wtorek, 21 lipca 2015

11. Potajemne spotkanie.


Mamy spotkać się z Norą w małej, japońskiej restauracji znajdującej się cztery przecznice od naszego hotelu, ale czuję się okropnie przez okłamywanie Justina co do tego wieczoru.
- Umówię się z nim na spotkanie biznesowe. - Zapewnił mnie Pete, kiedy tego ranka  spotkaliśmy się na sali gimnastycznej.
- Powiem, że ty i Melanie zwiedzacie, i że Riley odbierze was po obiedzie, aby Justin mógł obgadać ze mną swoje miesięczne wydatki finansowe. -Potakuję z zadowolenia, ale przyznaje, że nadal nie jestem tym podekscytowana. W ogóle. Po południu już mnie mdli i jestem podenerwowana, ale nawet wtedy pozwalam głębokiej, potajemnej części siebie cieszyć się sposobem w jaki Justin obserwuje mnie z
ringu. Macham do niego z drzwi sali i pokazuję na Mel, która stoi obok mnie w całej swojej okazałości, czyli miniówce i topie na cienkich ramiączkach. Mówię do Justina bezdźwięcznie.
- Wychodzę z Mel. - Zdejmuje kask, by rzucić mi uśmiech i przytakuje szybko, jego oczy błyszczą tak jak, gdy widzi mnie podczas walk i tylko ręka Mel na moim łokciu wydaje się powstrzymywać mnie przed  wskoczeniem na ring i pocałowaniem jego destrukcyjnie pięknych dołeczków. Ubieram się na górze w przyzwoitą i wygodną bluzkę z guzikami i formalne czarne spodnie.
- Nadal nie rozumiem dlaczego nie chcesz, żeby Justin o tym wiedział. - Mówi Melanie, gdy Riley wiezie nas do restauracji.
- Bo Justin ma pewne tendencje samca alfa.
- Kiedy ostatnio sprawdzałam to było seksowne.
-Mel, to nie jest film. Nie chcę, by stracił koncentrację albo wpadł w kłopoty przeze mnie. -Mel prycha.
- Pozbawiasz swój związek całego romantyzmu, Brooke. - Jęczę, a potem walę czołem w okno z całkowitej desperacji.
- Mel, już i tak źle się z tym czuję. Proszę. Ludzie, którzy żyją z tego co on są uważani za zabójcze bronie. Nie mogą walczyć legalnie poza ringiem, rozumiesz?
- Tak. Chociaż nie ogarniam, dlaczego facet nie może walczyć swoimi pięściami na ulicy podczas, gdy inni biegają sobie na legalu z bronią. Naprawdę powinnam poskarżyć się senatorowi.
- W porządku, moje panie, przełóżmy list do Kongresu na później, bo już jesteśmy.

Melanie patrzy gniewnie na Riley’ego, który otwiera tylnie drzwi i spogląda na nią w ten sam sposób, kiedy przechodzi obok niego. Nie mam pojęcia o co im chodzi. Melanie zazwyczaj jest słodka w stosunku do wszystkich, a Riley zazwyczaj jest łatwy w obyciu. Ale niech im będzie.
- Dzięki Riley, zaraz wrócimy. - Mówię do niego.
- Akurat, idę z wami.
- Nie potrzebujemy cię. - Mówi Melanie rzucając mu władcze spojrzenie z zadartym nosem.
- Brookey i ja świetnie radziłyśmy sobie przez dwadzieścia cztery lata bez twojej pomocy.
- Robię to dla Justina, nie dla was. - Mówi sztywno Riley.
Na szczęście przestają się sprzeczać, gdy wchodzimy do restauracji.
Omiatam wzrokiem cichą atmosferę tego miejsca. Widzę pomalowane na zielono ściany, na których wiszą w ramkach przeróżne zdjęcia surowych dań rybnych. Potem moje oczy przesuwają się po dziesiątkach czarnych, drewnianych stołów. Wszystkie są puste poza jednym.
Ku mojemu oszołomieniu jedynymi ludźmi tutaj, poza naszą trójką stojącą przy drzwiach, jest zaniepokojony Japończyk, który obserwuje nas zza sushi baru; siedząca sztywno przy okrągłym stole w dalekim końcu Nora... trzej wysocy, napakowani mężczyźni, w których rozpoznaję tych samych kolesi, którym miałam przyjemność roztrzaskać czaszki w klubie i oczywiście, wielki Skorpion, który teraz idzie w naszą stronę jakby był cholernym gospodarzem wieczoru.
Nie wiem czy pociągnął za jakieś sznurki u menadżerów restauracji, zajął posiadłość przez onieśmielenie czy banknoty z Benjaminem Franklinem. W sumie to kto na zdrowym umyśle chciałby jeść obiad wśród takich typków? No cóż. Najwyraźniej moja siostra.
Nora zawsze była tą romantyczną, zawsze chciała 'uratować' jakiegoś kota, psa, szczura czy faceta.
Ja nigdy nie kupowałam tych romantycznych bajeczek, które jej tak smakowały. Oczywiście dopóki nie poznałam Justina. Wypiję wszystko czym nakarmi mnie ten facet, temu nie zaprzeczę.
Teraz, gdy widzę jak Skorpion podchodzi tym swoim dużym, napakowanym, umięśnionym ciałem, momentalnie czuję żal, że Jus nie wie gdzie jestem. Istota strachu rozkwita głęboko w moim wnętrzu.
Strachu nie tylko przed tymi mężczyznami, ale przed tym co zrobiłby Justin gdyby dowiedział się, że byłam tutaj z nimi. Bycie w związku jest dla mnie takie nowe. Ja po prostu nie wiem, co by dla mnie zrobił. Ale wiem, że ja zrobiłabym wszystko dla niego. Łącznie z upewnieniem się, że pozostanie nieświadomy mojego spotkania z Norą.
Mam po prostu nadzieję, że nie pożałuję, iż wciągnęłam w to także Pete’a i Riley’ego.
Oddech więźnie mi w gardle z nerwów, kiedy Skorpion zatrzymuje się krok od nas.
Jego oczy są zielone i nieprzyjemne. To, łącznie z dochodzącym z baru zapachem ryby sprawia, że jest mi trochę niedobrze. Czarny tatuaż jest wszystkim, co widać na jego obrzydliwej twarzy. Nie rozumiem jak ktoś mógłby chcieć mieć to zwierzę na skórze. To trójwymiarowy tatuaż, gdzie skorpion wydaje się wchodzić mu do oka.
- Noo, czy to nie ta mała dziwka. - Rzuca we mnie słowami niczym kamieniami, a potem zerka za moje ramię.
- Gdzie Riptide? Znowu chowa się pod twoją spódnicą? -Przeszywa mnie gniew powodując, że gardło mocno zaciska się wokół moich słów.
-Miał lepsze rzeczy do roboty. -Mruży na mnie oczy, a potem spogląda na Melanie i Riley’ego.
- Tylko ty. - Mówi  wskazując palcem w moim kierunku.
- Możesz przejść. -Zaczynam przechodzić, ale blokuje mnie ramieniem i czerwony rumieniec powoli
wkrada się na jego twarz, jakby z niecierpliwego oczekiwania.
- Najpierw musisz pocałować skorpiona.- Z nieprzyjemnie połyskującymi oczami poklepuje obrzydliwego czarnego skorpiona na swoim policzku. Pokazuje zęby, są w całości pokryte rzędami diamentów. Moje organy zatrzymuję się w czystym szoku i przerażeniu na jego żądanie. Zaciskam
usta w odpowiedzi, a mój wzrok przeskakuje za jego ramię, przez małą restaurację do stolika
w kącie, przy którym siedzi Nora. Spotykam miodowy wzrok mojej siostry i przebiega mnie rozpacz, gdy widzę pustkę w jej oczach. Jak mam pozwolić, by sama to sobie robiła? Nie mogę. Po prostu.
Nie mogę.
Skorpion chce zabawić się i ustawić mnie. Chce pokazać mi, że dzisiaj to on ma władzę. Ale nie może ustawić mnie sobie, jeśli nie pokażę po sobie jak bardzo odpycha mnie jego żądanie.
Rozpaczliwie próbując przekonać siebie, że to nic nie znaczy i robię pozornie pewny krok naprzód. Ale moje całe ciało zaczyna się spinać tym, co mam zamiar zrobić i okropny rumieniec zażenowania szybko pali moją skórę.
- Brooke. - Mówi w ostrzeżeniu Riley. Brzmi to także jak prośba. Albo pocałuję ten głupi tatuaż albo skażę Norę na łaskę tego faceta albo zaryzykuję wplątanie Justina w sytuację z tymi gnojami, a tego też nie mogę zrobić. Przez okropny wzrok tego człowieka czuję jakby pełzł po mnie wąż.
Obserwuje jak się  zbliżam, ale ja koncentruję się jedynie na mojej siostrze przy stoliku za nim. Biorę głęboki  wdech i zabraniam sobie trząść się.
Kiedy robię ostatni krok, nagle jego żądanie staje się tak samo niemożliwe jak gdyby  poprosił mnie bym wspięła się na Everest i przekopała się aż do dna. Mój żołądek przewraca się w proteście i jestem niebezpiecznie blisko wymiotów na widok tego pełzającego, czarnego insekta. Śmierdzi rybą i czystym dupkiem. Żałuję, że nie mam na tyle pary, by spróbować sprać go na kwaśne jabłko.
Nagle przypomina mi się jak mój tata oglądał 'Fear Factor', gdzie ludzie robili różne  okropne rzeczy, kładli się w skrzyniach z żywymi wężami i skorpionami. Jeśli ludzie mogą to  robić dla pieniędzy, to ja na pewno mogę to zrobić dla siostry.
Odpycham dumę na bok i trzymając się mojej determinacji, tak mocno zaciskam usta do pocałunku, że wydają mi się kamieniami, gdy staję na palcach. Mdłości pną się po mojej piersi jeszcze zanim wchodzę w kontakt.
- Spójrzcie na to, pieprzona dziwka Justina całuje Skorpiona.- Jego kolesie plują słowami, a upokorzenie tymi słowami powoduje, że chcę uciec i schować się z siłą jakiej nie czułam od lat. Zniesmaczona sobą szybko całuję powietrze i staję na piętach.
- Proszę. Zrobione. - mówię nienawidząc tego, że mój głos drży. Jego śmiech jest głęboki, mroczny i okropny. Obraca się do swoich dryblasów.
- Czy ona mnie pocałowała? Czy suka Riptide naprawdę pocałowała Skorpiona? Nie wydaje mi
się.- Jego świdrujące zielonożółte oczy prześlizgują się z powrotem na mnie, a w połączeniu z tym gniewnym spojrzeniem sprawiają, że nie czuję się w tej chwili zbyt potężna.
- Nie poczułem twojego pocałunku. Teraz będziesz musiała go polizać.- Znowu pokazuje mi rzędy
diamentów. Moje oczy rozszerzają się w horrorze, a determinacja, by zobaczyć z siostrą chwieje
się na myśl, że miałabym polizać jakąkolwiek cześć tego człowieka. O mój Boże, tak bardzo chcę stąd uciec, że moje żyły już wydają się być rozwarte, krew pompuje się w moje mięśnie przygotowując mnie do ucieczki. Uciec do samochodu, z powrotem do mojego  Justina. Riley chwyta mnie, jego twarz jest zatroskana.
-Brooke. - Mówi w ostrzeżeniu i przywraca mnie do teraźniejszości. Przypominam sobie, dlaczego tutaj jestem, szybko uwalniam się i znowu staję twarzą w twarz ze Skorpionem.
Jak mam odejść? W jaki inny sposób uda mi się porozmawiać z Norą o tym gównie, w które się wpakowała? Sama myśl o niej, w uścisku tego Ludzkiego Robaka wzbudza wstręt.
Jak mam patrzeć na nią z tą szumowiną i nie zrobić nic, aby jej pomóc? Przełykam bolesną suchość w moim gardle, unoszę twarz z udawaną odwagą. Jestem zdesperowana, by zrobić wszystko byleby nie polizać tej okropności na obrzydliwym policzku tego człowieka.
- Pocałuję go, masz moje słowo.- Fear Factor. Możesz to zrobić dla Nory. Jeśli udało ci się przebiec sto metrów w 10.52 sek, to możesz pocałować tą głupią maskotkę na gębie tego frajera! Zło czai się w jego oczach, gdy bada mnie wzrokiem z namysłem, a potem wystawia mnie na próbę.
- Jeśli nie masz zamiaru go polizać, to będziesz musiała utrzymać pocałunek przez przynajmniej pięć sekund, hmm? Suko Justina? No dalej. Pocałuj skorpiona.- Poklepuje skorpiona i mój żołądek zaciska się spazmatycznie. Bardzo staram się zachować beznamiętną minę i pokazać Ludzkiemu Insektowi jak bardzo jestem nieporuszona jego  żądaniem.
Biorąc głęboki wdech i zakazuję swoim kolanom drżeć, gdy staję na palcach. Zaciskam usta i oczy, nienawiść i furia wypełniają moje wnętrze, gdy moje usta dotykając jego suchej, pomalowanej twarzy. Podtrzymuję kontakt i czuję, że przez te pięć sekund doznaję wewnętrznego zatrucia, a moje serce robi się czarne. Boli i zwija się w całkowitym i kompletnym zażenowaniu. Moje nogi chwieją się, gdy mija kolejna sekunda, a mój organizm jest sparaliżowany tym czyśćcem. Każdy gram mojego ciała czuje odrazę tym zepsuciem w ludzkiej postaci i jedynie czysta silna wola trzyma mnie na palcach.
To najdłuższe pięć sekund w moim życiu. Jestem upokorzona jak jeszcze nigdy, tak zła, że nie można tego wytłumaczyć i czuję się tak poniżona jak kiedy zobaczyłam zrozpaczoną siebie na YouTubie.
-W porządku. - Mówi z odpychająco szerokim uśmiechem, gdy staję na piętach zdziwiona, że jeszcze w ogóle czuję grunt. Wyciąga swoje grube ramię w kierunku Nory.
Czuję nienawiść do samej siebie, kiedy idę wyprostowana w kierunku Nory opierając się chęci pobiegnięcia do kuchni i wyszorowania ust do krwi. Są brudne i tanie. Nie, nie one. Ja czuję się brudna i tania. Myśl o całowaniu mojego pięknego Justina tymi samymi ustami sprawia, że łzy nachodzą mi do oczy, a gardło zaciska się.
Gdy docieram do stolika mojej siostry, już czuję się wypompowana. Wokół nas stoją puste stoliki, wszystkie oprócz naszego są zakryte obróconymi krzesłami. Na środku naszego stoi jeden elektryczna mała świeczka i pałeczki dla czterech osób.

- Nora.- Mój głos jest na pozór łagodny, ale wewnątrz jestem pakiet niezgodnych emocji. Jest tam nawet niechęć wobec mojej siostry, która obserwowała jak całuję obrzydliwy tatuaż jej chłopaka. Ale widząc jej pozbawiony życia wyraz twarzy, wiem, że dziewczyna, która siedzi naprzeciwko mnie, wychudzona i krucha, blada i nieszczęśliwa, tak naprawdę nie jest moją siostrą.
Sięgam po jej rękę na stole i jestem zasmucona, kiedy nie pozwala mi siebie dotknąć tylko chowa ją pod stołem lekko pociągając nosem. Przez chwilę patrzymy na siebie w ciszy i uderza mnie widok
tego czarnego skorpiona, który prawie wpełza do oka mojej siostry. To najbardziej chora rzecz jaką w życiu widziałam.
- Nie powinnaś tutaj być, Brooke.- Mówi, jej oczy spoczywają na mężczyznach, Riley’u i Melanie, którzy czekają w oszołomionej ciszy przy drzwiach. Kiedy nasze oczy znowu się spotykają, jestem zszokowana w pełni skierowaną do mnie wrogością jej spojrzenia.
Nagle i mnie ogarnia gniew, mrużę oczy.
- Mama chce wiedzieć czy podobały ci się australijskie krokodyle, Noro. Była zachwycona pocztówką, którą przysłałaś i nie może się doczekać, gdzie teraz się wybierzesz. Więc? Jakie były krokodyle, siostro? -Kiedy odpowiada jej głos zawiera w sobie cały świat goryczy.
- Najwyraźniej nie wiem.- Wyciera noc wierzchem dłoni i odwraca wzrok patrząc spode łba na komentarz o mamie.
-Noro...- Zniżam głos i wskazuję na pustą japońską restaurację mieszczącą Skorpiona i jego trzech kolesi, którzy obserwują nas z sushi baru.
- Naprawdę tego chcesz dla siebie? Masz przed sobą całe życie.
- I chcę jej przeżyć po swojemu, Brooke. -W jej tonie jest dużo postawy obronnej, więc próbuję nie brzmieć agresywnie.
- Ale dlaczego tutaj, Noro? Dlaczego? Mamie i tacie pękłoby serce gdyby wiedzieli w co się wplątałaś.
- Przynajmniej chronię ich przed prawdą! - Odszczekuje i to jest pierwsza iskra życia jaką widzę w jej złotych oczach.
- Ale dlaczego im to robisz? Rzuciłaś studia dla tego?
- Bo jestem już zmęczona tym, że porównują mnie do ciebie.- Patrzy na mnie ze złością, a potem zaczyna przedrzeźniać naszą matkę, gdy narzeka.
- 'Dlaczego nie robisz tego tak jak Brooke? Dlaczego nie znajdziesz sobie w życiu czegoś znaczącego tak jak Brooke?' Po prostu chcą, żebym była taka jak ty! A ja nie chcę. Jaki to ma sens? Ominęła cię cała zabawa dorastania, żebyś mogła zostać złotą medalistką, a teraz nie tylko nie jesteś olimpijską
medalistką, ale nawet już nie możesz biegać.
- Może już nie biegam, ale nadal mogę skopać ci tyłek.- Syczę ze złością. Jestem zraniona poza słowami tym, co do mnie mówi.
- No i co?- Kontynuuje.
- Byłaś najlepszą lekkoatletką na roku. Wszyscy nie przestawali mówić o tym jaki miałaś talent i jak ci się uda w życiu. Tylko to robiłaś i tylko o tym mówiłaś, a popatrz na siebie teraz! Nawet nie możesz robić tego, co kochałaś i prawdopodobnie skończysz jak mama i tata. Będziesz żyła przeszłością ze swoimi głupimi złotymi medalami nadal wiszącymi w twojej sypialni!
- Dla twojej informacji Noro, to teraz jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek! Gdybyś chociaż trochę uważała, to dotarłoby do ciebie, że moje życie toczy się dalej i pokierowało mnie w miejsca, o jakich nigdy nie marzyłam. Chcesz być niezależna? Rozumiemy to. Zrób to! Tylko bądź niezależna na własną rękę, a nie z jakimś facetem, który każe mi lizać swój okropny tatuaż, żebym mogła zobaczyć się z moją siostrą!
-Podoba mi się to, że jest opiekuńczy wobec mnie. - Odpala.- Walczy o mnie.
- Walcz sama o siebie, Noro. Obiecuję ci, że to da ci o wiele więcej satysfakcji. -Nora gniewnie podciąga nosem i wyciera go ręką patrząc na świecę, gdy zapada cisza. Jeszcze raz ściszam głos.
- Noro, bierzesz kokę? -Moja siostra zdaje się odwoływać do piątej poprawki i nie odpowiada, co tylko
podwaja mój niepokój i frustrację.
- Wróć do domu, Noro. Proszę. - Błagam szeptem tak, by tylko ona mnie słyszała. Dotyka nosa palcem, a potem spogląda na mnie i dalej pociera nim nozdrza. Podciąga nosem.
- Dlaczego miałabym wracać do domu? Żeby żyć przeszłością w wieku dwudziestu dwóch lat jak ty?
- Wolałabym żyć przeszłością niż być niczym. Co teraz osiągasz? Nie chcesz skończyć studiów?
- Nie, ty chciałaś to zrobić, Brooke. Ja chcę się bawić.
- Naprawdę? I dobrze się bawisz? Bo ja już nawet nie widzę uśmiechu na twojej twarzy. Może nie podobać ci się fakt, że nie udało mi się spełnić moich marzeń tak samo jak mnie, ale już przez to przeszłam. Tak się składa, że podoba mi tu, gdzie jestem teraz, Noro. Nie zaplanowałam tego, prawda, ale mam tyle innych rzeczy. Lepszych rzeczy. Mam świetną pracę, pracuję z niesamowitymi ludźmi i jestem w pierwszym związku w moim życiu.
- Z Riptidem?- Szydzi.
- Riptide nie bawi się w związki, siostro. Kobiety rzucają się na niego wszędzie, gdzie się pojawi. Przelatuje przez nie tak samo jak przez swoich rywali. Pieprzy je wszystkie i bardzo rzadko pyta o imiona. Widziałam go zanim ty tu trafiłaś. Nie zapominaj, że jestem dłużej w tym towarzystwie. Któregoś dnia spojrzy na kogoś innego, a ty będziesz też jego przeszłą dziewczyną!
- A twój cenny Skorpion będzie chciał być z tobą na wieczność? Nora, mężczyzna, z którym jesteś nie wygląda dobrze.- Syczę zerkając na niego przez ramię. Uśmiecha się szatańsko jakby słyszał każde słowo i nagle zżera mnie chęć, by mój mężczyzna wszedł na ring z tym dupkiem i zabił go. I nie mam wątpliwości, że Justin to zrobi. Będzie leżał na łopatkach bez życia. Może wtedy Nora będzie chciała odejść od tego frajera.
- Benny jest dla mnie dobry.- Wyjaśnia Nora lekko wzruszając ramionami.
- Dba o mnie. Daje mi to, czego potrzebuję.
- Masz na myśli kokę?- Wybucham w czystej furii. Marszczy brwi i nagle żałuję, że znowu włączyłam jej tryb obronny. Napięta cisza rozciąga się między nami i zaciskam ręce na kolanach dopóki moje
paznokcie nie wbijają się w dłonie. Próbuję się uspokoić i delikatnie z nią dogadać.
- Noro, proszę. Zasługujesz na o wiele więcej.
- Czas minął!- Przerywa nam głośne klaśnięcie i Nora wzdryga się, co potwierdza moje przypuszczenia. Nie chce być w domu, ale tutaj też nie. Czuje jakby nie miała dokąd pójść i nie może odejść, bo ma w nosie tyle kokainy, że nawet nie chcę o tym myśleć. Cholera.
- Jeśli nie chcesz znowu pocałować skorpiona, to teraz się z nią pożegnaj.- Skorpion
staje groźnie przy moim boku, a jego oczy połyskują tym wężowym żółtozielonym kolorem, który mówi mi jak bardzo chciałby mnie znowu upokorzyć.
Nora wstaje i przebiega mnie panika na myśl, że mogę jej więcej nie zobaczyć. Wstaję
doświadczając tłumu emocji. Chcę wziąć moją siostrę w ramiona i powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, ale w tym samym czasie mam też ochotę uderzyć ją za to, że jest taka uparta i głupia.
Zamiast tego, okrążam stolik i przytulam ją ignorując to jak sztywnieje, gdy przysuwam usta do jej ucha i odzywam się do niej głosem miękkim jak bawełna.
- Proszę, pozwól mi zabrać cię do Seattle. Po walce w Nowym Jorku, spotkaj się ze mną w damskiej toalecie. Będę miała dwa bilety do domu. Nie musisz tam zostawać, ale potrzebujesz czasu, żeby to wszystko przemyśleć.- Odsunąwszy się, patrzę znacząco na jej twarz. Cień niepokoju dotyka jej wyrazu twarzy, a potem potakuje, pociąga nosem i obraca się, by odejść. Widok jej pleców oddalających się w stronę wyjścia powoduje, że czuję jakbym już straciła coś bardzo dla mnie cennego.
Z tonącym żołądkiem czuję na sobie świdrujące oczka Skorpiona, gdy idę do Riley’ego i Melanie. Wychodzimy i nie mogę pozbyć się tego całkowitego i kompletnego poczucia brudu.
- Czy ktoś ma przy sobie płyn do płukania jamy ustnej? Czuję jakbym miała dostać wysypki.- Pytam, gdy Riley odwozi nas z powrotem Escaladem. Mel marszczy brwi z namysłem.
- Nie mogę ogarnąć, dlaczego to co właśnie zrobiłaś jest tak cholernie złe. To nie było nic wielkiego. Mam na myśli to, że całowałam już okropniejszych mężczyzn w okropniejsze części ich anatomii, wiesz? To co ty zrobiłaś nie było niczym wielkim.
- To jest pierdolona wielka sprawa!- Wrzeszczy Riley z przedniego siedzenia.
- Brooke, nie chcę ci tego mówić, ale Justin dowie się o tym i zrobi się bardzo, BARDZO CZARNY! -Mój żołądek zaciska się i kręcę głową walcząc o spokój. Ja całująca ten obrzydliwy tatuaż to coś czego naprawdę nie chcę sobie więcej przypominać. Nigdy. Więcej.
- Nie dowie się, jeśli mu nie powiesz, Riley. Po prostu się uspokójmy, dobrze?
- O czym on mówi?- Pyta Mel szczerze zdezorientowana.
- Co czarne?
- Ci ludzie upewnią się, by się dowiedział, B. I sprawią, żeby było to bolesne. - Upiera się Riley.
Na mojej twarzy pojawia się zmarszczka, gdy zastanawiam się co mieli zamiar zrobić po moim przybyciu. Zaplanowali to wszystko tak, aby Jus się dowiedział? Kręcąc głową spoglądam z miejsca, w którym siedzę z Mel na oskarżycielskie jasne oczy Riley’ego we wstecznym lusterku.
- Riley, a czego się po mnie spodziewałeś? Nie mam takich pięści jak ten drań i muszę używać innych środków, by dostać to czego chcę, a chcę wydostać moją siostrę z uścisku tego gnoja!
- Jezusie, mam nadzieję, że jest tego warta.
-Jest, Riley. Jest. Przyjdzie po finałowej walce w Nowym Jorku. Jest moją siostrą. Pocałowałabym chodnik i polizała toaletę, jeśli dzięki temu miałabym pewność, że nic jej nie jest. Musisz zrozumieć!
- To takie obrzydliwe, Brooke.- Piszczy Melanie śmiejąc się.
- B, Jus jest dla mnie jak brat. To go…- Riley kręci głową i zdaje się, że daje upust swojemu gniewowi poprzez ciągnięcie za włosy i przeczesywaniu ich palcami.
- Miejmy nadzieję, że nie dowie się, że ty…- Znowu kręci głową chwytając w włosy w pięść.
- Bardzo dużo dla mnie zrobił. Dla mojej rodziny, kiedy moi rodzice zachorowali. Justin jest cholernie
dobrym człowiekiem. Nie zasługuje…
- Riley, ja go kocham.- Słowa wyrywają się ze mnie poprzez ból i frustrację spowodowaną faktem, że pocałowałam jego wroga.
- Wierzysz, że celowo bym go zraniła? Nie chcę go w to mieszać właśnie dlatego, że go kocham. Nie widzisz? Nie chcę, żeby ogarnęła go czerń przeze mnie. Boże! -Riley zatrzymuje się na światłach, a potem znowu szuka moich oczu w lusterku wstecznym. Zaciska usta potakując.
- Rozumiem, B. -Nagle czuję się taka krucha i odsłonięta, że wiercę się na fotelu.
- Proszę, nie mów mu. Nie mówię tylko o dzisiejszej klapie, ale też o tej drugiej części. -Potakuje w milczeniu, i gdy już idziemy do naszego pokoju, dodaję.
- Riley, dziękuję, że nas zawiozłeś.- Potakuje i kiedy odchodzi ignorując Melanie, która wbija oczami niewidzialne sztylety w jego plecy.
- Ten facet działa mi na nerwy.
- Myślę, że ty mu też.
- Tak myślisz?- Patrzy na mnie wilkiem, a potem jej oczy rozszerzają się z czystego niedowierzania.
- Masz na myśli, że mnie nie lubi?- Jęcząc na jej tępotę, pcham ją w jego kierunku.
- Mel, po prostu prześpij się z nim.
- Nawet go nie lubię. - Kłóci się, ale ja już weszłam do windy kierując się na poziom P i przesuwam kartę w drzwiach naszego pokoju z dzikim oczekiwaniem aż znowu go zobaczę.
Siedzi przy biurku z otwartym laptopem i muzyką na uszach. Kiedy podchodzę, podnosi głowę i gdy ta zuchwale przystojna twarz z tymi rozczulającymi karmelowymi oczami patrzy na mnie, nie kontroluję drżenia mego wnętrza.
Jego sterczące ciemne włosy połyskują w łagodnym oświetleniu pokoju hotelowego.

Emanuje czystą, surową męskością w tych wygodnych spodniach od dresu i ciasnym t-shircie.
Widok jego pełnych ust budzi we mnie oszalały głód i czuję fizyczny ból z pragnienia poczucia ich na sobie. Jego ramion na mnie. Jego głosu mówiącego mi, że wszystko będzie dobrze. Bo z każdą mijającą sekundą, nienawidzę siebie coraz bardziej za to, co zrobiłam.
Ale Justin obronił mnie przed swoimi fanami, a ja obronię go przed tym. Przed wszystkim. Zwłaszcza przed Skorpionem. Obronię go tak, by stanął z nim twarzą w twarz tylko na ringu. Będę oglądała z przyjemnością jak doprowadza faceta do stanu, w którym będzie żałował, że nie jest martwy.
Bliska eksplodowania przez moje emocje, wskakuję mu na kolana, a potem zdejmuję mu słuchawki i na chwilę zakładam je sobie sprawdzając czego słucha. W moje uszy wdziera się szalona, rockowa piosenka i marszczę brwi w konsternacji.
Obserwuje mnie przyciemnionymi karmelowymi oczami, które spowija mgła, kiedy pochyla się, by pocałować mój nos. Łapie mnie za szczękę i zmysłowo przesuwa kciukiem po moich ustach. Mój żołądek kurczy się i boję się, że Justin widzi ten strach i nienawiść jaką żywię do siebie.
Kładę jego słuchawki na biurku, wstaję i biegnę do łazienki. Czuję się tak zbrukana, że myję zęby i przepłukuję usta płynem do higieny jamy ustnej aż robią się napuchnięte. Ledwo robię krok i nagle czuję potrzebę, by wrócić do środka i powtórzyć proces. Przez to okropne uczucie na mojej skórze przysięgam, że czuję jakby żywy skorpion wspinał się po moim policzku. Zżera mnie to.
W końcu wychodzę. Moje usta są miętowo świeże i nawet straciłam czucie w wargach z powodu tej czystości.
Justin odłożył słuchawki na bok. Skupia na mnie całą swoją uwagę, jego ciemne brwi są zmarszczone, gdy obserwuje mój powrót. Wygląda na zdezorientowanego i lekko nieufnego. Robię się tak rozemocjonowana widząc go, że boję się, iż w każdej chwili się złamię.
Nienawidzę tego uczucia, że już na niego nie zasługuję, nawet jeśli chciałam tylko zapewnić mu bezpieczeństwo i nie plątać go w to. Nigdy w całym moim życiu nie chciałam tak dbać o kogoś jak chcę kochać i dbać o  niego. Bolesna gula buduje się w moim gardle.
- Justin. - Mówię. Moje serce wali, bo nie wiem jak dam sobie radę, jeśli będzie pytał mnie o ten wieczór.
- Potrzymałbyś mnie trochę? - Desperacko pragnę znaleźć się na moim specjalnym miejscu w jego ramionach, w miejscu, gdzie pasuję jak nigdzie indziej. Wygina się idealnie tworząc dla mnie gniazdo
cieplejsze niż cokolwiek innego. Tak bardzo tego chcę, że boli mnie serce w piersi.Czekam drżąc lekko, myślę że to widzi i lituje się.
- Chodź tutaj. - Mówi łagodnie. Odsuwa krzesło i wyciąga ramiona, a ja chętnie wtulam się w jego męskie objęcia. Chichocze, gdy wiercę się, by być jeszcze bliżej niego. Zachowuję się jak taka potrzebująca, że to zdaje mu się podobać i pojawiają się jego dołeczki.
- Tęskniłaś za mną?- Jego oczy tańczą, gdy chwyta moją twarz i czuję jego szorstkie dłonie na mojej szczęce i policzkach. Czuję jak obmywa mnie ta otucha, którą tylko Justin umie wzniecić.
- Tak. - Wyduszam.
Przytula mnie do siebie i trzyma blisko swojej piersi opuszczając usta do moich. Nasze wargi łagodnie ocierają się o siebie, potem łączą. Otwiera usta łagodnym oddechem, który pochłania moje wargi, jego język wysyła przeze mnie drgawki podniecenia.
Jego palce obrysowują zarys moich piersi, gdy przesuwa ustami po mojej szczęce i zakopuje nos za moim uchem wdychając mnie. Pojękuje z rozkoszy, a krew zaczyna pulsować w moim mózgu i z ekscytacją przeskakuje do mojego serca.
- Justin…- Proszę łapiąc jego t-shirt i unosząc na jego ramiona. Chwyta materiał w pięść i zdejmuje go przez głowę muskularnym ruchem. Szybko przesuwam rękami po jego piersi i całuję każdą jej część.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. - Wykrztuszam z siebie emocjonalnie. Całuję jego obojczyk, szczękę, łapię za włosy i przyciskam twarz do jego szyi, by tylko jeszcze bardziej zbliżyć się do tego mężczyzny.
Bierze mnie w ramiona i głaska po plecach, a potem bierze moją twarz w ręce i mówi.
- Ja też za tobą tęskniłem.- Zostawia pocałunek moich ustach, później na czubku nosa i na czole.
Drżę słysząc jego wyznanie.
- Ale ja tęskniłam za twoim głosem. Za twoimi dłońmi. Za twoimi ustami…za byciem z tobą…za patrzeniem na ciebie…za dotykaniem ciebie…za wąchaniem ciebie…- Milknę. Pachnie tak dobrze jak to on, czysto i męsko. Wpijam się w jego usta z większą desperacją.
Na początku wolno odwzajemnia mój pocałunek, potem z większą gwałtownością, kiedy odpina guziki mojej koszuli i rozbiera mnie szybkimi, niecierpliwymi rękami.
Wiem, że nie jest tak słownie sugestywny jak ja, ale czuję jego palący pośpiech, kiedy chwyta mnie za biodra i przyciąga z powrotem na swoje kolana. Tak jakby tak bardzo musiał być we mnie jak ja muszę poczuć jak mnie wypełnia. Jestem naga, on nadal ma na sobie spodnie dresowe. Umieram z miłości i potrzeby fizycznego kontaktu z nim.Moje całe ciało zaciska się, gdy jego gorący i pulsujący wzwód pulsuje między moimi udami. Czuję w sobie ogromną potrzebę podarowania mu czegoś, czego jeszcze nigdy nie dałam żadnemu mężczyźnie.
Czuję niekontrolowane drżenie, gdy zsuwam się między jego potężne uda, a on w tym
samym czasie ściąga spodnie i zsuwa je na uda. Widzę jego tatuaż w kształcie gwiazdy, a potem jego wzwód uwalnia się, i gdy tylko moje kolana dotykają dywanu dotykam palcami i rękami jego gorącą twardości, jego ciężkich jąder tak pełnych i gotowych na mnie.
- Chcę cię pocałować tutaj…- Mój głos drży od pożądania, gdy patrzę na jego ściągniętą pragnieniem twarz oczami, których ciężko mi nie zamknąć przez to żądzę.
- Justin, chcę utonąć w tobie. Chcę poczuć twój smak…we mnie… -Z jego gardła wydobywa się wygłodniały męskich dźwięk rozkoszy, gdy biorę go do ust. Wplata wszystkie palce w moje włosy i powoli wygina biodra w moje usta. Delikatnie daje mi to, o co prosiłam i bierze to, co tak desperacko chcę mu dać. Moja cipka pali się mokrością z każdą kroplą nasienia, które smakuję. Jestem tak
odurzona tym mężczyzną, że nie mogę przestać upajać się jego miną, gdy pieszczę językiem jego potężną, twardą długość.
Rozpada się tak samo jak ja, kiedy dodaję zęby, ssę jego czubek, a potem wkładam tak głęboko do gardła, że muszę powstrzymywać odruch wymiotny, a i tak chcę więcej. Nigdy nie będę miała dość tego mężczyzny. Gdy już nie kontrolując siebie wchodzi w moje usta, jego palce chwytają w pięści moje włosy, a mięśnie zaciskają się na orgazm i nagle widzę, że obserwujące mnie oczy są trochę mniej karmelowe.

~~~~

Za całą pewnością jest pobudzony. Całkowicie. Super. Pobudzony. Pete mówi, że termin medyczny to maniakalny. I podejrzewa, że ten epizod został zapoczątkowany w wieczór, gdy wyszłam z Melanie
i Riley’m. Jus zadał Pete tylko trzy pytania i żadne nie miało nic wspólnego z finansami, które mu tłumaczył. Powiedziała, że o której wróci? Jesteś pewien, że Riley pojedzie po nią?
Czemu do kurwy nędzy to tak długo trwa?

Pete powiedział, że zamknął temat pieniędzy i wysłał Justina do pokoju jak tylko Riley napisał mu, że wracamy. I właśnie wtedy znalazłam go jak słuchał najgłośniejszego rocka jaki słyszałam w życiu i przez cały czas miał posępną, zamyśloną minę. Myślał, że nigdy nie wrócę?
Czy właśnie to robi, gdy jego wewnętrzne trybiki zaczynają obracać się coraz szybciej? Słucha hard rocka?Nie wiem. Wiem tylko, że pieprzył mnie cztery razy tej nocy, jakby jeszcze raz musiał mnie posiąść. Z Justina wylazło niezłe ziółko i wygląda jakby pił Red Bulla 24/7. Jakby był w pełni naładowany. Jego zwyczajowa zarozumiała postawa przybrała teraz dziesiątą potęgę.
Dzisiejszego poranka atakuje mnie w łóżku jak lew.
- Wyglądasz dzisiaj szczególnie dobrze, Brooke Dumas. Dobrze, ciepło, mokro i nie miałbym nic przeciwko zjedzeniu cię na śniadanie z mojego talerza.- Jego język zostawia mokrą ścieżkę pomiędzy moimi piersiami, a potem rozgrzewa się i liże mój obojczyk. Mój lew zawsze tak robi.
- Brakuje tylko wisienki, ale jestem pewien, że mamy jakąś. - Figlarność w jego oczach roznosi mnie, gdy pokazuje wiśnię ukrytą w ręce. Pewnie zabrał ją z kuchni w nocy i czekał, by rzucić ją na mnie w chwili, gdy się obudzę. O Panie, w rzeczy samej, jest drapieżnikiem.
Pojękując sennie obracam się na plecy i patrzę na jego zatrzymującą serce przystojną
twarz. Zarost na szczęce. Migoczące ciemne oczy. Uśmiech z dołeczkami. Boże, już po mnie.
- Kto jest twoim mężczyzną?- Pyta ochryple i całuje mnie pocierając wisienką o moją łechtaczkę.
- Kto jest twoim mężczyzną, kochanie?
- Ty.- Jęczę.
- Kogo kochasz? -Drgawki rozchodzą się po moich kończynach, gdy tak torturuje moją łechtaczkę
wisienką i w tym samym czasie penetruje mnie jednym, długim palcem. Oszołomiona wpatruję się w jego oczy. Widzę miniaturowe drobinki brązu w ich tajemniczych  głębinach i och, tak bardzo chce mu powiedzieć 'Ciebie, nigdy nie kochałam nikogo oprócz ciebie', ale nie mogę. Nie tak, nie kiedy może nawet nie pamiętać.
- Remy, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Szeptam i bezwstydnie chwytam jego członka. Niecierpliwie przyciągam go do siebie i pocieram moją obrzmiałą płeć o jego twardego penisa, znowu mnie wącha. Przez cały tydzień jest w trybie bardzo wymagającego traktowania i ledwo za nim nadążam, ale naprawdę to uwielbiam. Podróżuję z nim po wzlotach. Jego uśmiechy płoną.
Teraz musi sobie robić przerwy w treningu na seks. Nie może mnie widzieć bez potrzeby zerżnięcia mnie. Kiedy idę go rozciągać to chce mnie, kiedy tylko go dotknę.
Teraz zauważam, że kiedy jest 'czarny', jego oczy nie są tak naprawdę czarne, ale bardzo ciemnobrązowe z plamkami złota i brązu. Ale jego nastrój jest…jakiś taki…czarny. Nie zawsze, ale czasami. Albo jest bardzo uniesiony, albo bardzo upierdliwy.
Czasami nic nie sprawia mu radości. Diane karmi go gównem. Trener nie trenuje z nim wystarczająco mocno. A ja za dużo patrzę na Pete’a, na miłość boską. Ale nawet choć to brzmi niedorzecznie, te rzeczy wydają się być bardzo ważne dla Justina i teraz wygląda na to, że cały mój dzień jest pochłonięty jego energią i wytrzymałością, za którymi próbuję nadążyć.
- Dlaczego są tutaj ci wszyscy ludzie?- Pytam, kiedy lądujemy w Nowym Jorku i widać tłum gapiów przy FBO, gdzie zatrzymuje swój odrzutowiec. Ledwie przytrzymuje ich żółta taśma i ochrona lotniska.
- Dla mnie, a dla kogo. - Deklaruje. Brzmi na tak zarozumiałego, że nawet Pete rechocze.
- Justin, wysiadaj.- Mówi. Uwodzicielsko przyciąga mnie do siebie.
- Chodź tutaj, kochanie. Chcę, by ci dobrzy ludzie wiedzieli, że jesteś ze mną.- Duża, pewna ręka chwyta mnie za pośladek, gdy zaczynają się flesze.
- Justin! - Śmieje się i wpuszcza do limuzyny Hummera przed innymi. Przyciska mnie do swojego
boku, przykłada usta i całuje tak jakby to była nasza ostatnia noc na Ziemi. Jego głód jest dziki i nieposkromiony.
- Chcę cię zabrać gdzieś dzisiaj.- Dyszy w moje usta.- Jedźmy do Paryża.
- Dlaczego do Paryża?
- A dlaczego kurwa nie?
- Bo masz walkę za trzy dni!- Rozśmiesza mnie, gdy jest taki. Chwytam go i odwzajemniam pocałunek głęboko i szybko zanim wsiada reszta.
- Jedźmy wszędzie, gdzie jest łóżko.- Szeptam.
- Zróbmy to na huśtawce.
- Justin!
- Zróbmy to w windzie.- Nalega. Kiwam palcem wskazującym w kierunku mojego dużego, niegrzecznego chłopca i  śmieję się.
- Nigdy, przenigdy nie zrobię tego w windzie, więc będziesz musiał znaleźć kogoś innego.
- Chcę ciebie. W windzie.
- A ja chcę ciebie. W łóżku. Jak normalni ludzie. -Jego wzrok nurkuje poniżej mojej talii i jego mina zmienia się z żartobliwego, uśmiechającego się boga seksu w mrocznego, głodnego na seks boga seksu.
- Chcę cię w tych spodniach, które masz na sobie. -Potakuję, szczerzę się i splatam moje palce z jego czując ciepło i wiedząc, że jestem pożądana. Całuję każdą z jego posiniaczonych kostek.
Przechyla głowę w zaciekawieniu i jego dołeczki powoli znikają. Wygląda tak jakby nikt przede mną nie poświęcał mu takiej uwagi. To nagle sprawia, że chcę mu dać więcej. Więc robię to.
Przysuwam się bliżej niego, biorę jego szczękę w ręce i całuję jego twardy policzek.
Przesuwam rękami przez jego włosy obserwując jak jego wzrok robi się coraz cięższy od
pożądania i czegoś innego. Czegoś, co sprawia, że jego oczy wyglądają na tajemniczo mroczne i płynne. Drzwi samochodu otwierają się.
Wygląda na to, że Trener jedzie z przodu limuzyny, więc Pete, Riley i Diane siadają na
ławce naprzeciwko nas. Justin ściska moje palce, gdy próbuję się odsunąć... sam ten gest mówi mi bym tego nie robiła, a potem zsuwa się na kraniec swojego siedzenia i kuli swoje wielkie ramiona jakby próbował zrobić się mniejszy. Kiedy to się nie udaje przez jego rozmiar i mięśnie, przyciąga mnie bliżej. Pochyla głowę i kładzie ją na miękkiej części mojej klatki piersiowej mrucząc łagodnie, wzdycha.
Jestem tak zdziwiona, że nawet się nie ruszam.
Pete unosi brew, gdy widzi jak Justin jeszcze ciaśniej oplata ramiona wokół moich bioder i przyciąga tak bardzo aż jego głowa leży idealnie na mojej piersi. Pomrukuje i znowu wzdycha. Riley unosi obie brwi. Diane uśmiecha się czule jakby właśnie się rozpłynęła. Ja nie tylko się rozpłynęłam, ale jestem już płynna pod nim. Moi rodzice, trener i nauczyciel są cudownymi ludźmi, ale nie są fanami uścisków i
pocałunków jak na przykład moja przyjaciółka Melanie, która była zasypywana czułością i teraz rozgłasza ją po całym świecie jakby to był jej obowiązek. Ale sposób w jaki patrzy na mnie Justin, w jaki nie ukrywa swojego zainteresowania mną nawet przed swoją publiką podczas walk. Sposób w jaki właśnie się we mnie wtulił niczym duży niedźwiedź, który właśnie znalazł jaskinię na sen zimowy powoduje, że czuję ból w niesłychanie głębokich miejscach siebie. Cicho i z całą czułością na świecie, przeczesuję palcami jego sterczące, ciemne włosy. Później przesuwam paznokciem po jego uchu. Mocno oplata mnie ramionami w jakiś sposób trzymając mnie na uwięzi jak poduszkę.
- Chcecie trochę czasu wolnego, kiedy dotrzemy do hotelu?- Pyta nas Pete i ton jego głosu wibruje tak jakby dotknęła go jakaś głęboka emocja.
Jestem zajęta przesuwaniem palcami przez jego włosy, gdy czuję jak Justin potakuje na mojej klatce piersiowej. Nawet nie trudzi się podniesieniem swojej ciężkiej głowy.
Nigdy nie widziałam go tak spokojnego, gdy jest maniakalny. Albo żeby siedział tak nieruchomo.
Oszołomione miny Pete’a i Riley’ego całkowicie potwierdzają, że oni też nie.

Kiedy docieramy do naszych pokoi, przynoszą nam nasze walizki do apartamentu. A potem robię to, co zawsze. Odpinam moją i na początku stawiam małą kosmetyczkę pod umywalką.
Justin obserwuje mnie z drzwi z taką tęsknotą, że przestaję myć zęby. Mam usta pełne piany, gdy zauważam jego spojrzenie. Wygląda na głodnego. Bardzo głodnego. Prawie zdesperowanego. Gdy podchodzi, szybko wypłukuję usta i wycieram ręce w ręcznik. Nie uśmiecha się. Jego czarne oczy wsysają mnie w swoje głębiny. Podnosi mnie z łatwością i wnosi z powrotem do naszego pokoju.
Nic nie mogę poradzić na sposób w jaki drży moje wnętrze, kiedy wtulam się w jego szyję i wdycham go. Kładzie nas na łóżku. Myślę, że wiem czego chce, ale nie jestem pewna.
Więc czekam i obserwuję go przez chwilę.
Ściąga mi buty i rzuca je na bok, a potem słyszę głośne stuknięcie o podłogę jego własnych.
- Chcę twoich rąk na mojej głowie. - Potakuję i przesuwam się, by zrobić mu miejsce.
- Czy to uspokaja twoje rozbiegane myśli? -Kręci głową, potem bierze mnie za rękę i kładzie ją sobie na szerokiej piersi. Jego głos jest nierówny, kiedy bierze w pułapkę mój wzrok.
- Uspokaja mnie tutaj. - Uderza mnie zbitek emocji, gdy czuję pod dłonią bicie jego serca. Jest wolne i potężne tak jak mogą bić serca jedynie świetnych sportowców. Wpatruję się w jego oczy widząc w
nich tą samą tęsknotę co przed chwilą. Kocham go w takim stopniu, że przysięgam, iż moje serce właśnie zrównało się z jego rytmem.
Kładzie się obok mnie, oboje jesteśmy ubrani, kiedy układamy się na poduszkach.
Opuszcza głowę na moją pierś i wtula we mnie każdy kawałek swoich potężnych mięśni wąchając moją szyję. Schylam głowę, całuję czubek jego głowy i zaczynam przesuwać opuszkami palców po skórze jego głowy. Nie spał od wielu długich, niekończących się, niespokojnych, szalonych dni.
Dni, gdy czułam jak głaszcze mnie po włosach i plecach w nocy. Kiedy słyszałam ściszony dźwięk muzyki, której słuchał. Słyszałam jak je w kuchni o północy, bierze zimne prysznice, a kiedy te prysznice zdawały się nie pomagać, budziłam się, gdy miał zamiar kochać się ze mną.
Ale od tak dawna nie słyszałam, aby spał…
Więc, gdy słyszę jak jego oddech wyrównuje się i uprzytamniam sobie, że zasnął w moich ramionach, w środku dnia, w środku epizodu maniakalnego, nie wiem jak uda mi się utrzymać emocje puchnące w mej piersi. Po cichu wycieram łzę z policzka, a potem kolejną. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że taki mężczyzna istnieje albo, że mogłabym mieć coś takiego dla siebie. Te chwile. To... połączenie. Nigdy bym nie pomyślała, że ta desperacka, prawie bolesna tęsknota, którą do niego czuję może być odwzajemniona.
Pierwszy raz w życiu płacząc ze szczęścia, głaskam go po włosach, szczęce, szyi, ramionach. Po cichu kochając każdy jego milimetr, patrzę na jego idealne, pełne usta, twardą silną szczękę i czoło.
Światło słoneczne wkrada się do pokoju i oświetla go pozwalając mi spijać jego perfekcję jakbym była ćpunką. Nasze buty leżą na podłodze, przy drzwiach nadal pełne walizki. Jesteśmy w kolejnym pięknym apartamencie w kolejnym ekskluzywnym hotelu i przysięgam na moje życie, że nigdy nie czułam się tak kompletna jak w tej chwili. Z tym mężczyzną śpiącym w moich ramionach, z jego potężnymi ramionami wokół mnie, nosem między moimi piersiami, ciepłym oddechem na mojej skórze. W dziwnym miejscu, w nowym pokoju, z daleka od wszystkiego, co znałam…
Przykładam usta do jego ucha.
- To przez ciebie.- Szepczę zamykając oczy.
- Jestem szalenie szczęśliwa. Jestem w domu gdziekolwiek ty jesteś. -Jestem tak zdeterminowana, by pilnować jego snu, że rezygnuję z kolacji mimo, iż burczy mi w brzuchu. Wkrótce uspokaja się i przez cały czas obdarowuję jego duże, piękne ciało dotykiem, który cicho mówi...'Remington, kocham cię'.
Zaczyna wiercić się w środku nocy i jestem już wyczerpana, ale też zdeterminowana jak nigdy. Moje ramiona są ciężkie, ale dalej pieszczę go i głaszczę.
Budzi się z miękkim pomrukiem, chwyta mnie z łatwością i przysuwa do siebie tak, że
teraz to ja wtulam się w jego pierś. Ociężale całuje moje ucho.
- Brooke. - Mówi.Tylko jedno słowo.
Naznaczone snem, wypowiedziane tak nisko i intymnie, że mogłoby być oświadczynami, jakąkolwiek prośbą, na którą moją odpowiedzią byłoby i zawsze będzie 'tak'.
- Tak, Justin. - Szeptam głosem tak samo zaspanym jak jego, gdy wtulam się w jego obojczyk.
Warczy i powoli mnie wdycha.
- Moja Brooke.- Jego głos nadal jest gęsty i chrypiący.
Dotyka guzika moich obcisłych jeansów i czule całuje mnie w szyję. Klepie mnie w tyłek dużą ręką.
- Dlaczego nadal w nich jesteś? - Zanim przypominam sobie dlaczego, słyszę jak odpina guzik i zsuwa rozporek. Każdy mój mięsień zaciska się. Pojękuję i przyciskam nos do jego szyi wtulając się w niego jak kotek proszący o pieszczoty.- Czekałam aż zdejmie je ze mnie najseksowniejszy mężczyzna na świecie.

~~~~
Około 3 nad ranem Justin mruczy w moje ucho 'głodny' i wstaje, by napaść na kuchnię, a kiedy tak leżę w łóżku i rozciągam się to mój żołądek natychmiast się z nim zgadza.
Zapalam lampkę i ubieram się w pierwszą rzecz z walizki na jaką trafiam. To jeden z jego satynowych szlafroków z napisem RIPTIDE. Mocno zawiązuje pasek w talii, materiał jest cudowny i zimny na mojej skórze.  Szlafrok jest na mnie za duży, sięga mi aż do kostek, ale szczerzę się po prostu kocham nosić
jego ubrania. Idę za nim sprawdzić, co Diane zostawiła dla nas w kuchni.
Wewnątrz grzejącej szafki znajdują się dwa ciepłe talerze z kurczakiem w parmezanowej panierce, szpinak, buraczki i czerwone ziemniaki. Wyciągam je i gdy biorę sztućce widzę, że Justin już rozłożył się przy stole w jadalni. Ma na sobie parę luźnych spodni od dresu i cudownie gołą pierś.
Wybiera masło orzechowe natką selera i przeżuwa, ale przestaje jeść, kiedy mnie widzi i momentalnie przełyka to, co miał w ustach.
Jego oczy rozszerzają się, upuszcza selera i opiera się na krześle krzyżując swoje umięśnione ramiona tak, że atramentowe żyły uwidaczniają się na jego bicepsach. Wyglądają mrocznie i seksownie.
- Spójrz tylko na siebie. - Mówi i te słowa są warknięciem czystej, męskiej rozkoszy.
Słowo RIPTIDE przepysznie tli się w moje plecy, gdy podchodzę z talerzami uśmiechając się szeroko.
- Oddam go, kiedy wrócimy do łóżka. Kręci głową i poklepuje swoje kolano.
- Jeśli jest mój to jest i twój. -Stawiam jedzenie na stole, łapie mój tyłek przez satynę i przyciąga na swoje kolana.
- Jestem tak cholernie głodny. -Bierze plasterek czerwonego ziemniaka i wrzuca go do ust oblizując palce.
- Smakowałyby ci czerwone ziemniaki mojej mamy. Dodaje pieprz cayenne, by je zaostrzyć.- Mówię mu podnosząc kawałek i przeżuwam. Posmak rozmarynu i idealnie ugotowanych ziemniaków rozpływa się w moich ustach.
- Tęsknisz za domem? -To pytanie sprawia, że spoglądam na niego jak kończy jeść kolejnego ziemniaka i dociera do mnie, że on tak naprawdę nie miał domu. A miał?
Jego domem był ring bokserski i tony hoteli. Jego rodziną był jego zespół i fani. Moja pierś puchnie i prawie wybucha. Wtedy kiedy zamknął mnie razem z sobą w apartamencie hotelowym zaraz po tym
jak po raz pierwszy widziałam Pete’a usypiającego go, Justin był w depresji, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Trzymał się, mnie by nie oszaleć, ale tego o tym też nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że nie chciał bym opuściła ten pokój i nie chciał wpuścić nikogo innego. Chciał mnie tam. Chciał mojego dotyku tak jakby uziemiał go, a moje usta były jedynym ciepłem w jego zimnie, jedynym światłem w jego ciemności. Justin nie jest człowiekiem słów. Jest człowiekiem czynów i instynktu.
Czasami trzeba się zająć tym dużym, silnym mężczyzną i przysięgam, że chciałabym być dziewczyną, która się nim zajmie. Chcę być tym bardziej niż czymkolwiek kiedykolwiek.
On, który nigdy nie miał domu, chce wiedzieć czy ja tęsknię za domem?
Kiedy śpię jak królowa w miękkim łóżku, w jego ramionach, jem najlepsze potrawy jakie istnieją, wykonuję moją pracę i spędzam z nim czas, kiedy czasami jest zarozumiały, czasami zrzędliwy i zawsze uroczy?
Odkładam widelec, obracam się twarzą do niego i głaszczę koniuszkami palców zarost na jego szczęce.
- Kiedy nie jestem z tobą to tęsknię za domem. Ale kiedy jestem z tobą, to nie tęsknie za niczym.
- Jego dołeczki pojawiają się na chwilę i pochylam się, aby pocałować ten najbliżej mnie. Mruczy łagodnie i pociera swoim nosem o mój.
- Będę trzymał cię blisko, żebyś nie tęskniła. - Mówi.
- Tak, proszę. W zasadzie to jestem pewna, że dokładnie tutaj jest wystarczająco dużo miejsca.- Wiercę się znacząco na jego kolanach, a on podgryza moje ucho i przytula mnie mocno.
-Racja! -Śmiejemy się i kończy się na tym, że jemy z tego samego talerza tym samym widelcem i karmimy siebie na przemian.
Kiedy wyczuwam jego niespokojność, która przychodzi razem z manią, dociera do mnie, że wygląda jakby chciał mieć coś do roboty. Tak więc dostarczam mu tego, a on całkowicie mnie osacza drażniąc moje usta widelcem. Otwieram je posłusznie i pozwalam, by mnie karmił.
Uwielbiam sposób w jaki jego oczy ciemnieją za każdym razem, kiedy spogląda na moje otwierające się usta. Wsuwa wolną rękę pod satynowy rękaw i czule pieści mój triceps jednocześnie
obracając się z powrotem do talerza i nabierając trochę jedzenia dla siebie.
Patrzę jak bierze duży kęs, a potem czekam aż pokroi więcej kurczaka i nakarmi mnie nim razem z pozostałymi przysmakami. Patrzy jak gryzę, chłonę i w końcu przełykam. Jego usta układają się w czuły uśmiech.
- Do kogo należysz?- Pyta miękko i głaszcze mnie po kręgosłupie. Moje serce rozpływa się, kiedy odkłada widelec i wsuwa tą rękę przez rozchylony materiał obejmując moją talię. Schyla głowę i całuje moje ucho szepcząc.
- Do mnie.
- Całkowicie do ciebie. - Obracam się i siadam na nim okrakiem. Zakopuję nos w jego grubej, ciepłej szyi i obejmuję ramionami jego szczupły pas.
- Zaczynam się bardzo denerwować tą dużą walką. A ty? -Z jego piersi wydobywa się chichot, gdy odsuwa się i zerka na mnie z góry. Wygląda  na bardzo rozbawionego.
- Dlaczego miałbym być?- Chwytam moją brodę i odchyla mi głowę do tyłu tak, że jego śmiejące się ciemne oczy łapią moje.
- Brooke, ja go rozniosę. -Pewność w jego głosie niesie ze sobą taką głębię i moc, że prawie żal mi Skorpiona. Justin nie tylko go rozniesie, ale też będzie się przy tym dobrze bawił.
- Justin, uwielbiam sposób w jaki walczysz, ale nie masz pojęcia jak mnie to wszystko stresuje.
- Dlaczego, Brooke?
- Bo tak. Jesteś… ważny dla mnie. Chciałabym, by nic nie mogło cię dotknąć, a co kilka wieczorów, jesteś po prostu…tam. Wiem, że wygrasz, ale i tak.
- Ale jesteś szczęśliwa, Brooke? Ze mną? -Jego twarz tężeje z tym pytaniem i nagle wygląda na super skupionego, prawie tak samo jak, kiedy pyta mnie: 'Podobała ci się walka?'
- Szalenie. - Przyznaję, przytulam go i wącham jego szyję. Uwielbiam to jak jego zapach
uspokaja mnie.
- Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Szalenie szczęśliwa i szalona. Nie chcę być bez ciebie ani chwili. Nawet nie chcę, żeby te wszystkie kobiety patrzyły na ciebie i krzyczały te rzeczy, które krzyczą.
- Jego głos zmienia się w ten intymny, którego używa podczas seksu.
- Jestem twój. To ciebie zabieram ze sobą do domu.- Wącha moją szyją, potem ociera się za uchem i szepta do mnie.
- Jesteś moją partnerką, zdobyłem cię.
Po tych słowach przesuwa mnie na bok i znowu zaczyna karmić.
Wygląda na to, że cieszy go obserwowanie jak moje usta otwierają się i zamykają na tym czym mnie karmi. Lubi mnie karmić i myślę, że ta obsesyjna męska satysfakcja, którą z tego czerpie pochodzi od jego przodka, Neandertalczyka.
Pochłaniamy całe jedzenia, pieścimy się i całujemy. Opowiadam mu o Melanie, o tym jak ona i Riley spali ze sobą jednej nocy i wygląda na to, że teraz stali się dobrymi SMS-owymi przyjaciółmi.
Śmieje się.- Opowiedz mi więcej. - Zachęca mnie, jedząc dalej. Więc opowiadam mu o moich rodzicach, o tym jak kiedyś Nora zakochiwała się we wszystkim, co miało nogi, a on uśmiecha się. Kocham sprawiać, że się uśmiecha.

- Pamiętasz coś miłego o swoich rodzicach?- Pytam, kiedy wracamy do głównej sypialni i kładę się do łóżka.
- Moja matka kreśliła na mnie znak krzyża każdego wieczoru.- Zamyka drzwi na klucz i wiem, że to po to, aby ukrócić poranne wtargnięcie Riley’ego i przyłapanie nas nago.
- Kreśliła go na moim czole, ustach i sercu.
- Była religijna? - Justin wzrusza dużymi ramionami i widzę, że zatrzymuje się przy swoim bagażu
podręcznym, by wyciągnąć iPada i słuchawki. Szczerze, myśl o rodzicach Justina jest dla mnie torturą. Jak ktoś tak religijny mógł opuścić najbardziej skomplikowaną i piękną istotę ludzką jaką kiedykolwiek poznałam? Jak mogli?
Justin zanosi swoje rzeczy na stolik nocny i widzę, że ustawia wszystko blisko siebie.
Przygotowuje się do przytulania mnie przez całą noc, bo ma świadomość tego, że nie zaśnie.
- Tęsknisz za swoją rodziną?- Pytam, kiedy dołącza do mnie. Łóżko skrzypi, kiedy Justin kładzie się do łóżka i momentalnie sięga po mnie.
- Nie można tęsknić za czymś czego nigdy się nie miało. -Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, chcę jednocześnie płakać, karmić i chronić go przed wszystkimi, którzy go skrzywdzili.
Rozwiązuje pasek szlafroka i zsuwa satynę z moich ramion. Lubi, gdy jestem naga, bo wtedy może oddawać się temu swojemu lwiemu lizaniu, a ja lubię sprawiać mu przyjemność.
Wyciągam ramiona i odrzucam szlafrok, a on przyciąga mnie do siebie, skóra na skórze.
Nagle z całą mocą chcę dać mu wszystko, co mam. Moje ciało, duszę, serce, rodzinę.
- Gdybym ci coś powiedziała. - Szeptam, gdy znajdujemy nasze ulubione miejsce leżąc twarzą w twarz z moją nogą pomiędzy jego udami. Nasze ciała są splątane i dotykają się tak bardzo jak to możliwe.
- Będziesz jutro pamiętał? -Zakrywa nas pościelą i przysuwa moją twarz do swojej szyi, a jego ręce wędrują po moim kręgosłupie.
- Mam nadzieję, że tak.
Czuję jak jego stopy ruszają się niespokojnie obok moich, uśmiecham się i sięgam, aby pogłaskać go po włosach. Chcę pomóc mu się zrelaksować i pewien pomysł przychodzi mi do głowy. Doskonały pomysł. Taki, przez który zrozumie co chcę powiedzieć i w ten sposób nie będę zmuszała go do czegoś, z czym może nie czuć się dobrze. W zasadzie to w ogóle nie będzie musiał odpowiadać.
Sięgam do stolika nocnego, chwytam jego iPoda i słuchawki modląc się, by znaleźć tam, tą piosenkę. Szalenie ją lubię, ale nigdy, przenigdy nie identyfikowałam się z nią do tej chwili. Teraz chcę wykrzyczeć ten tekst Justinowi.
- Załóż. - Mówię podekscytowana. Szczerzy się, wiem jak kocha, kiedy puszczam mu muzykę.
Prostuje się na wezgłowiu łóżka, zakłada słuchawki, a potem przyciąga mnie na swoje kolana i układam się na nim. Odnajduję ją. To idealna piosenka na powiedzeniu mu, że szaleję za każdą wyjątkową cząstką niego. Tak więc wybieram 'I Love You' Avril Lavigne i włączam ją.
Słyszę jak zaczyna się muzyka i podniecenie mknie przez moje żyły, kiedy robi głośniej. Nawet z jego kolan słyszę jak tekst zaczyna mówić do niego.
Wiem, że jutro może tego nie pamiętać. Wiem, że jego oczy są czarne, i że puszczanie mu piosenki to nie to samo co wypowiedzenie tych słów, ale spędziliśmy ze sobą tyle nocy.
Trenujemy ze sobą, kąpiemy się razem, biegamy, jemy i karmimy siebie nawzajem, pieścimy i rozmawiamy. Myślę, że Justin nigdy nie otworzył się przed nikim tak jak przede mną.
Przez całe moje życie miałam wzniesiony mur i nigdy nikomu nie pozwoliłam przebić się przez niego dopóki nie dotarło do mnie, że był…już w środku.
Oddycham nim i żyję nim każdego dnia, nawet śnię o nim leżąc obok niego w łóżku.
Podekscytowana poza słowami, słyszę jak piosenka leci dalej i obserwuję jego twarz żując wargę. Badam jego reakcję. Każde słowo jest tak idealne, cała piosenka jest przeznaczona dla niego, łącznie z refrenem. Przysięgam, że właśnie go słyszę: 'Jesteś taki piękny, ale to nie dlatego cię kocham'.
Słucha patrząc na moją twarz, jest skupiony na moich rysach. Na moich pełnych ustach. Na bursztynowych oczach. Na wysokich kościach policzkowych.
- Puść ją jeszcze raz. - Jego głos jest tak ledwo słyszalny, że prawie musiałam czytać z ruchu jego ust, by zrozumieć co powiedział. Klikam przycisk „powtórz”, ale on zamiast słuchać jej jeszcze raz, przewraca mnie na plecy. Zakłada mi słuchawki, dopasowuje je do mojej mniejszej głowy, a piosenka znowu zaczyna lecieć.
W kolejnej sekundzie słucham 'I Love You', piosenki, którą właśnie mu puściłam. I, którą Justin Bieber teraz puszcza mi.  Zamykam oczy, moje serce drży w piersi. To, co do niego czuję nabrzmiewa we mnie aż czuję się pełna i bezsilnie zużyta od wewnątrz. Czuję jego usta na moich, piosenka gra w moich uszach, gdy zaczyna mnie całować w sposób, który nie jest seksualny, ale na pewno czuły.
To jest sposób w jaki Justin otwiera się na mnie. Czuję łaskotki od czubka głowy aż do podeszew stóp, gdy chłonę każdą rzecz jaką próbuje mi powiedzieć tą piosenką, ustami, delikatnym dotykiem.
To, że może niczego nie zapamiętać, nie znaczy, że jest to dla mnie mniej prawdziwe.

__________________________________________________________________________________

Będzie bałagan ugh :/
Czyż nie było to słodkie jak  Jus wtulał się w Brooke awwh *__*
Czy wy też chcecie takiego Misiaka Przytulaka?

__________________________________________________________________________________

Na moim profilu znajdziecie Mine book 2
Przygotowałam już do drugiej części, bo moi mili zbliżamy się do końca Real
Możecie wejść i dać znać czy podoba wam się header ( który zrobiłam sama)  :)

Do następnego Miśki
xx

28 komentarzy:

  1. Matko jaki justin jest słodki aw Taki misio.
    Jestem pewna, ze justin dowie sie o tym pocałunku brooke ze skorpionem. Mam takie małe przypuszczenia, ze go wyleją bo sie za bardzo wkurzy i złamie zasadę. Rozdział cudowny! Czekam z niecierpliwoscią na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :) Czekam na nexta (;

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja spodziewałam się jakiejś dramy jak Justin będzie czarny w tu misio haha najsłodszy rozdział, może oprócz początku:/

    OdpowiedzUsuń
  4. B.O.S.K.I. *,*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to !!! Ten rozdział jest najsłodszy w całym opowiadaniu :D Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooo Justin był tak cholernie słodki kiedy się w nią wtulał! <3
    Świetny i czekam na nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Koooocham <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że Justin będzie pamiętał co chciała mu powiedzieć Brook. Skorpion... ewww ochydny typ. Jak Nora może go "kochać". Rozdział jak zawsze cudownu. Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojejku tak jakby wyznali sobie miłość awh ❤️

    OdpowiedzUsuń
  10. Końcówka>>>>> Oni są tacy ghghjdkxdkdxkzslx <3
    Ja już chcę następny! Kocham to ff <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham ich tak bardzo <3 czekam na kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  12. wtf?! To ile będzie w sumie rozdziałów??
    Mam nadzieję, że będzie ich duuużoo!!

    OdpowiedzUsuń


  13. Jejku oby tylko Justin pamiętał wszystko albo chociaż to że puściła mu tą piosenkę :O. Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń


  14. Jejku oby tylko Justin pamiętał wszystko albo chociaż to że puściła mu tą piosenkę :O. Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Współczuje norze, jak ona może byc ze skorpionem lol Justin niedźwiadek xd Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Matko! Jakie słodkie. Genialny rozdział. Kocham ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  17. Czekam na nn <333

    OdpowiedzUsuń
  18. Misiaki Przytulaki♥♥
    Kocham ich, są tacy namiętni, słodcy i romantyczni!
    Już nie mogę się doczekać kolejnego♥♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy można sie spodziewać następnego rozdziału? Kocham to ff :)

    OdpowiedzUsuń
  20. AWWW KOCHAM TO FF !!!!!!! Justin jaki misiak >>>>>>>
    Czekam na next! xx

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy dodasz następny? xx

    OdpowiedzUsuń
  22. Błagam dodaj rozdział :(((

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak zdąże to rozdział dodam jeszcze dzisiaj.
    Jellyboo
    xx

    OdpowiedzUsuń
  24. ❤️❤️❤️ Mega ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  25. Dodasz dzis? :(

    OdpowiedzUsuń