż.
Obserwuje jak się  zbliżam, ale ja koncentruję się jedynie na mojej siostrze przy stoliku za nim. Biorę głęboki  wdech i zabraniam sobie trząść się.
Kiedy robię ostatni krok, nagle jego żądanie staje się tak samo niemożliwe jak gdyby  poprosił mnie bym wspięła się na Everest i przekopała się aż do dna. Mój żołądek przewraca się w proteście i jestem niebezpiecznie blisko wymiotów na widok tego pełzającego, czarnego insekta. Śmierdzi rybą i czystym dupkiem. Żałuję, że nie mam na tyle pary, by spróbować sprać go na kwaśne jabłko.
Nagle przypomina mi się jak mój tata oglądał 'Fear Factor', gdzie ludzie robili różne  okropne rzeczy, kładli się w skrzyniach z żywymi wężami i skorpionami. Jeśli ludzie mogą to  robić dla pieniędzy, to ja na pewno mogę to zrobić dla siostry.
Odpycham dumę na bok i trzymając się mojej determinacji, tak mocno zaciskam usta do pocałunku, że wydają mi się kamieniami, gdy staję na palcach. Mdłości pną się po mojej piersi jeszcze zanim wchodzę w kontakt.
- Spójrzcie na to, pieprzona dziwka Justina całuje Skorpiona.- Jego kolesie plują słowami, a upokorzenie tymi słowami powoduje, że chcę uciec i schować się z siłą jakiej nie czułam od lat. Zniesmaczona sobą szybko całuję powietrze i staję na piętach.
- Proszę. Zrobione. - mówię nienawidząc tego, że mój głos drży. Jego śmiech jest głęboki, mroczny i okropny. Obraca się do swoich dryblasów.
- Czy ona mnie pocałowała? Czy suka Riptide naprawdę pocałowała Skorpiona? Nie wydaje mi
się.- Jego świdrujące zielonożółte oczy prześlizgują się z powrotem na mnie, a w połączeniu z tym gniewnym spojrzeniem sprawiają, że nie czuję się w tej chwili zbyt potężna.
- Nie poczułem twojego pocałunku. Teraz będziesz musiała go polizać.- Znowu pokazuje mi rzędy
diamentów. Moje oczy rozszerzają się w horrorze, a determinacja, by zobaczyć z siostrą chwieje
się na myśl, że miałabym polizać jakąkolwiek cześć tego człowieka. O mój Boże, tak bardzo chcę stąd uciec, że moje żyły już wydają się być rozwarte, krew pompuje się w moje mięśnie przygotowując mnie do ucieczki. Uciec do samochodu, z powrotem do mojego  Justina. Riley chwyta mnie, jego twarz jest zatroskana.
-Brooke. - Mówi w ostrzeżeniu i przywraca mnie do teraźniejszości. Przypominam sobie, dlaczego tutaj jestem, szybko uwalniam się i znowu staję twarzą w twarz ze Skorpionem.
Jak mam odejść? W jaki inny sposób uda mi się porozmawiać z Norą o tym gównie, w które się wpakowała? Sama myśl o niej, w uścisku tego Ludzkiego Robaka wzbudza wstręt.
Jak mam patrzeć na nią z tą szumowiną i nie zrobić nic, aby jej pomóc? Przełykam bolesną suchość w moim gardle, unoszę twarz z udawaną odwagą. Jestem zdesperowana, by zrobić wszystko byleby nie polizać tej okropności na obrzydliwym policzku tego człowieka.
- Pocałuję go, masz moje słowo.- Fear Factor. Możesz to zrobić dla Nory. Jeśli udało ci się przebiec sto metrów w 10.52 sek, to możesz pocałować tą głupią maskotkę na gębie tego frajera! Zło czai się w jego oczach, gdy bada mnie wzrokiem z namysłem, a potem wystawia mnie na próbę.
- Jeśli nie masz zamiaru go polizać, to będziesz musiała utrzymać pocałunek przez przynajmniej pięć sekund, hmm? Suko Justina? No dalej. Pocałuj skorpiona.- Poklepuje skorpiona i mój żołądek zaciska się spazmatycznie. Bardzo staram się zachować beznamiętną minę i pokazać Ludzkiemu Insektowi jak bardzo jestem nieporuszona jego  żądaniem.
Biorąc głęboki wdech i zakazuję swoim kolanom drżeć, gdy staję na palcach. Zaciskam usta i oczy, nienawiść i furia wypełniają moje wnętrze, gdy moje usta dotykając jego suchej, pomalowanej twarzy. Podtrzymuję kontakt i czuję, że przez te pięć sekund doznaję wewnętrznego zatrucia, a moje serce robi się czarne. Boli i zwija się w całkowitym i kompletnym zażenowaniu. Moje nogi chwieją się, gdy mija kolejna sekunda, a mój organizm jest sparaliżowany tym czyśćcem. Każdy gram mojego ciała czuje odrazę tym zepsuciem w ludzkiej postaci i jedynie czysta silna wola trzyma mnie na palcach.
To najdłuższe pięć sekund w moim życiu. Jestem upokorzona jak jeszcze nigdy, tak zła, że nie można tego wytłumaczyć i czuję się tak poniżona jak kiedy zobaczyłam zrozpaczoną siebie na YouTubie.
-W porządku. - Mówi z odpychająco szerokim uśmiechem, gdy staję na piętach zdziwiona, że jeszcze w ogóle czuję grunt. Wyciąga swoje grube ramię w kierunku Nory.
Czuję nienawiść do samej siebie, kiedy idę wyprostowana w kierunku Nory opierając się chęci pobiegnięcia do kuchni i wyszorowania ust do krwi. Są brudne i tanie. Nie, nie one. Ja czuję się brudna i tania. Myśl o całowaniu mojego pięknego Justina tymi samymi ustami sprawia, że łzy nachodzą mi do oczy, a gardło zaciska się.
Gdy docieram do stolika mojej siostry, już czuję się wypompowana. Wokół nas stoją puste stoliki, wszystkie oprócz naszego są zakryte obróconymi krzesłami. Na środku naszego stoi jeden elektryczna mała świeczka i pałeczki dla czterech osób.

- Nora.- Mój głos jest na pozór łagodny, ale wewnątrz jestem pakiet niezgodnych emocji. Jest tam nawet niechęć wobec mojej siostry, która obserwowała jak całuję obrzydliwy tatuaż jej chłopaka. Ale widząc jej pozbawiony życia wyraz twarzy, wiem, że dziewczyna, która siedzi naprzeciwko mnie, wychudzona i krucha, blada i nieszczęśliwa, tak naprawdę nie jest moją siostrą.
Sięgam po jej rękę na stole i jestem zasmucona, kiedy nie pozwala mi siebie dotknąć tylko chowa ją pod stołem lekko pociągając nosem. Przez chwilę patrzymy na siebie w ciszy i uderza mnie widok
tego czarnego skorpiona, który prawie wpełza do oka mojej siostry. To najbardziej chora rzecz jaką w życiu widziałam.
- Nie powinnaś tutaj być, Brooke.- Mówi, jej oczy spoczywają na mężczyznach, Riley’u i Melanie, którzy czekają w oszołomionej ciszy przy drzwiach. Kiedy nasze oczy znowu się spotykają, jestem zszokowana w pełni skierowaną do mnie wrogością jej spojrzenia.
Nagle i mnie ogarnia gniew, mrużę oczy.
- Mama chce wiedzieć czy podobały ci się australijskie krokodyle, Noro. Była zachwycona pocztówką, którą przysłałaś i nie może się doczekać, gdzie teraz się wybierzesz. Więc? Jakie były krokodyle, siostro? -Kiedy odpowiada jej głos zawiera w sobie cały świat goryczy.
- Najwyraźniej nie wiem.- Wyciera noc wierzchem dłoni i odwraca wzrok patrząc spode łba na komentarz o mamie.
-Noro...- Zniżam głos i wskazuję na pustą japońską restaurację mieszczącą Skorpiona i jego trzech kolesi, którzy obserwują nas z sushi baru.
- Naprawdę tego chcesz dla siebie? Masz przed sobą całe życie.
- I chcę jej przeżyć po swojemu, Brooke. -W jej tonie jest dużo postawy obronnej, więc próbuję nie brzmieć agresywnie.
- Ale dlaczego tutaj, Noro? Dlaczego? Mamie i tacie pękłoby serce gdyby wiedzieli w co się wplątałaś.
- Przynajmniej chronię ich przed prawdą! - Odszczekuje i to jest pierwsza iskra życia jaką widzę w jej złotych oczach.
- Ale dlaczego im to robisz? Rzuciłaś studia dla tego?
- Bo jestem już zmęczona tym, że porównują mnie do ciebie.- Patrzy na mnie ze złością, a potem zaczyna przedrzeźniać naszą matkę, gdy narzeka.
- 'Dlaczego nie robisz tego tak jak Brooke? Dlaczego nie znajdziesz sobie w życiu czegoś znaczącego tak jak Brooke?' Po prostu chcą, żebym była taka jak ty! A ja nie chcę. Jaki to ma sens? Ominęła cię cała zabawa dorastania, żebyś mogła zostać złotą medalistką, a teraz nie tylko nie jesteś olimpijską
medalistką, ale nawet już nie możesz biegać.
- Może już nie biegam, ale nadal mogę skopać ci tyłek.- Syczę ze złością. Jestem zraniona poza słowami tym, co do mnie mówi.
- No i co?- Kontynuuje.
- Byłaś najlepszą lekkoatletką na roku. Wszyscy nie przestawali mówić o tym jaki miałaś talent i jak ci się uda w życiu. Tylko to robiłaś i tylko o tym mówiłaś, a popatrz na siebie teraz! Nawet nie możesz robić tego, co kochałaś i prawdopodobnie skończysz jak mama i tata. Będziesz żyła przeszłością ze swoimi głupimi złotymi medalami nadal wiszącymi w twojej sypialni!
- Dla twojej informacji Noro, to teraz jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek! Gdybyś chociaż trochę uważała, to dotarłoby do ciebie, że moje życie toczy się dalej i pokierowało mnie w miejsca, o jakich nigdy nie marzyłam. Chcesz być niezależna? Rozumiemy to. Zrób to! Tylko bądź niezależna na własną rękę, a nie z jakimś facetem, który każe mi lizać swój okropny tatuaż, żebym mogła zobaczyć się z moją siostrą!
-Podoba mi się to, że jest opiekuńczy wobec mnie. - Odpala.- Walczy o mnie.
- Walcz sama o siebie, Noro. Obiecuję ci, że to da ci o wiele więcej satysfakcji. -Nora gniewnie podciąga nosem i wyciera go ręką patrząc na świecę, gdy zapada cisza. Jeszcze raz ściszam głos.
- Noro, bierzesz kokę? -Moja siostra zdaje się odwoływać do piątej poprawki i nie odpowiada, co tylko
podwaja mój niepokój i frustrację.
- Wróć do domu, Noro. Proszę. - Błagam szeptem tak, by tylko ona mnie słyszała. Dotyka nosa palcem, a potem spogląda na mnie i dalej pociera nim nozdrza. Podciąga nosem.
- Dlaczego miałabym wracać do domu? Żeby żyć przeszłością w wieku dwudziestu dwóch lat jak ty?
- Wolałabym żyć przeszłością niż być niczym. Co teraz osiągasz? Nie chcesz skończyć studiów?
- Nie, ty chciałaś to zrobić, Brooke. Ja chcę się bawić.
- Naprawdę? I dobrze się bawisz? Bo ja już nawet nie widzę uśmiechu na twojej twarzy. Może nie podobać ci się fakt, że nie udało mi się spełnić moich marzeń tak samo jak mnie, ale już przez to przeszłam. Tak się składa, że podoba mi tu, gdzie jestem teraz, Noro. Nie zaplanowałam tego, prawda, ale mam tyle innych rzeczy. Lepszych rzeczy. Mam świetną pracę, pracuję z niesamowitymi ludźmi i jestem w pierwszym związku w moim życiu.
- Z Riptidem?- Szydzi.
- Riptide nie bawi się w związki, siostro. Kobiety rzucają się na niego wszędzie, gdzie się pojawi. Przelatuje przez nie tak samo jak przez swoich rywali. Pieprzy je wszystkie i bardzo rzadko pyta o imiona. Widziałam go zanim ty tu trafiłaś. Nie zapominaj, że jestem dłużej w tym towarzystwie. Któregoś dnia spojrzy na kogoś innego, a ty będziesz też jego przeszłą dziewczyną!
- A twój cenny Skorpion będzie chciał być z tobą na wieczność? Nora, mężczyzna, z którym jesteś nie wygląda dobrze.- Syczę zerkając na niego przez ramię. Uśmiecha się szatańsko jakby słyszał każde słowo i nagle zżera mnie chęć, by mój mężczyzna wszedł na ring z tym dupkiem i zabił go. I nie mam wątpliwości, że Justin to zrobi. Będzie leżał na łopatkach bez życia. Może wtedy Nora będzie chciała odejść od tego frajera.
- Benny jest dla mnie dobry.- Wyjaśnia Nora lekko wzruszając ramionami.
- Dba o mnie. Daje mi to, czego potrzebuję.
- Masz na myśli kokę?- Wybucham w czystej furii. Marszczy brwi i nagle żałuję, że znowu włączyłam jej tryb obronny. Napięta cisza rozciąga się między nami i zaciskam ręce na kolanach dopóki moje
paznokcie nie wbijają się w dłonie. Próbuję się uspokoić i delikatnie z nią dogadać.
- Noro, proszę. Zasługujesz na o wiele więcej.
- Czas minął!- Przerywa nam głośne klaśnięcie i Nora wzdryga się, co potwierdza moje przypuszczenia. Nie chce być w domu, ale tutaj też nie. Czuje jakby nie miała dokąd pójść i nie może odejść, bo ma w nosie tyle kokainy, że nawet nie chcę o tym myśleć. Cholera.
- Jeśli nie chcesz znowu pocałować skorpiona, to teraz się z nią pożegnaj.- Skorpion
staje groźnie przy moim boku, a jego oczy połyskują tym wężowym żółtozielonym kolorem, który mówi mi jak bardzo chciałby mnie znowu upokorzyć.
Nora wstaje i przebiega mnie panika na myśl, że mogę jej więcej nie zobaczyć. Wstaję
doświadczając tłumu emocji. Chcę wziąć moją siostrę w ramiona i powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, ale w tym samym czasie mam też ochotę uderzyć ją za to, że jest taka uparta i głupia.
Zamiast tego, okrążam stolik i przytulam ją ignorując to jak sztywnieje, gdy przysuwam usta do jej ucha i odzywam się do niej głosem miękkim jak bawełna.
- Proszę, pozwól mi zabrać cię do Seattle. Po walce w Nowym Jorku, spotkaj się ze mną w damskiej toalecie. Będę miała dwa bilety do domu. Nie musisz tam zostawać, ale potrzebujesz czasu, żeby to wszystko przemyśleć.- Odsunąwszy się, patrzę znacząco na jej twarz. Cień niepokoju dotyka jej wyrazu twarzy, a potem potakuje, pociąga nosem i obraca się, by odejść. Widok jej pleców oddalających się w stronę wyjścia powoduje, że czuję jakbym już straciła coś bardzo dla mnie cennego.
Z tonącym żołądkiem czuję na sobie świdrujące oczka Skorpiona, gdy idę do Riley’ego i Melanie. Wychodzimy i nie mogę pozbyć się tego całkowitego i kompletnego poczucia brudu.
- Czy ktoś ma przy sobie płyn do płukania jamy ustnej? Czuję jakbym miała dostać wysypki.- Pytam, gdy Riley odwozi nas z powrotem Escaladem. Mel marszczy brwi z namysłem.
- Nie mogę ogarnąć, dlaczego to co właśnie zrobiłaś jest tak cholernie złe. To nie było nic wielkiego. Mam na myśli to, że całowałam już okropniejszych mężczyzn w okropniejsze części ich anatomii, wiesz? To co ty zrobiłaś nie było niczym wielkim.
- To jest pierdolona wielka sprawa!- Wrzeszczy Riley z przedniego siedzenia.
- Brooke, nie chcę ci tego mówić, ale Justin dowie się o tym i zrobi się bardzo, BARDZO CZARNY! -Mój żołądek zaciska się i kręcę głową walcząc o spokój. Ja całująca ten obrzydliwy tatuaż to coś czego naprawdę nie chcę sobie więcej przypominać. Nigdy. Więcej.
- Nie dowie się, jeśli mu nie powiesz, Riley. Po prostu się uspokójmy, dobrze?
- O czym on mówi?- Pyta Mel szczerze zdezorientowana.
- Co czarne?
- Ci ludzie upewnią się, by się dowiedział, B. I sprawią, żeby było to bolesne. - Upiera się Riley.
Na mojej twarzy pojawia się zmarszczka, gdy zastanawiam się co mieli zamiar zrobić po moim przybyciu. Zaplanowali to wszystko tak, aby Jus się dowiedział? Kręcąc głową spoglądam z miejsca, w którym siedzę z Mel na oskarżycielskie jasne oczy Riley’ego we wstecznym lusterku.
- Riley, a czego się po mnie spodziewałeś? Nie mam takich pięści jak ten drań i muszę używać innych środków, by dostać to czego chcę, a chcę wydostać moją siostrę z uścisku tego gnoja!
- Jezusie, mam nadzieję, że jest tego warta.
-Jest, Riley. Jest. Przyjdzie po finałowej walce w Nowym Jorku. Jest moją siostrą. Pocałowałabym chodnik i polizała toaletę, jeśli dzięki temu miałabym pewność, że nic jej nie jest. Musisz zrozumieć!
- To takie obrzydliwe, Brooke.- Piszczy Melanie śmiejąc się.
- B, Jus jest dla mnie jak brat. To go…- Riley kręci głową i zdaje się, że daje upust swojemu gniewowi poprzez ciągnięcie za włosy i przeczesywaniu ich palcami.
- Miejmy nadzieję, że nie dowie się, że ty…- Znowu kręci głową chwytając w włosy w pięść.
- Bardzo dużo dla mnie zrobił. Dla mojej rodziny, kiedy moi rodzice zachorowali. Justin jest cholernie
dobrym człowiekiem. Nie zasługuje…
- Riley, ja go kocham.- Słowa wyrywają się ze mnie poprzez ból i frustrację spowodowaną faktem, że pocałowałam jego wroga.
- Wierzysz, że celowo bym go zraniła? Nie chcę go w to mieszać właśnie dlatego, że go kocham. Nie widzisz? Nie chcę, żeby ogarnęła go czerń przeze mnie. Boże! -Riley zatrzymuje się na światłach, a potem znowu szuka moich oczu w lusterku wstecznym. Zaciska usta potakując.
- Rozumiem, B. -Nagle czuję się taka krucha i odsłonięta, że wiercę się na fotelu.
- Proszę, nie mów mu. Nie mówię tylko o dzisiejszej klapie, ale też o tej drugiej części. -Potakuje w milczeniu, i gdy już idziemy do naszego pokoju, dodaję.
- Riley, dziękuję, że nas zawiozłeś.- Potakuje i kiedy odchodzi ignorując Melanie, która wbija oczami niewidzialne sztylety w jego plecy.
- Ten facet działa mi na nerwy.
- Myślę, że ty mu też.
- Tak myślisz?- Patrzy na mnie wilkiem, a potem jej oczy rozszerzają się z czystego niedowierzania.
- Masz na myśli, że mnie nie lubi?- Jęcząc na jej tępotę, pcham ją w jego kierunku.
- Mel, po prostu prześpij się z nim.
- Nawet go nie lubię. - Kłóci się, ale ja już weszłam do windy kierując się na poziom P i przesuwam kartę w drzwiach naszego pokoju z dzikim oczekiwaniem aż znowu go zobaczę.
Siedzi przy biurku z otwartym laptopem i muzyką na uszach. Kiedy podchodzę, podnosi głowę i gdy ta zuchwale przystojna twarz z tymi rozczulającymi karmelowymi oczami patrzy na mnie, nie kontroluję drżenia mego wnętrza.
Jego sterczące ciemne włosy połyskują w łagodnym oświetleniu pokoju hotelowego.

Emanuje czystą, surową męskością w tych wygodnych spodniach od dresu i ciasnym t-shircie.
Widok jego pełnych ust budzi we mnie oszalały głód i czuję fizyczny ból z pragnienia poczucia ich na sobie. Jego ramion na mnie. Jego głosu mówiącego mi, że wszystko będzie dobrze. Bo z każdą mijającą sekundą, nienawidzę siebie coraz bardziej za to, co zrobiłam.
Ale Justin obronił mnie przed swoimi fanami, a ja obronię go przed tym. Przed wszystkim. Zwłaszcza przed Skorpionem. Obronię go tak, by stanął z nim twarzą w twarz tylko na ringu. Będę oglądała z przyjemnością jak doprowadza faceta do stanu, w którym będzie żałował, że nie jest martwy.
Bliska eksplodowania przez moje emocje, wskakuję mu na kolana, a potem zdejmuję mu słuchawki i na chwilę zakładam je sobie sprawdzając czego słucha. W moje uszy wdziera się szalona, rockowa piosenka i marszczę brwi w konsternacji.
Obserwuje mnie przyciemnionymi karmelowymi oczami, które spowija mgła, kiedy pochyla się, by pocałować mój nos. Łapie mnie za szczękę i zmysłowo przesuwa kciukiem po moich ustach. Mój żołądek kurczy się i boję się, że Justin widzi ten strach i nienawiść jaką żywię do siebie.
Kładę jego słuchawki na biurku, wstaję i biegnę do łazienki. Czuję się tak zbrukana, że myję zęby i przepłukuję usta płynem do higieny jamy ustnej aż robią się napuchnięte. Ledwo robię krok i nagle czuję potrzebę, by wrócić do środka i powtórzyć proces. Przez to okropne uczucie na mojej skórze przysięgam, że czuję jakby żywy skorpion wspinał się po moim policzku. Zżera mnie to.
W końcu wychodzę. Moje usta są miętowo świeże i nawet straciłam czucie w wargach z powodu tej czystości.
Justin odłożył słuchawki na bok. Skupia na mnie całą swoją uwagę, jego ciemne brwi są zmarszczone, gdy obserwuje mój powrót. Wygląda na zdezorientowanego i lekko nieufnego. Robię się tak rozemocjonowana widząc go, że boję się, iż w każdej chwili się złamię.
Nienawidzę tego uczucia, że już na niego nie zasługuję, nawet jeśli chciałam tylko zapewnić mu bezpieczeństwo i nie plątać go w to. Nigdy w całym moim życiu nie chciałam tak dbać o kogoś jak chcę kochać i dbać o  niego. Bolesna gula buduje się w moim gardle.
- Justin. - Mówię. Moje serce wali, bo nie wiem jak dam sobie radę, jeśli będzie pytał mnie o ten wieczór.
- Potrzymałbyś mnie trochę? - Desperacko pragnę znaleźć się na moim specjalnym miejscu w jego ramionach, w miejscu, gdzie pasuję jak nigdzie indziej. Wygina się idealnie tworząc dla mnie gniazdo
cieplejsze niż cokolwiek innego. Tak bardzo tego chcę, że boli mnie serce w piersi.Czekam drżąc lekko, myślę że to widzi i lituje się.
- Chodź tutaj. - Mówi łagodnie. Odsuwa krzesło i wyciąga ramiona, a ja chętnie wtulam się w jego męskie objęcia. Chichocze, gdy wiercę się, by być jeszcze bliżej niego. Zachowuję się jak taka potrzebująca, że to zdaje mu się podobać i pojawiają się jego dołeczki.
- Tęskniłaś za mną?- Jego oczy tańczą, gdy chwyta moją twarz i czuję jego szorstkie dłonie na mojej szczęce i policzkach. Czuję jak obmywa mnie ta otucha, którą tylko Justin umie wzniecić.
- Tak. - Wyduszam.
Przytula mnie do siebie i trzyma blisko swojej piersi opuszczając usta do moich. Nasze wargi łagodnie ocierają się o siebie, potem łączą. Otwiera usta łagodnym oddechem, który pochłania moje wargi, jego język wysyła przeze mnie drgawki podniecenia.
Jego palce obrysowują zarys moich piersi, gdy przesuwa ustami po mojej szczęce i zakopuje nos za moim uchem wdychając mnie. Pojękuje z rozkoszy, a krew zaczyna pulsować w moim mózgu i z ekscytacją przeskakuje do mojego serca.
- Justin…- Proszę łapiąc jego t-shirt i unosząc na jego ramiona. Chwyta materiał w pięść i zdejmuje go przez głowę muskularnym ruchem. Szybko przesuwam rękami po jego piersi i całuję każdą jej część.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. - Wykrztuszam z siebie emocjonalnie. Całuję jego obojczyk, szczękę, łapię za włosy i przyciskam twarz do jego szyi, by tylko jeszcze bardziej zbliżyć się do tego mężczyzny.
Bierze mnie w ramiona i głaska po plecach, a potem bierze moją twarz w ręce i mówi.
- Ja też za tobą tęskniłem.- Zostawia pocałunek moich ustach, później na czubku nosa i na czole.
Drżę słysząc jego wyznanie.
- Ale ja tęskniłam za twoim głosem. Za twoimi dłońmi. Za twoimi ustami…za byciem z tobą…za patrzeniem na ciebie…za dotykaniem ciebie…za wąchaniem ciebie…- Milknę. Pachnie tak dobrze jak to on, czysto i męsko. Wpijam się w jego usta z większą desperacją.
Na początku wolno odwzajemnia mój pocałunek, potem z większą gwałtownością, kiedy odpina guziki mojej koszuli i rozbiera mnie szybkimi, niecierpliwymi rękami.
Wiem, że nie jest tak słownie sugestywny jak ja, ale czuję jego palący pośpiech, kiedy chwyta mnie za biodra i przyciąga z powrotem na swoje kolana. Tak jakby tak bardzo musiał być we mnie jak ja muszę poczuć jak mnie wypełnia. Jestem naga, on nadal ma na sobie spodnie dresowe. Umieram z miłości i potrzeby fizycznego kontaktu z nim.Moje całe ciało zaciska się, gdy jego gorący i pulsujący wzwód pulsuje między moimi udami. Czuję w sobie ogromną potrzebę podarowania mu czegoś, czego jeszcze nigdy nie dałam żadnemu mężczyźnie.
Czuję niekontrolowane drżenie, gdy zsuwam się między jego potężne uda, a on w tym
samym czasie ściąga spodnie i zsuwa je na uda. Widzę jego tatuaż w kształcie gwiazdy, a potem jego wzwód uwalnia się, i gdy tylko moje kolana dotykają dywanu dotykam palcami i rękami jego gorącą twardości, jego ciężkich jąder tak pełnych i gotowych na mnie.
- Chcę cię pocałować tutaj…- Mój głos drży od pożądania, gdy patrzę na jego ściągniętą pragnieniem twarz oczami, których ciężko mi nie zamknąć przez to żądzę.
- Justin, chcę utonąć w tobie. Chcę poczuć twój smak…we mnie… -Z jego gardła wydobywa się wygłodniały męskich dźwięk rozkoszy, gdy biorę go do ust. Wplata wszystkie palce w moje włosy i powoli wygina biodra w moje usta. Delikatnie daje mi to, o co prosiłam i bierze to, co tak desperacko chcę mu dać. Moja cipka pali się mokrością z każdą kroplą nasienia, które smakuję. Jestem tak
odurzona tym mężczyzną, że nie mogę przestać upajać się jego miną, gdy pieszczę językiem jego potężną, twardą długość.
Rozpada się tak samo jak ja, kiedy dodaję zęby, ssę jego czubek, a potem wkładam tak głęboko do gardła, że muszę powstrzymywać odruch wymiotny, a i tak chcę więcej. Nigdy nie będę miała dość tego mężczyzny. Gdy już nie kontrolując siebie wchodzi w moje usta, jego palce chwytają w pięści moje włosy, a mięśnie zaciskają się na orgazm i nagle widzę, że obserwujące mnie oczy są trochę mniej karmelowe.

~~~~

Za całą pewnością jest pobudzony. Całkowicie. Super. Pobudzony. Pete mówi, że termin medyczny to maniakalny. I podejrzewa, że ten epizod został zapoczątkowany w wieczór, gdy wyszłam z Melanie
i Riley’m. Jus zadał Pete tylko trzy pytania i żadne nie miało nic wspólnego z finansami, które mu tłumaczył. Powiedziała, że o której wróci? Jesteś pewien, że Riley pojedzie po nią?
Czemu do kurwy nędzy to tak długo trwa?

Pete powiedział, że zamknął temat pieniędzy i wysłał Justina do pokoju jak tylko Riley napisał mu, że wracamy. I właśnie wtedy znalazłam go jak słuchał najgłośniejszego rocka jaki słyszałam w życiu i przez cały czas miał posępną, zamyśloną minę. Myślał, że nigdy nie wrócę?
Czy właśnie to robi, gdy jego wewnętrzne trybiki zaczynają obracać się coraz szybciej? Słucha hard rocka?Nie wiem. Wiem tylko, że pieprzył mnie cztery razy tej nocy, jakby jeszcze raz musiał mnie posiąść. Z Justina wylazło niezłe ziółko i wygląda jakby pił Red Bulla 24/7. Jakby był w pełni naładowany. Jego zwyczajowa zarozumiała postawa przybrała teraz dziesiątą potęgę.
Dzisiejszego poranka atakuje mnie w łóżku jak lew.
- Wyglądasz dzisiaj szczególnie dobrze, Brooke Dumas. Dobrze, ciepło, mokro i nie miałbym nic przeciwko zjedzeniu cię na śniadanie z mojego talerza.- Jego język zostawia mokrą ścieżkę pomiędzy moimi piersiami, a potem rozgrzewa się i liże mój obojczyk. Mój lew zawsze tak robi.
- Brakuje tylko wisienki, ale jestem pewien, że mamy jakąś. - Figlarność w jego oczach roznosi mnie, gdy pokazuje wiśnię ukrytą w ręce. Pewnie zabrał ją z kuchni w nocy i czekał, by rzucić ją na mnie w chwili, gdy się obudzę. O Panie, w rzeczy samej, jest drapieżnikiem.
Pojękując sennie obracam się na plecy i patrzę na jego zatrzymującą serce przystojną
twarz. Zarost na szczęce. Migoczące ciemne oczy. Uśmiech z dołeczkami. Boże, już po mnie.
- Kto jest twoim mężczyzną?- Pyta ochryple i całuje mnie pocierając wisienką o moją łechtaczkę.
- Kto jest twoim mężczyzną, kochanie?
- Ty.- Jęczę.
- Kogo kochasz? -Drgawki rozchodzą się po moich kończynach, gdy tak torturuje moją łechtaczkę
wisienką i w tym samym czasie penetruje mnie jednym, długim palcem. Oszołomiona wpatruję się w jego oczy. Widzę miniaturowe drobinki brązu w ich tajemniczych  głębinach i och, tak bardzo chce mu powiedzieć 'Ciebie, nigdy nie kochałam nikogo oprócz ciebie', ale nie mogę. Nie tak, nie kiedy może nawet nie pamiętać.
- Remy, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Szeptam i bezwstydnie chwytam jego członka. Niecierpliwie przyciągam go do siebie i pocieram moją obrzmiałą płeć o jego twardego penisa, znowu mnie wącha. Przez cały tydzień jest w trybie bardzo wymagającego traktowania i ledwo za nim nadążam, ale naprawdę to uwielbiam. Podróżuję z nim po wzlotach. Jego uśmiechy płoną.
Teraz musi sobie robić przerwy w treningu na seks. Nie może mnie widzieć bez potrzeby zerżnięcia mnie. Kiedy idę go rozciągać to chce mnie, kiedy tylko go dotknę.
Teraz zauważam, że kiedy jest 'czarny', jego oczy nie są tak naprawdę czarne, ale bardzo ciemnobrązowe z plamkami złota i brązu. Ale jego nastrój jest…jakiś taki…czarny. Nie zawsze, ale czasami. Albo jest bardzo uniesiony, albo bardzo upierdliwy.
Czasami nic nie sprawia mu radości. Diane karmi go gównem. Trener nie trenuje z nim wystarczająco mocno. A ja za dużo patrzę na Pete’a, na miłość boską. Ale nawet choć to brzmi niedorzecznie, te rzeczy wydają się być bardzo ważne dla Justina i teraz wygląda na to, że cały mój dzień jest pochłonięty jego energią i wytrzymałością, za którymi próbuję nadążyć.
- Dlaczego są tutaj ci wszyscy ludzie?- Pytam, kiedy lądujemy w Nowym Jorku i widać tłum gapiów przy FBO, gdzie zatrzymuje swój odrzutowiec. Ledwie przytrzymuje ich żółta taśma i ochrona lotniska.
- Dla mnie, a dla kogo. - Deklaruje. Brzmi na tak zarozumiałego, że nawet Pete rechocze.
- Justin, wysiadaj.- Mówi. Uwodzicielsko przyciąga mnie do siebie.
- Chodź tutaj, kochanie. Chcę, by ci dobrzy ludzie wiedzieli, że jesteś ze mną.- Duża, pewna ręka chwyta mnie za pośladek, gdy zaczynają się flesze.
- Justin! - Śmieje się i wpuszcza do limuzyny Hummera przed innymi. Przyciska mnie do swojego
boku, przykłada usta i całuje tak jakby to była nasza ostatnia noc na Ziemi. Jego głód jest dziki i nieposkromiony.
- Chcę cię zabrać gdzieś dzisiaj.- Dyszy w moje usta.- Jedźmy do Paryża.
- Dlaczego do Paryża?
- A dlaczego kurwa nie?
- Bo masz walkę za trzy dni!- Rozśmiesza mnie, gdy jest taki. Chwytam go i odwzajemniam pocałunek głęboko i szybko zanim wsiada reszta.
- Jedźmy wszędzie, gdzie jest łóżko.- Szeptam.
- Zróbmy to na huśtawce.
- Justin!
- Zróbmy to w windzie.- Nalega. Kiwam palcem wskazującym w kierunku mojego dużego, niegrzecznego chłopca i  śmieję się.
- Nigdy, przenigdy nie zrobię tego w windzie, więc będziesz musiał znaleźć kogoś innego.
- Chcę ciebie. W windzie.
- A ja chcę ciebie. W łóżku. Jak normalni ludzie. -Jego wzrok nurkuje poniżej mojej talii i jego mina zmienia się z żartobliwego, uśmiechającego się boga seksu w mrocznego, głodnego na seks boga seksu.
- Chcę cię w tych spodniach, które masz na sobie. -Potakuję, szczerzę się i splatam moje palce z jego czując ciepło i wiedząc, że jestem pożądana. Całuję każdą z jego posiniaczonych kostek.
Przechyla głowę w zaciekawieniu i jego dołeczki powoli znikają. Wygląda tak jakby nikt przede mną nie poświęcał mu takiej uwagi. To nagle sprawia, że chcę mu dać więcej. Więc robię to.
Przysuwam się bliżej niego, biorę jego szczękę w ręce i całuję jego twardy policzek.
Przesuwam rękami przez jego włosy obserwując jak jego wzrok robi się coraz cięższy od
pożądania i czegoś innego. Czegoś, co sprawia, że jego oczy wyglądają na tajemniczo mroczne i płynne. Drzwi samochodu otwierają się.
Wygląda na to, że Trener jedzie z przodu limuzyny, więc Pete, Riley i Diane siadają na
ławce naprzeciwko nas. Justin ściska moje palce, gdy próbuję się odsunąć... sam ten gest mówi mi bym tego nie robiła, a potem zsuwa się na kraniec swojego siedzenia i kuli swoje wielkie ramiona jakby próbował zrobić się mniejszy. Kiedy to się nie udaje przez jego rozmiar i mięśnie, przyciąga mnie bliżej. Pochyla głowę i kładzie ją na miękkiej części mojej klatki piersiowej mrucząc łagodnie, wzdycha.
Jestem tak zdziwiona, że nawet się nie ruszam.
Pete unosi brew, gdy widzi jak Justin jeszcze ciaśniej oplata ramiona wokół moich bioder i przyciąga tak bardzo aż jego głowa leży idealnie na mojej piersi. Pomrukuje i znowu wzdycha. Riley unosi obie brwi. Diane uśmiecha się czule jakby właśnie się rozpłynęła. Ja nie tylko się rozpłynęłam, ale jestem już płynna pod nim. Moi rodzice, trener i nauczyciel są cudownymi ludźmi, ale nie są fanami uścisków i
pocałunków jak na przykład moja przyjaciółka Melanie, która była zasypywana czułością i teraz rozgłasza ją po całym świecie jakby to był jej obowiązek. Ale sposób w jaki patrzy na mnie Justin, w jaki nie ukrywa swojego zainteresowania mną nawet przed swoją publiką podczas walk. Sposób w jaki właśnie się we mnie wtulił niczym duży niedźwiedź, który właśnie znalazł jaskinię na sen zimowy powoduje, że czuję ból w niesłychanie głębokich miejscach siebie. Cicho i z całą czułością na świecie, przeczesuję palcami jego sterczące, ciemne włosy. Później przesuwam paznokciem po jego uchu. Mocno oplata mnie ramionami w jakiś sposób trzymając mnie na uwięzi jak poduszkę.
- Chcecie trochę czasu wolnego, kiedy dotrzemy do hotelu?- Pyta nas Pete i ton jego głosu wibruje tak jakby dotknęła go jakaś głęboka emocja.
Jestem zajęta przesuwaniem palcami przez jego włosy, gdy czuję jak Justin potakuje na mojej klatce piersiowej. Nawet nie trudzi się podniesieniem swojej ciężkiej głowy.
Nigdy nie widziałam go tak spokojnego, gdy jest maniakalny. Albo żeby siedział tak nieruchomo.
Oszołomione miny Pete’a i Riley’ego całkowicie potwierdzają, że oni też nie.

Kiedy docieramy do naszych pokoi, przynoszą nam nasze walizki do apartamentu. A potem robię to, co zawsze. Odpinam moją i na początku stawiam małą kosmetyczkę pod umywalką.
Justin obserwuje mnie z drzwi z taką tęsknotą, że przestaję myć zęby. Mam usta pełne piany, gdy zauważam jego spojrzenie. Wygląda na głodnego. Bardzo głodnego. Prawie zdesperowanego. Gdy podchodzi, szybko wypłukuję usta i wycieram ręce w ręcznik. Nie uśmiecha się. Jego czarne oczy wsysają mnie w swoje głębiny. Podnosi mnie z łatwością i wnosi z powrotem do naszego pokoju.
Nic nie mogę poradzić na sposób w jaki drży moje wnętrze, kiedy wtulam się w jego szyję i wdycham go. Kładzie nas na łóżku. Myślę, że wiem czego chce, ale nie jestem pewna.
Więc czekam i obserwuję go przez chwilę.
Ściąga mi buty i rzuca je na bok, a potem słyszę głośne stuknięcie o podłogę jego własnych.
- Chcę twoich rąk na mojej głowie. - Potakuję i przesuwam się, by zrobić mu miejsce.
- Czy to uspokaja twoje rozbiegane myśli? -Kręci głową, potem bierze mnie za rękę i kładzie ją sobie na szerokiej piersi. Jego głos jest nierówny, kiedy bierze w pułapkę mój wzrok.
- Uspokaja mnie tutaj. - Uderza mnie zbitek emocji, gdy czuję pod dłonią bicie jego serca. Jest wolne i potężne tak jak mogą bić serca jedynie świetnych sportowców. Wpatruję się w jego oczy widząc w
nich tą samą tęsknotę co przed chwilą. Kocham go w takim stopniu, że przysięgam, iż moje serce właśnie zrównało się z jego rytmem.
Kładzie się obok mnie, oboje jesteśmy ubrani, kiedy układamy się na poduszkach.
Opuszcza głowę na moją pierś i wtula we mnie każdy kawałek swoich potężnych mięśni wąchając moją szyję. Schylam głowę, całuję czubek jego głowy i zaczynam przesuwać opuszkami palców po skórze jego głowy. Nie spał od wielu długich, niekończących się, niespokojnych, szalonych dni.
Dni, gdy czułam jak głaszcze mnie po włosach i plecach w nocy. Kiedy słyszałam ściszony dźwięk muzyki, której słuchał. Słyszałam jak je w kuchni o północy, bierze zimne prysznice, a kiedy te prysznice zdawały się nie pomagać, budziłam się, gdy miał zamiar kochać się ze mną.
Ale od tak dawna nie słyszałam, aby spał…
Więc, gdy słyszę jak jego oddech wyrównuje się i uprzytamniam sobie, że zasnął w moich ramionach, w środku dnia, w środku epizodu maniakalnego, nie wiem jak uda mi się utrzymać emocje puchnące w mej piersi. Po cichu wycieram łzę z policzka, a potem kolejną. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że taki mężczyzna istnieje albo, że mogłabym mieć coś takiego dla siebie. Te chwile. To... połączenie. Nigdy bym nie pomyślała, że ta desperacka, prawie bolesna tęsknota, którą do niego czuję może być odwzajemniona.
Pierwszy raz w życiu płacząc ze szczęścia, głaskam go po włosach, szczęce, szyi, ramionach. Po cichu kochając każdy jego milimetr, patrzę na jego idealne, pełne usta, twardą silną szczękę i czoło.
Światło słoneczne wkrada się do pokoju i oświetla go pozwalając mi spijać jego perfekcję jakbym była ćpunką. Nasze buty leżą na podłodze, przy drzwiach nadal pełne walizki. Jesteśmy w kolejnym pięknym apartamencie w kolejnym ekskluzywnym hotelu i przysięgam na moje życie, że nigdy nie czułam się tak kompletna jak w tej chwili. Z tym mężczyzną śpiącym w moich ramionach, z jego potężnymi ramionami wokół mnie, nosem między moimi piersiami, ciepłym oddechem na mojej skórze. W dziwnym miejscu, w nowym pokoju, z daleka od wszystkiego, co znałam…
Przykładam usta do jego ucha.
- To przez ciebie.- Szepczę zamykając oczy.
- Jestem szalenie szczęśliwa. Jestem w domu gdziekolwiek ty jesteś. -Jestem tak zdeterminowana, by pilnować jego snu, że rezygnuję z kolacji mimo, iż burczy mi w brzuchu. Wkrótce uspokaja się i przez cały czas obdarowuję jego duże, piękne ciało dotykiem, który cicho mówi...'Remington, kocham cię'.
Zaczyna wiercić się w środku nocy i jestem już wyczerpana, ale też zdeterminowana jak nigdy. Moje ramiona są ciężkie, ale dalej pieszczę go i głaszczę.
Budzi się z miękkim pomrukiem, chwyta mnie z łatwością i przysuwa do siebie tak, że
teraz to ja wtulam się w jego pierś. Ociężale całuje moje ucho.
- Brooke. - Mówi.Tylko jedno słowo.
Naznaczone snem, wypowiedziane tak nisko i intymnie, że mogłoby być oświadczynami, jakąkolwiek prośbą, na którą moją odpowiedzią byłoby i zawsze będzie 'tak'.
- Tak, Justin. - Szeptam głosem tak samo zaspanym jak jego, gdy wtulam się w jego obojczyk.
Warczy i powoli mnie wdycha.
- Moja Brooke.- Jego głos nadal jest gęsty i chrypiący.
Dotyka guzika moich obcisłych jeansów i czule całuje mnie w szyję. Klepie mnie w tyłek dużą ręką.
- Dlaczego nadal w nich jesteś? - Zanim przypominam sobie dlaczego, słyszę jak odpina guzik i zsuwa rozporek. Każdy mój mięsień zaciska się. Pojękuję i przyciskam nos do jego szyi wtulając się w niego jak kotek proszący o pieszczoty.- Czekałam aż zdejmie je ze mnie najseksowniejszy mężczyzna na świecie.

~~~~
Około 3 nad ranem Justin mruczy w moje ucho 'głodny' i wstaje, by napaść na kuchnię, a kiedy tak leżę w łóżku i rozciągam się to mój żołądek natychmiast się z nim zgadza.
Zapalam lampkę i ubieram się w pierwszą rzecz z walizki na jaką trafiam. To jeden z jego satynowych szlafroków z napisem RIPTIDE. Mocno zawiązuje pasek w talii, materiał jest cudowny i zimny na mojej skórze.  Szlafrok jest na mnie za duży, sięga mi aż do kostek, ale szczerzę się po prostu kocham nosić
jego ubrania. Idę za nim sprawdzić, co Diane zostawiła dla nas w kuchni.
Wewnątrz grzejącej szafki znajdują się dwa ciepłe talerze z kurczakiem w parmezanowej panierce, szpinak, buraczki i czerwone ziemniaki. Wyciągam je i gdy biorę sztućce widzę, że Justin już rozłożył się przy stole w jadalni. Ma na sobie parę luźnych spodni od dresu i cudownie gołą pierś.
Wybiera masło orzechowe natką selera i przeżuwa, ale przestaje jeść, kiedy mnie widzi i momentalnie przełyka to, co miał w ustach.
Jego oczy rozszerzają się, upuszcza selera i opiera się na krześle krzyżując swoje umięśnione ramiona tak, że atramentowe żyły uwidaczniają się na jego bicepsach. Wyglądają mrocznie i seksownie.
- Spójrz tylko na siebie. - Mówi i te słowa są warknięciem czystej, męskiej rozkoszy.
Słowo RIPTIDE przepysznie tli się w moje plecy, gdy podchodzę z talerzami uśmiechając się szeroko.
- Oddam go, kiedy wrócimy do łóżka. Kręci głową i poklepuje swoje kolano.
- Jeśli jest mój to jest i twój. -Stawiam jedzenie na stole, łapie mój tyłek przez satynę i przyciąga na swoje kolana.
- Jestem tak cholernie głodny. -Bierze plasterek czerwonego ziemniaka i wrzuca go do ust oblizując palce.
- Smakowałyby ci czerwone ziemniaki mojej mamy. Dodaje pieprz cayenne, by je zaostrzyć.- Mówię mu podnosząc kawałek i przeżuwam. Posmak rozmarynu i idealnie ugotowanych ziemniaków rozpływa się w moich ustach.
- Tęsknisz za domem? -To pytanie sprawia, że spoglądam na niego jak kończy jeść kolejnego ziemniaka i dociera do mnie, że on tak naprawdę nie miał domu. A miał?
Jego domem był ring bokserski i tony hoteli. Jego rodziną był jego zespół i fani. Moja pierś puchnie i prawie wybucha. Wtedy kiedy zamknął mnie razem z sobą w apartamencie hotelowym zaraz po tym
jak po raz pierwszy widziałam Pete’a usypiającego go, Justin był w depresji, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Trzymał się, mnie by nie oszaleć, ale tego o tym też nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że nie chciał bym opuściła ten pokój i nie chciał wpuścić nikogo innego. Chciał mnie tam. Chciał mojego dotyku tak jakby uziemiał go, a moje usta były jedynym ciepłem w jego zimnie, jedynym światłem w jego ciemności. Justin nie jest człowiekiem słów. Jest człowiekiem czynów i instynktu.
Czasami trzeba się zająć tym dużym, silnym mężczyzną i przysięgam, że chciałabym być dziewczyną, która się nim zajmie. Chcę być tym bardziej niż czymkolwiek kiedykolwiek.
On, który nigdy nie miał domu, chce wiedzieć czy ja tęsknię za domem?
Kiedy śpię jak królowa w miękkim łóżku, w jego ramionach, jem najlepsze potrawy jakie istnieją, wykonuję moją pracę i spędzam z nim czas, kiedy czasami jest zarozumiały, czasami zrzędliwy i zawsze uroczy?
Odkładam widelec, obracam się twarzą do niego i głaszczę koniuszkami palców zarost na jego szczęce.
- Kiedy nie jestem z tobą to tęsknię za domem. Ale kiedy jestem z tobą, to nie tęsknie za niczym.
- Jego dołeczki pojawiają się na chwilę i pochylam się, aby pocałować ten najbliżej mnie. Mruczy łagodnie i pociera swoim nosem o mój.
- Będę trzymał cię blisko, żebyś nie tęskniła. - Mówi.
- Tak, proszę. W zasadzie to jestem pewna, że dokładnie tutaj jest wystarczająco dużo miejsca.- Wiercę się znacząco na jego kolanach, a on podgryza moje ucho i przytula mnie mocno.
-Racja! -Śmiejemy się i kończy się na tym, że jemy z tego samego talerza tym samym widelcem i karmimy siebie na przemian.
Kiedy wyczuwam jego niespokojność, która przychodzi razem z manią, dociera do mnie, że wygląda jakby chciał mieć coś do roboty. Tak więc dostarczam mu tego, a on całkowicie mnie osacza drażniąc moje usta widelcem. Otwieram je posłusznie i pozwalam, by mnie karmił.
Uwielbiam sposób w jaki jego oczy ciemnieją za każdym razem, kiedy spogląda na moje otwierające się usta. Wsuwa wolną rękę pod satynowy rękaw i czule pieści mój triceps jednocześnie
obracając się z powrotem do talerza i nabierając trochę jedzenia dla siebie.
Patrzę jak bierze duży kęs, a potem czekam aż pokroi więcej kurczaka i nakarmi mnie nim razem z pozostałymi przysmakami. Patrzy jak gryzę, chłonę i w końcu przełykam. Jego usta układają się w czuły uśmiech.
- Do kogo należysz?- Pyta miękko i głaszcze mnie po kręgosłupie. Moje serce rozpływa się, kiedy odkłada widelec i wsuwa tą rękę przez rozchylony materiał obejmując moją talię. Schyla głowę i całuje moje ucho szepcząc.
- Do mnie.
- Całkowicie do ciebie. - Obracam się i siadam na nim okrakiem. Zakopuję nos w jego grubej, ciepłej szyi i obejmuję ramionami jego szczupły pas.
- Zaczynam się bardzo denerwować tą dużą walką. A ty? -Z jego piersi wydobywa się chichot, gdy odsuwa się i zerka na mnie z góry. Wygląda  na bardzo rozbawionego.
- Dlaczego miałbym być?- Chwytam moją brodę i odchyla mi głowę do tyłu tak, że jego śmiejące się ciemne oczy łapią moje.
- Brooke, ja go rozniosę. -Pewność w jego głosie niesie ze sobą taką głębię i moc, że prawie żal mi Skorpiona. Justin nie tylko go rozniesie, ale też będzie się przy tym dobrze bawił.
- Justin, uwielbiam sposób w jaki walczysz, ale nie masz pojęcia jak mnie to wszystko stresuje.
- Dlaczego, Brooke?
- Bo tak. Jesteś… ważny dla mnie. Chciałabym, by nic nie mogło cię dotknąć, a co kilka wieczorów, jesteś po prostu…tam. Wiem, że wygrasz, ale i tak.
- Ale jesteś szczęśliwa, Brooke? Ze mną? -Jego twarz tężeje z tym pytaniem i nagle wygląda na super skupionego, prawie tak samo jak, kiedy pyta mnie: 'Podobała ci się walka?'
- Szalenie. - Przyznaję, przytulam go i wącham jego szyję. Uwielbiam to jak jego zapach
uspokaja mnie.
- Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Szalenie szczęśliwa i szalona. Nie chcę być bez ciebie ani chwili. Nawet nie chcę, żeby te wszystkie kobiety patrzyły na ciebie i krzyczały te rzeczy, które krzyczą.
- Jego głos zmienia się w ten intymny, którego używa podczas seksu.
- Jestem twój. To ciebie zabieram ze sobą do domu.- Wącha moją szyją, potem ociera się za uchem i szepta do mnie.
- Jesteś moją partnerką, zdobyłem cię.
Po tych słowach przesuwa mnie na bok i znowu zaczyna karmić.
Wygląda na to, że cieszy go obserwowanie jak moje usta otwierają się i zamykają na tym czym mnie karmi. Lubi mnie karmić i myślę, że ta obsesyjna męska satysfakcja, którą z tego czerpie pochodzi od jego przodka, Neandertalczyka.
Pochłaniamy całe jedzenia, pieścimy się i całujemy. Opowiadam mu o Melanie, o tym jak ona i Riley spali ze sobą jednej nocy i wygląda na to, że teraz stali się dobrymi SMS-owymi przyjaciółmi.
Śmieje się.- Opowiedz mi więcej. - Zachęca mnie, jedząc dalej. Więc opowiadam mu o moich rodzicach, o tym jak kiedyś Nora zakochiwała się we wszystkim, co miało nogi, a on uśmiecha się. Kocham sprawiać, że się uśmiecha.

- Pamiętasz coś miłego o swoich rodzicach?- Pytam, kiedy wracamy do głównej sypialni i kładę się do łóżka.
- Moja matka kreśliła na mnie znak krzyża każdego wieczoru.- Zamyka drzwi na klucz i wiem, że to po to, aby ukrócić poranne wtargnięcie Riley’ego i przyłapanie nas nago.
- Kreśliła go na moim czole, ustach i sercu.
- Była religijna? - Justin wzrusza dużymi ramionami i widzę, że zatrzymuje się przy swoim bagażu
podręcznym, by wyciągnąć iPada i słuchawki. Szczerze, myśl o rodzicach Justina jest dla mnie torturą. Jak ktoś tak religijny mógł opuścić najbardziej skomplikowaną i piękną istotę ludzką jaką kiedykolwiek poznałam? Jak mogli?
Justin zanosi swoje rzeczy na stolik nocny i widzę, że ustawia wszystko blisko siebie.
Przygotowuje się do przytulania mnie przez całą noc, bo ma świadomość tego, że nie zaśnie.
- Tęsknisz za swoją rodziną?- Pytam, kiedy dołącza do mnie. Łóżko skrzypi, kiedy Justin kładzie się do łóżka i momentalnie sięga po mnie.
- Nie można tęsknić za czymś czego nigdy się nie miało. -Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, chcę jednocześnie płakać, karmić i chronić go przed wszystkimi, którzy go skrzywdzili.
Rozwiązuje pasek szlafroka i zsuwa satynę z moich ramion. Lubi, gdy jestem naga, bo wtedy może oddawać się temu swojemu lwiemu lizaniu, a ja lubię sprawiać mu przyjemność.
Wyciągam ramiona i odrzucam szlafrok, a on przyciąga mnie do siebie, skóra na skórze.
Nagle z całą mocą chcę dać mu wszystko, co mam. Moje ciało, duszę, serce, rodzinę.
- Gdybym ci coś powiedziała. - Szeptam, gdy znajdujemy nasze ulubione miejsce leżąc twarzą w twarz z moją nogą pomiędzy jego udami. Nasze ciała są splątane i dotykają się tak bardzo jak to możliwe.
- Będziesz jutro pamiętał? -Zakrywa nas pościelą i przysuwa moją twarz do swojej szyi, a jego ręce wędrują po moim kręgosłupie.
- Mam nadzieję, że tak.
Czuję jak jego stopy ruszają się niespokojnie obok moich, uśmiecham się i sięgam, aby pogłaskać go po włosach. Chcę pomóc mu się zrelaksować i pewien pomysł przychodzi mi do głowy. Doskonały pomysł. Taki, przez który zrozumie co chcę powiedzieć i w ten sposób nie będę zmuszała go do czegoś, z czym może nie czuć się dobrze. W zasadzie to w ogóle nie będzie musiał odpowiadać.
Sięgam do stolika nocnego, chwytam jego iPoda i słuchawki modląc się, by znaleźć tam, tą piosenkę. Szalenie ją lubię, ale nigdy, przenigdy nie identyfikowałam się z nią do tej chwili. Teraz chcę wykrzyczeć ten tekst Justinowi.
- Załóż. - Mówię podekscytowana. Szczerzy się, wiem jak kocha, kiedy puszczam mu muzykę.
Prostuje się na wezgłowiu łóżka, zakłada słuchawki, a potem przyciąga mnie na swoje kolana i układam się na nim. Odnajduję ją. To idealna piosenka na powiedzeniu mu, że szaleję za każdą wyjątkową cząstką niego. Tak więc wybieram 'I Love You' Avril Lavigne i włączam ją.
Słyszę jak zaczyna się muzyka i podniecenie mknie przez moje żyły, kiedy robi głośniej. Nawet z jego kolan słyszę jak tekst zaczyna mówić do niego.
Wiem, że jutro może tego nie pamiętać. Wiem, że jego oczy są czarne, i że puszczanie mu piosenki to nie to samo co wypowiedzenie tych słów, ale spędziliśmy ze sobą tyle nocy.
Trenujemy ze sobą, kąpiemy się razem, biegamy, jemy i karmimy siebie nawzajem, pieścimy i rozmawiamy. Myślę, że Justin nigdy nie otworzył się przed nikim tak jak przede mną.
Przez całe moje życie miałam wzniesiony mur i nigdy nikomu nie pozwoliłam przebić się przez niego dopóki nie dotarło do mnie, że był…już w środku.
Oddycham nim i żyję nim każdego dnia, nawet śnię o nim leżąc obok niego w łóżku.
Podekscytowana poza słowami, słyszę jak piosenka leci dalej i obserwuję jego twarz żując wargę. Badam jego reakcję. Każde słowo jest tak idealne, cała piosenka jest przeznaczona dla niego, łącznie z refrenem. Przysięgam, że właśnie go słyszę: 'Jesteś taki piękny, ale to nie dlatego cię kocham'.
Słucha patrząc na moją twarz, jest skupiony na moich rysach. Na moich pełnych ustach. Na bursztynowych oczach. Na wysokich kościach policzkowych.
- Puść ją jeszcze raz. - Jego głos jest tak ledwo słyszalny, że prawie musiałam czytać z ruchu jego ust, by zrozumieć co powiedział. Klikam przycisk „powtórz”, ale on zamiast słuchać jej jeszcze raz, przewraca mnie na plecy. Zakłada mi słuchawki, dopasowuje je do mojej mniejszej głowy, a piosenka znowu zaczyna lecieć.
W kolejnej sekundzie słucham 'I Love You', piosenki, którą właśnie mu puściłam. I, którą Justin Bieber teraz puszcza mi.  Zamykam oczy, moje serce drży w piersi. To, co do niego czuję nabrzmiewa we mnie aż czuję się pełna i bezsilnie zużyta od wewnątrz. Czuję jego usta na moich, piosenka gra w moich uszach, gdy zaczyna mnie całować w sposób, który nie jest seksualny, ale na pewno czuły.
To jest sposób w jaki Justin otwiera się na mnie. Czuję łaskotki od czubka głowy aż do podeszew stóp, gdy chłonę każdą rzecz jaką próbuje mi powiedzieć tą piosenką, ustami, delikatnym dotykiem.
To, że może niczego nie zapamiętać, nie znaczy, że jest to dla mnie mniej prawdziwe.

__________________________________________________________________________________

Będzie bałagan ugh :/
Czyż nie było to słodkie jak  Jus wtulał się w Brooke awwh *__*
Czy wy też chcecie takiego Misiaka Przytulaka?

__________________________________________________________________________________

Na moim profilu znajdziecie Mine book 2
Przygotowałam już do drugiej części, bo moi mili zbliżamy się do końca Real
Możecie wejść i dać znać czy podoba wam się header ( który zrobiłam sama)  :)

Do następnego Miśki
xx